czwartek, 26 sierpnia 2021

Zagadka nie tylko językowa

 Co mają wspólnego następujące nazwy:


Eufonie

Fanfara

Ephemera

La Folle Journee

Sacrum Profanum


Nie guglujemy! :-) I wcale nie chodzi o dźwięk "f" w każdej nazwie. 

piątek, 20 sierpnia 2021

Jarmark Jagielloński Lublin 2021

      Odetchnąwszy na chwilę od ciechocińskich tematów, wybrałam się na Jarmark Jagielloński w Lublinie. Odwiedzanie rękodzielniczych kramików jest jak podróż po kraju w skrócie. W dwie godziny można przemierzyć Polskę od północnych wzorów kaszubskiego haftu, przez łowickie pasiaki, podlaskie rzeźby, roztoczańskie wikliny, po instrumenty ludowe znad Popradu i czapy furmańskie Czarnych Górali. Plan wyprawy może przypominać labirynt:


Dla dociekliwych szczegółowy spis kramów i ich tematyki:

Jak co roku były wycinanki, słomkowe pająki, gliniane i drewniane ptaszki, ceramika wszelkiej maści i kształtów, wiklinowe koszyki, kozie sery, lubelskie cebularze, dary janowskich pasiek, sztuka kowalska i instrumenty ludowe. Tych właśnie więcej niż poprzednio, ponieważ to one w tym roku były tematem wiodącym. Targowałam się w sprawie liry korbowej:


Skończyło się na podziwianiu:


Ale namówiłam pana, aby zadął w róg "długi cętkowany kręty", głos poniósł się przez całe Stare Miasto.  Dźwięk jak z puszczańskich ostępów. Nie mam nagrania, a szkoda. 
     Zebrałam z samego źródła okolicznościowe kartki i mapki, parę pocztówek pofrunęło w świat.


Wydatkami chwalić się nie będę. Za to mam ciekawostkę, zagadkę: co zawiera poniższy zapis nutowy? Ostrzegam, nie jest to łatwe. Ale pogłowić się można. 


 Podpowiedź: nie jest to melodia stworzona przez człowieka.  Karteczki  z tymi nutkami również były dostępne wśród materiałów reklamowych.  

sobota, 14 sierpnia 2021

Secesyjne koronki

       Może nie dosłownie koronki, ale jak nazwać misterne zawijasy, ażurowe ozdoby, wypustki, wrębki i linie fasadach drewnianych budowli sprzed wieku? Właśnie, drewnianych! Drewnianej secesji jeszcze nie widziałam, a tu, proszę, doczekała się odrestaurowania. Tu znaczy w Ciechocinku. Przyjmijmy dla porządku, że nazwę "secesja" traktuję tutaj dosyć umownie jako odsyłacz do epoki niż ściśle określony styl, aczkolwiek wiele podobieństw zachodzi z jego najbardziej oczywistymi wyróżnikami. Niemniej nazwa "szwajcarska secesja" przyjęła się dla specyficznej drewnianej architektury w polskich kurortach jak Nałęczów czy Ciechocinek i dotyczy charakterystycznych drewnianych willi, także budynków uzdrowiskowych bogatych w ozdobne detale, obudowane werandy. 

      Pijalnia Wód Mineralnych w Ciechocinku wybudowana w latach 1880 - 1881 w stylu szwajcarskim zachwyca detalami drewnianych ażurowych ozdób. Budynek przepiękny, pełen misternych drewnianych wycinanek na każdej stronie. Rozety, ozdobne kratki, arkadowe gzymsy, pilastry... Wysoko na balkoniku balustrady z cienkich deszczułek podobnych do gontów. Kolumienki podtrzymujące daszek z ażurowymi skrzydełkami prawie chcą wzlecieć. Półkoliste arkadowe zwieńczenia nad oknami, wycinane koła, rozgwiazdy, kwiaty... Obecnie w budynku znajduje się restauracja z dancingiem oraz pijalnia czekolady Wedla. 

