niedziela, 26 grudnia 2010 15:05
Święta trwają, a miałam plany czytelnicze. Czas zajrzeć do książek. Rok biblijnego życia A.J. Jacobsa to całkiem odpowiednia pozycja na święta. Tylko jeśli autor poświęcił eksperymentowi życia zgodnego ze wszystkimi wskazówkami prawa biblijnego przez rok, to może i ja powinnam to rok czytać? Jeden rozdział dziennie?
Nie da się, choćby ze względu na moją niecierpliwość. Nie potrafię odłożyć książki, skoro mam ochotę czytać. Tak więc jestem już na 173. stronie. Oczekiwałam czegoś innego. Wyobrażałam sobie, że autor zawiesił całe swoje dotychczasowe życie, wprowadzając na co dzień zasady biblijne co do joty, a więc, ze będzie mieszkał w namiocie na pustyni Negev. Przeliczyłam się. Nadal mieszka z rodziną, zajmuje się dzieckiem, pracuje w redakcji i... jeździ po świecie, rozmawiając z wieloma, bardzo wieloma ludźmi, przedstawicielami różnych organizacji, sekt i odłamów religijnych.
Po chwilowym zaskoczeniu jednak książka wciąga. W konfrontacji z różnymi poglądami na tematy wiary, religii, obecności Boga - a właściwie wyobrażeń na temat obecności Boga w życiu człowieka - można, śledząc poszukiwania autora, odnaleźć swoje osobiste poglądy, czasem nawet na co dzień nieuświadamiane. Można też dokonać kilku odkryć.
Pierwsze zaskakujące odkrycie: kulinarne. Dlaczego w naszej kulturze pokutuje zakaz picia mleka po spożyciu mięsa? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze w domu mówiło się, ze to niezdrowe, że grozi komplikacjami żołądkowo-jelitowymi, jednym słowem, że można dostać rozwolnienia. Zauważmy, że respektuje się tę zasadę we wszelkich punktach zbiorowego żywienia. Tymczasem i w mojej rodzinie znajdują się osoby, które nic sobie z tego nie robią. Twierdzą wręcz od lat, że po mięsnej potrawie mają straszna ochotę na mleko i piją je bezpośrednio po posiłku. I oczywiście nic się nie dzieje, nie mają żadnych trawiennych problemów. Też tak kiedyś spróbowałam. Wszystko było w porządku. Czyli nacisk społeczno-obyczajowy nie wynikał z rzeczywistych przesłanek zdrowotnych. Więc skąd? Z Biblii. Jak zauważa Jacobs, biblijny zakaz Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki jest przez rabinów interpretowany jako staranne oddzielanie mięsa od mleka, za czym idą określone wskazówki, ile trzeba odczekać między daniem mięsnym a nabiałowym. I tak często, nieświadomie zupełnie, stosuje się na co dzień regułę mającą pochodzenie czysto religijne. Nie wiedziałam o tym.
Obserwacja współczesnego życia doprowadza autora często do ciekawych i humorystycznych wręcz wniosków, np. na temat pracy: Przed moim rokiem biblijnym należałem do największych profanatorów szabatu w Ameryce. Jestem pracoholikiem. (...) Gdyby nadeszła Apokalipsa, nie ma wątpliwości, że pracowałby [ojciec autora] i wtedy, podnosząc wzrok dla zarejestrowania występujących z brzegów rzek krwi, a potem wracając do pracy. Ja pewnie zrobiłbym to samo. (...) Pracujemy w sobotę, żydowski szabat. Pracujemy w niedzielę, chrześcijański szabat. Pracujemy ciężej niż sam Bóg w Księdze Rodzaju. Nie da się zaprzeczyć - uwaga słuszna.
Przyczyny podjęcia przez autora tematu i przeprowadzenia eksperymentu są nadal dla mnie niejasne. przewija się jakiś aspekty finansowy - realizacja zamówienia na napisanie książki opisującej eksperyment. Jest to o tyle zastanawiające, że Jacobs wychodzi z pozycji agnostyka, niewierzącego, który nawet nakaz codziennej modlitwy wykonuje niejako tylko technicznie, bo jak się modlić do kogoś, w kogo się nie wierzy? Na początku więc nawet nie wie, jakich słów używać. Życie w zgodzie z jakimikolwiek religijnymi zasadami jest dla niego niezrozumiałą abstrakcją, mimo że w jego rodzinie były i są osoby religijne. Niemniej podziwu godny jest punkt wyjścia autora: Więc przysięgam sobie poświęcić następne kilka dni na szukanie literalizmu biblijnego w najszlachetniejszym wymiarze. Otóż to, szukać w postawie i przekonaniach innych ludzi tego, co dobre i szlachetne bez względu na to, jak bardzo różnimy się światopoglądowo. To jedyny właściwy punkt wyjścia we wszelkim szukaniu porozumienia. Także na poziomie całkiem zwyczajnego codziennego życia między sąsiadami czy współpracownikami. Ateista, zamiast wyśmiewać rzekome zacofanie człowieka wierzącego, może znaleźć w jego postawie wielkoduszność, pokorę, życzliwość, poświęcenie... I odwrotnie: wierzący zamiast straszyć niewierzącego piekłem może znaleźć w nim człowieka o otwartym umyśle, racjonalnego, dociekliwego badacza, rzeczowego dyskutanta.
Szukać w drugim człowieku tego, co najszlachetniejsze - czyż to nie jest piękne?
Tymczasem podejrzewamy drugiego człowieka o wszystko, co najgorsze. Skądś się musiało wziąć "Człowiek człowiekowi wilkiem".
OdpowiedzUsuńTo bardzo stare powiedzenie, chyba z Plauta(Homo homini lupus est),spopularyzowane przez Hume`a w wieku XVIII, widocznie człowiek staje się coraz gorszy.
OdpowiedzUsuń