poniedziałek, 28 grudnia 2020

Granica Matecznika

Znalazłam, znalazłam granicę Matecznika, 

Która wstrzymuje kroki i grozą przenika.

Pomiędzy zielonymi pagórami  grzbiety

Wiedźmy pochowane w błotach, nagie szkielety

Drzew w oparach siarki, pnie omszałe na straży

Tajemnicy: dalej wejść nikt się nie odważy!







sobota, 26 grudnia 2020

Spacerownia puszczańska

      Dzień w sam raz na dalekie wędrówki. Jedna ze starodawnych wróżb ludowych głosi, że jak człowiek spędzi dzień Bożego Narodzenia, tak ułoży się cały przyszły rok. Dlatego nie wolno spać, bo oznaczałoby to, że prześpi się być może to, co miałoby nas spotkać dobrego. Inne wyjaśnienie, bliższe ludowym wyobrażeniom, ostrzega, że jak prześpimy właściwy czas, zarosną nam grządki. To akurat prawda, natura jest bezlitosna, przegapienie terminu, nieważne z jakiego powodu, mści się okrutnie. Tymczasem mamy zimę i od grządek można odetchnąć, więc czas dobry na zwiedzanie dzikich ostępów. 


Wygląda dosyć tajemniczo, ale i zachęcająco. 


Takie zielone skarpetki na pniach drzew


                                                    I niemal zielone kombinezony na odnóżach 

Tajemnicze istoty "korzenne" 

Takie cudne "czapeczki" rozsiadły się tu i ówdzie

Przepiękna brzezina! Aż chce się zabłądzić. 


Leśny drogowskaz, tu przebiega skrzyżowanie leśnych dróżek


Przejścia do Matecznika pilnuje "szlaban". Tu skończyła się moja wędrówka

wtorek, 22 grudnia 2020

O tym, jak wspieram polską gospodarkę

     Czy też po prostu gospodarkę lokalną. Rządowe tarcze niech sobie będą, ale co ja zrobię, gdy splajtuje niemal ostatni szewc i kaletnik w moim mieście?!Zwłaszcza gdy tym szewcem jest kobieta?! Nie można do tego dopuścić. Wygrzebałam torbę podróżną, którą od dawna zamierzałam oddać do naprawy i zaniosłam. Pani kaletnik ma co robić, podziękowała za dostawę pracy i po nowym roku będę miała torbę jak nową. 

     Dlaczego co roku muszę się tłumaczyć, że nie robię wigilijnych potraw (innych też nie robię zresztą), bo nie lubię stać przy kuchni i nie muszę jeść ani dwunastu, ani określonych obyczajowym uzusem? W tym roku jednak mam wymówkę: nie robię, bo ratuję lokalny rynek żywnościowy. W pierogarni na wynos kupuję w porze obiadowej pierogi jeszcze ciepłe, w rybnym gotowe sałatki na wagę poporcjowane według potrzeb, w piekarni chleb domowy lub z ziarnami zbóż, a jak mnie naleci, to i słodkości jakieś. W innej piekarni mam upatrzony zawsze jeden zakup - regionalny przysmak: pieróg jaglany na słodko z rodzynkami. Pychota! Poza tym kawa. Kawa tylko z lokalnej palarni, herbata z lokalnej herbaciarni - nawet autorskie mieszanki mają. 

        Nie ma bożonarodzeniowych jarmarków, nie ma stoisk, na których przed świętami cieszyły oczy choinkowe ozdoby i inspirujące prezenty. Co roku bywałam na kilku takich jarmarkach, a dziś?... Wiadomo, posucha!  Czasami jednak przydaje się Internet. Wyśledziłam w dwa weekendy bożonarodzeniowy kiermasz w Lublinie w pewnej pracowni rękodzieła. Lokalik niewielki, dwa skromne pomieszczenia. Dlatego artyści amatorzy mogli tam zostawić soje wyroby niejako w komis, a organizatorzy sprzedawali je podczas dwóch sobót i niedziel. I co z tego, że mam do Lublina kawał drogi? Nieważne, jadę, bo nie mam prezentów, a chińszczyzny w supermarketach kupować nie będę. No i przytargałam całą torbę. Wyroby ze sznurka, ręcznie odlewana ceramika, ozdoby z filcu, zapachowe mydełka z ziołami, niepowtarzalne ręcznie robione kartki świąteczne... Miałam ochotę na więcej, ale coś dla innych trzeba  zostawić, a za mną ustawiła się kolejka chętnych. Nie tylko ja  wspieram lokalny rynek. 


Dzisiaj jeszcze kupiłam kolorowy flamaster i tylko popodpisywać mi zostało. 

środa, 16 grudnia 2020

Piękny!