To tylko jedna strona tzw. Kursala, dawnej Pijalni Wód Mineralnych, nie dałam rady objąć całości

      W podobnym stylu szwajcarskiej secesji  według projektu Adolfa Wilhelma Schimmelpfenniga wybudowano w 1891 roku Teatr Letni. Miał 240 miejsc na widowni i sześć lóż. Niewiele brakowało, a zostałby rozebrany, gdyby nie inicjatywa zbiórki pieniędzy na jego odbudowę zainicjowana przez Jerzego Waldorffa.  Obecny wygląd odbiega nieco od pierwotnego, ponieważ na początku XX wieku do drewnianej zabudowy dodana została już murowana scena, dzięki czemu teatr się powiększył. Wewnątrz dodano też nowe loże.  Tutaj również zachwycają drewniane ażurowe ozdoby wzdłuż całej części drewnianej zostały pomalowane na biało i wyraziście o kontrastują z ciemna fasadą.


Pomnik Jerzego Waldorffa z jamnikiem na tle Teatru Letniego

      Wewnątrz oddycha się młodopolską atmosferą początku wieku XX. Scena okolona trójwymiarową malowaną kotarą w kolorze ciemnoczerwonym przypomina stare ryciny z ilustracjami teatrów operowych. Jest to najwłaściwsze miejsce na Festiwal Operowo-Operetkowy, który w tym roku zaledwie w tydzień po śmierci Kazimierza Kowalskiego, jego założyciela i wieloletniego prowadzącego, miał szczególny charakter. 
      Na kilku jeszcze ulicach Ciechocinka można natknąć się na ducha przeszłości obecnej w architekturze. Przy ulicy Kopernika rzuca się w oczy szacowny budynek dawnego dworca kolejowego. Wzniesiony w latach siedemdziesiątych XIX wieku, obecny kształt zawdzięcza przebudowie według projektu Czesława Domaniewskiego (autor m. in. południowej części poczekalni Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej) w latach 1901 - 1902, a wiec znowu jesteśmy w epoce secesji, chociaż już nie drewnianej, a murowanej. Po wojennych zniszczeniach centralny hall przykryto kopułą. Szeroka fasada wyposażona w ogromne, półkoliście zwieńczone okna, czworoboczne w formie wież obramowanie wejścia, mimo widocznych zniszczeń wciąż przyciąga uwagę. Przed fasadą element architektury ogrodowej, można by powiedzieć, niecka oczka wodnego czy dawnej fontanny z dodatkowymi muszelkowatymi wgłębieniami jakby na wodopój dla ptaków. Kolej już nie dojeżdża do Ciechocinka, tory rozebrano, ale w dużej przestrzeni dawnego dworca znalazła się Galeria Staroci, największa jaką widziałam. Setki, jeśli nie tysiące eksponatów, od porcelany, fajansu, zastaw stołowych, przez meble, instrumenty muzyczne, ręczne młynki do kawy, patefony, medale i odznaczenia, biżuterię, stroje, po dzwony, misy miedziane, mosiężne figurki, płyty analogowe, żyrandole... Łatwiej byłoby wymienić, czego tam nie ma. Widziałam nawet Mozarta przy fortepianie i Paganiniego ze skrzypcami. Wyszłam stamtąd z uszczuplonym portfelem wynosząc misterną filiżankę Łomonosowa z bardzo cienkiej porcelany, charakterystycznej dla tego najsłynniejszego petersburskiego zakładu. 



       Idąc dalej ulicą Kopernika znalazłam jeszcze stare kamienica czy raczej wille w stanie wskazującym na wiekowość. Na jednej z nich ozdobne linie, żłobienia, pilastry nieodparcie znów kojarzą się z secesją, choć w nieco skromniejszym wydaniu. Szukałam dworku, w którym podobno mieszkał podczas pobytu w Ciechocinku Kiepura. Chyba go jednak już nie ma, za to inne kamienice nadszarpnięte zębem czasu stwarzają malowniczy nastrój przeszłości, gdy do Ciechocinka zmierzali kuracjusze lat międzywojennych. 
       Jeszcze jedna architektoniczna perełka to polowa cerkiew prawosławna pod wezwaniem Michała Archanioła wzniesiona w 1894 r. w stylu zauralskim z bali bez użycia gwoździ.  Z dawnego wyglądu zachowały się zdobienia wokół okien, których obramowanie odcina się kolorystycznie od niebieskich ścian. Cerkiew przyciąga wzrok żywością kolorów, które prześwitują między drzewami Parku Sosnowego, gdy się idzie z centrum miasta. Cerkiew wybudowano z powodu napływu kuracjuszy wyznania prawosławnego z Rosji. Budowla jest jedynym przykładem stylu zauralskiego w Europie, ma charakter unikatowy. 



Moja komórka przygasiła nieco kolory, w oryginale są bardziej żywe, jaskrawe

środa, 11 sierpnia 2021

Ostatni malarz z rodu Kossaków

      Gdy idąc alejkami parku zboczyłam na ustawione wzdłuż alejki "kossaki", zastanowiłam się, który to z nich. Okazało się, że ten, którego nie znałam - Karol Juliusz Zygmunt Kossak (1896 - 1975), wnuk Juliusza Kossaka, bratanek Wojciecha, stryjeczny brat Zofii Kossak-Szczuckiej, Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, ostatni malarz z rodu Kossaków.

       Znakiem rozpoznawczym Kossaków są konie. Nie inaczej jest w malarstwie Karola.  Karol Kossak studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, doskonalił warsztat także pod okiem stryja Wojciecha. Maluje konie ze stadniny książąt Sanguszków, a następnie, po przeprowadzce z rodziną w  1935 r. do Tatarowa nad Prutem,  zainteresował się folklorem huculskim i urzekły  go konie huculskie. Po wojennej tułaczce ostatecznie osiadł w 1948 r. Ciechocinku i tutaj był stałym bywalcem okolicznych stadnin. Na czarno-białych szkicach portretował konie z bryczkami i chłopskimi wozami spotykane na co dzień w prężnie rozwijającym się kurorcie. Podczas pogrzebu artysty w 1975 r. w kondukcie żałobnym jechały wszystkie ciechocińskie konne dorożki.




      Z czasem stał się tutaj postacią znaną i sławną. Portretuje znajomych, przyjaciół, uwiecznia fizjonomie spotykanych na ulicach kuracjuszy i stałych mieszkańców. Nie brakuje mu też poczucia humoru, o czym świadczą rysunki o satyrycznym zacięciu. Maluje także pejzaże. 




Fascynują go zwierzęta, stąd wizyty w Białowieży i ogrodach zoologicznych. Współpracuje z czasopismami, dla których wykonuje ilustracje: "Stolicy", "Żołnierza Polskiego",  "Koni Polskich",  "Wojskowego Informatora Historycznego".  
         Otwartą galerię rysunków Karola Kossaka można oglądać wzdłuż ścieżki spacerowej w parku obok słynnej fontanny Grzybek. Kilka stelaży między ławeczkami,  dokładny rys biograficzny i można poczuć się jak w latach tużpowojennych. Kuracjusze noszą inne stroje, chłopskich furmanek już nie ma, ale nadal słychać stukot końskich kopyt, gdy głównymi turystycznymi trasami przejeżdżają dorożki. I czasem nawet uda się dostrzec postać jakby żywcem wyjętą z  Kossakowego kartonu. 