    


Zakwalifikowałam ten film do baletu - bo czy to nie piękny balet na czterech nogach? Totilas - koń, który w swojej dyscyplinie (ujeżdżanie) wygrał wszystko, co możliwe. Właśnie poinformowano, że nie żyje. Miał 20 lat. Najdroższy koń świata, za którego w szczycie sportowej kariery zapłacono 10 mln euro. 

piątek, 11 grudnia 2020

Pierwsza Polka na Dachu Świata

         Kontynuuję cykl o Polkach, które dotąd mało znane, zasłużyły się w historii kultury i odkryć na skalę znacznie przekraczającą granice naszego kraju. W pierwszym odcinku bohaterką była Regina Salomea Pilsztyn, której los i zainteresowania poprowadziły drogą medycznej kariery do stambulskiego haremu sułtana Mustafy III. Był to wiek XVII. Odcinek drugi poświęciłam hrabinie Ewie Dzieduszyckiej, która zafascynowana Indiami powędrowała aż do stóp Himalajów. Ale to młodsza o rok Jadwiga Toeplitz-Mrozowska (1880 - 1966) wspięła się jeszcze wyżej i położyła niezbywalne zasługi dla odkryć geograficznych w regionie pamirskich szczytów. 

      Od dzieciństwa chciała zostać aktorką i została nią, mimo braku formalnego aktorskiego wykształcenia, wzbudzając z jednej strony aplauz męskiej części widowni, a z drugiej zgorszenie odważnie kreowanymi bohaterkami kobiet wyzwolonych. Pierwszy mąż Longin Poray-Wybranowski zarzuci jej, że w życiu również gra postać teatralną - wyzwoloną i demoniczną Lulu ze sztuki Wedekinda "Demon ziemi".  Rozstanie tej pary było kwestią czasu. Jadwiga Mrozowska na początku XX wieku zasłynęła jednak kreacjami w teatrach lwowskich i krakowskich, grając w sztukach Fredry, Szekspira, Wyspiańskiego, Słowackiego, Przybyszewskiego czy Zygmunta Krasińskiego. Tadeusz Boy Żeleński pisał o niej erotyki, a ona wykreowała na scenie postać specjalnie dla niej napisaną Markizę. Miała też ambicje operowe. W 1910 r. wyjechała na stałe do Włoch, by podjąć studia śpiewacze jako sopran liryczny. Występowała w prowincjonalnych teatrach operowych. Ani scena teatralna, ani operowa nie stały się ostatecznym celem jej światowych sukcesów.

      W 1918 roku we Włoszech poślubiła milionera Józefa Toeplitza, dzięki któremu mogła bez przeszkód realizować swoją największą pasję - podróże. Bynajmniej nie były to podróże w stylu dzisiejszych instagramowych przechwałek przed oczami znajomych. Jadwiga Mrozowska wyruszyła na szlaki dotąd nieznane i niezbadane. Podróżuje przez Indie, Cejlon, Birmę, Azję Mniejszą, dolinę Eufratu i Tygrysu oraz Persję. Jej wyprawy stają się coraz bardziej profesjonalne i naukowe. Szuka sposobów na dotarcie tam, gdzie nie wpuszczają obcokrajowców. Na przykład żeby dostać się do światyni boga Śiwy w Maduraju, zakłada sari i przebiera się za Hinduskę. W przerwach między podróżami wygłasza odczyty, sprawozdania i relacje, pisze książkę "Visioni Orientali". Zostaje przyjęta do Włoskiego Kólewskiego Towarzystwa Geograficznego.  

        W 1925 roku poznaje Rabindranatha Tagore, którego gości w swoim mediolańskim salonie. Indyjski noblista objeżdża Europę w wielkim tournee wzbudzając zainteresowanie kulturą Wschodu. Zbliża się rok największego przedsięwzięcia, jakim była prawdziwie badawcza wyprawa na Pamir. Tak też zostanie zatytułowana relacja: "Moja wyprawa na Pamiry w roku 1929".  Jadwiga Mrozowska wykonała podczas niej mapy nieznanych terenów, odkryła nieznane zakątki, przełęcze, doliny, wyjaśniła przyczynę wysychania jeziora Zorkul, wytyczyła nowe szlaki, którymi dotąd nie przeszła ludzka stopa. Jej imieniem nazwano przełęcz na wyskości 4200 metrów n.p.m.. Włoskie Towarzystwo Geograficzne nagrodziło ją złotym medalem, który po raz pierwszy został przyznany kobiecie. W polskim czasopiśmie "Wszechświat" z 1931 r. ukazał się artykuł omawiający odkrycia geograficzne dokonane przez ekspedycję pod kierownictwem Polki. 

      Całe swoje bogate życie Jadwiga Mrozowska opisała w autobiograficznej książce "Słoneczne życie", gdzie znajdują się wspomnienia z szeregu innych wypraw, np. do Afryki Północnej oraz opis drogi życiowej, która zaprowadziła ją do atlasu geograficznego. 