       

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Sto lat temu w Ciechocinku

         Koniec lipca 1921 r.  roku przeszedł do historii z rekordowymi upałami dochodzącymi do 40 stopni C. W dniach 29 - 30 lipca padł rekord ciepła w granicach ówczesnej Rzeczpospolitej. Gazety w całym kraju donosiły o  suszach na polach uprawnych, polewaniu wodą ulic i zagrożeniu brakiem wody pitnej z obniżonych stanów wody w ujęciach miejskich. W Krakowie otworzono wszystkie łaźnie miejskie i odwszalnie, ale z kolei Magistrat stanął przed dylematem: polewać ulice wodą z beczkowozów czy zapewnić dopływ wody pitnej na wyższe piętra mieszkańcom kamienic ("Nowy Dziennik", 29 lipca 1921). Na Podlasiu pożółkły przedwcześnie łęty kartoflisk ("Dziennik Białostocki", 30 lipca 1921). "Słowo Pomorskie" z 29 lipca 1921 r. zapowiadało na dzień następny temperaturę rzędu 36 stopni C, a "Nowy Dziennik" ogłosił apogeum temperatury w granicach 50 stopni na 31 lipca.  Zapewne w cieniu było to około 35-40 stopni, 50 ewentualnie pojawiło się na słońcu. Sto lat temu, jak i dzisiaj, ostrzegano przed niekorzystnymi i tragicznymi skutkami zdrowotnymi, zdarzały się udary, omdlenia, utonięcia. Na przełomie lipca i sierpnia pojawiły się gwałtowne burze, gradobicia i ulewne deszcze od Krakowa, przez centralną Polskę, po Mazury, które na krótko ochłodziły powietrze, przynosząc jednak sporo zniszczeń i zrywając linie telefoniczne ("Nowy Dziennik", 5 sierpnia 1921). Deszcze okazały się błogosławieństwem dla mieszkańców Torunia, gdzie z powodu wcześniejszych upałów i braku wody "kurz tumanami unosił się w górę - zasypując oczy przechodniom, deszcz więc, choć trwał krótko, zalał ulice, oczyszczając przez to powietrze, które było wprost już nie do zniesienia".

      2 sierpnia 1921 r.  dziewiętnastoletni Jan Kiepura przyjechał na trzy tygodnie do Ciechocinka leczyć gardło u doktora Teodora Herynga, specjalisty laryngologa, założyciela  zakładów inhalacyjnych w Warszawie i Ciechocinku.W liście do rodziców z 10 sierpnia niedawny maturzysta pisał o zdiagnozowanym chronicznym katarze nosa i gardła, ale "krtań jest zdrowa, a to ona jest źródłem głosu".  Wtedy jeszcze, choć marzyła mu się sława śpiewaka, nic nie wskazywało, że chłopak z Sosnowca zrobi światową karierę. Rodzicom skarżył się, że w Ciechocinku mu się nudzi i nie wiadomo, czy trzytygodniowy pobyt wystarczy na kurację. Ostatecznie okazało się, że kuracja nie pomogła na długo, a z nieżytem dróg oddechowych zmagał się Kiepura przez całe życie, mając świadomość niebezpieczeństwa rychłego i nieoczekiwanego zakończenia kariery.  

        W latach międzywojennych, po potwierdzeniu w 1919 r. praw miejskich, Ciechocinek włączono do uzdrowisk państwowych i zaczął prężenie się rozwijać, stając się największym i najnowocześniejszym uzdrowiskiem nizinnym. Sprowadzono nowe urządzenia  zabiegowe, dokonano odwiertu pierwszej cieplicy, przeprowadzono melioracje osuszające wilgotne  okoliczne niziny, przeprowadzono elektryfikację. Ciechocinek stał się terenem nowoczesnych projektów architektonicznych, jak np. za sprawą pływalni termalno-solankowej wraz z  budynkiem basenowym o kształcie okrętu według projektu Aleksandra Szniolisa i Romualda Gutta czy modernistycznego budynku Poczty Polskiej projektu tegoż Romualda Gutta i  Józefa Jankowskiego. Twórcy Romuald Gutt i  Aleksander Szniolis otrzymali za pływalnię nagrodę w krajowych eliminacjach do letnich Igrzysk Olimpijskich w 1936 r. Pod koniec okresu międzywojennego, w 1930 roku Ciechocinek liczył 5300 mieszkańców.  

          Co mógł widzieć Kiepura w Ciechocinku w 1921 roku? Oczywiście słynne tężnie solankowe wzniesione z inicjatywy Stanisława Staszica według projektu Jakuba Graffa: ustawione w kształt podkowy tężnie I i II powstały w latach 1824 - 1828, tężnia III w 1859 r. Stanowią unikatową w skali Europy największą drewnianą konstrukcją służącą do odparowywania wody z solanki. Mają ponad 15 m wysokości, a ich łączna długość wynosi 1741,5 m.  Na ulicy Kościuszki wzrok przyciągała "Willa pod Orłem", w której w latach 1921 - 1941 znajdował się Dom Dobrego Pasterza dla emerytowanych i schorowanych księży. Pod okiem Franciszka Szaniora od ostatniej dekady XIX wieku rozwijał się i powiększał założony w latach 1872 - 1875  najstarszy Park Zdrojowy z budynkiem pijalni w stylu szwajcarskim, zwanym Kursalem. Wśród 140 gatunków zidentyfikowanych roślin rósł także wiekowy dąb szypułkowy znacznie później, bo w 2011 r. uznany za pomnik przyrody z nadanym imieniem "Konstanty". Kiepura mógł w parku podziwiać egzotyczne drzewa jak miłorząb dwuklapowy czy korkowiec. Czy odwiedzał Pijalnię Wód Mineralnych wzniesioną w 1880 roku? Może spacerując po parku widział na przykład fontannę uwiecznioną na pocztówce z 1921 r.   Nie został jeszcze zaprojektowany przez Jerzego Raczyńskiego słynny solankowy Grzybek, który pojawiał się dopiero w roku 1926, tylko zwykłe tryskające w górę strumienie ze środka stawu. 

         W 1909 r. na tyłach pijalni wzniesiono muszlę koncertową w stylu zakopiańskim według projektu Waldemara Feddersa, ale cóż, Kiepura jeszcze wtedy koncertów nie dawał. Musiał leczyć gardło, żeby myśleć o wielkiej śpiewaczej karierze, która już wkrótce miała nabrać rozpędu i zaprowadziła go na szczyty międzynarodowej popularności. Chłopak z Sosnowca zawojował świat od Wiednia, Berlina, Mediolanu, przez Royal Albert Hall, Covent Garden, MET, Teatro Colon, po Hollywood. A po drodze śpiewał na balkonach hoteli, na dachach samochodów i na stopniach samolotu, a nawet dla robotników w hali fabrycznej FSO na Żeraniu. Jedna z niepotwierdzonych anegdot głosi, że Kiepura po kilku latach zawitał ponownie do Ciechocinka i chciał zaśpiewać w kościele św.św. Piotra i Pawła w stylu neogotyckim, ale proboszcz się nie zgodził. Kiepura się nie obraził, tylko zaśpiewał cały koncert dla mieszkańców i kuracjuszy na placu przed kościołem.

        Od 1998 roku na początku sierpnia w Ciechocinku co roku dobywa się Festiwal Operetkowo-Operowy zainicjowany i prowadzony przez śpiewaka (bas) Kazimierza Kowalskiego, byłego dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi,  założyciela Polskiej Opery Kameralnej, znanego z wielu radiowych audycji popularyzatora muzyki operowej i operetkowej.  W tym roku festiwal odbywa się w dniach  7 - 11 sierpnia. Niestety, właśnie wczoraj, 1 sierpnia, na tydzień przed rozpoczęciem festiwalu zmarł jego inicjator - Kazimierz Kowalski, o czym poinformowały najpierw wszystkie stacje Polskiego Radia. Nie wiem więc czy festiwal w ogóle się dobędzie, a jeżeli nawet, naznaczony będzie żalem i smutnym pożegnaniem.

Wzruszające E lucevan le stelle


Świetna kadencja w La donna e mobile 


     2 sierpnia 2021 r. wsiadłam do pociągu i ruszyłam do Ciechocinka mając w uszach głos Jana Kiepury. 

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...