      Jadwiga Mrozowska-Toeplitz po wojnie zajęła się ogrodnictwem. Uprawia owoce, które zdobywają nagrody na targach sadowniczych. Znajduje spełnienie w codziennym kontakcie ze światem roślin. Notka ta nie pretenduje do całościowego przedstawienia jej osobowości, bowiem różnorodność jej osiagnięć znacznie przekracza skromne ramy blogowych wpisów.  

Wybrana bibliografia:     

Karolina Dzimira-Zarzycka: Jadwiga Toeplitz-Mrozowska - na dachu świata, culture.pl  https://culture.pl/pl/artykul/jadwiga-toeplitz-mrozowska-na-dachu-swiata

Karolina Dzimira-Zarzycka: Na czele włoskiej ekspedycji. Najtrudniejsza wyprawa Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej, Historia: Poszukaj. Portal eukacyjny    https://www.historiaposzukaj.pl/wiedza,osoby,554,osoba_jadwiga_toeplitz_-_mrozowska.html 

Łucja Iwanczewska: Jadwiga Mrozowska-Toeplitz. Pozostać sobą..., Krakowski Szlak Kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek, pod red. Ewy Furgał, Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków 2009, str. 58 - 64.

Paweł Ordyński: Pierwsza włoska wyprawa na Pamiry, "Wszechświat. Pismo Przyrodnicze", maj-czerwiec 1931, nr 5 -6, str. 137 - 142.    https://bcpw.bg.pw.edu.pl/dlibra/publication/2090/edition/2105/content?&meta-lang=pl

Jadwiga Mrozowska, Encyklopedia Teatru Polskiego,     http://www.encyklopediateatru.pl/osoby/39483/jadwiga-mrozowska

Niesamowita kobieta - aktorka i podróżniczka,    https://polonia.edu.pl/niesamowita_kobieta/

Ula Ryciak: Poławiaczki pereł. Pierwsze Polki na krańcach świata, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020.


sobota, 5 grudnia 2020

Pismo

 - To - wyjaśnił książę z nadzwyczajną radością i ożywieniem - własnoręczny podpis igumena Pafnutija według odbitki z czternastego wieku. Wszyscy nasi dawni igumeni i metropolici pysznie się podpisywali; i z jakim nieraz wykwintem, z jaką starannością!  Potem napisałem tutaj innymi literami : jest to duże, okrągłe pismo francuskie z ubiegłego stulecia (niektóre litery nawet inaczej stawiano), pismo zwyczajne, pismo ulicznych przepisywaczy, zapożyczone z ich wzorów (miałem jeden) - przyzna pan, że nie jest ono bez zalet. Niech pan rzuci okiem na te okrągłe „d”, „a”. Nadałem francuski charakter pisma rosyjskim literom, co jest bardzo trudne, a wyszło nieźle. I jeszcze jedno piękne i oryginalne pismo, te słowa: „Gorliwością można wszystko przezwyciężyć.” To pismo rosyjskich pisarczyków albo, jeśli pan woli, wojskowych pisarczyków. Tak pisze się urzędowy papier do ważnej osobistości; pismo też okrągłe, znakomite czarne pismo; litery grubo pisane, ale z nadzwyczajnym smakiem. Kaligraf nie pozwoliłby sobie na te zakrętasy albo, ściślej mówiąc, próby zakrętasów, o, tych niedokończonych ogonków - widzi pan - ale w ogólności, niech pan spojrzy, to doprawdy ma charakter, wyziera stąd cała dusza pisarza wojskowego: i rozmachnąć by się chciało, i talent się domaga uzewnętrznienia, ale wojskowy kołnierz ciasno zapięty na haftkę, więc dyscyplina odbija się na kształcie liter; śliczna rzecz! Niedawno właśnie uderzył mnie taki jeden wzorek, znalazłem go przypadkiem, i to gdzie? - w Szwajcarii! A to znów proste, zwyczajne, najczystsze pismo angielskie: dalej już wykwint iść nie może, wszystko tu jest urocze, każda literka to istny paciorek, perła; wszystko idealnie wykończone. A tu ma pan odmianę znowu francuską; zapożyczyłem ją od pewnego francuskiego komiwojażera: to samo angielskie pismo, ale czarna linia odrobinkę czarniejsza i grubsza niż w angielskim, no i - proporcja światła naruszona. Niech się pan przyjrzy: owal zmieniony, troszkę okrąglejszy, i w dodatku - pełno zakrętasów, a zakrętasy to najniebezpieczniejsza rzecz! Zakrętas wymaga niezwykłego smaku; jeśli jednak uda się, jeśli nie naruszono proporcji, to pismo takie jest czymś niezrównanym, tak dalece, że można się w nim zakochać. 

(Dostojewski, Idiota)

        I gdzie dzisiaj szukać "duszy pisarza" i "pereł", skoro powszechnie pisze się jednakowo na klawiaturze bez "niezwykłego smaku zakrętasów"? 

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...