wtorek, 4 października 2022

Listy Tadeusza Żeleńskiego Boya

        Wpadły mi w ręce listy.  W bibliotece wpadły. To znaczy właściwie wypadły z półki, dlatego wpadły w ręce.  No dobrze, nie listy jako listy, lecz książkowe ich wydanie w układzie chronologicznym, czasami odtworzonym na podstawie stempli pocztowych lub wzmianek w ich treści pozwalających na określenie daty. Przyznaję, czytam i jestem zachwycona. Zwłaszcza tymi z lat krakowskich i początkowych warszawskich. Listy te, choć niekompletne, ujawniają część osobowości Boya, jego relacje z innymi, z krytykami, kobietami, adwersarzami polemik; zdradzają kolejność pracy nad tłumaczeniami literatury francuskiej (Biblioteka Boya), inspiracje do owych tłumaczeń. "Dzieje Tristana i Izoldy" są efektem znajomości - i zauroczenia! - z Anną Leszczyńską, także admiratorką literatury francuskiej, aktorką występującą pod pseudonimem Anna Belina. Ponad sześćdziesiąt listów do Niuśki, jak ją nazywał, to zapis emocjonalnego i duchowego porozumienia, wzajemnej fascynacji, chociaż czytamy listy tylko jednej strony. Boy bywa w nich liryczny, wspierający, współczujący, żartobliwy i melancholijny.

         To jedna strona lektury. Drugą jest świat artystycznej krakowskiej bohemy, dowcipne i złośliwe nieraz uwagi pod adresem krytyków, praca nad przekładami, wznowieniami, walka o honoraria za wykorzystanie tekstów, ułamki dyskusji i polemik literackich, teatralnych, sprostowania, wyjaśnienia, wyjazdy z odczytami. Jak w kalejdoskopie rozwija się w nich barwny kulturalno-literacki tygiel międzywojennej epoki z bardzo subiektywnej - trzeba przyznać - perspektywy jednego z wybitnych luminarzy, który w tym tyglu potrafił czasami zdrowo namieszać. Na marginesie zaś anegdot i obyczajowo-towarzyskiej atmosfery wyłania się zasadniczy rys osobowości Boya - to był tytan pracy.  Ubawiła mnie przypomniana w przypisach, a znana z innej książki Boya anegdota o Dzieduszyckim, który na skrót O. o. u. s. (O odpowiedź uprasza się) widniejący u dołu jakiegoś zaproszenia odpowiedział również skrótem: D. u. p. a. (Dziękuję uprzejmie, przybędę akuratnie).

         100 tomów Biblioteki Boya, recenzje teatralne, odczyty o literaturze francuskiej, wstępy i opracowania do własnych tłumaczeń, analizy krytyczno-literackie, felietonistyka prasowa, a i własna twórczość poetycka i satyryczna (Zielony Balonik, poezja), a przecież to był zawodowy lekarz, pracujący najpierw w szpitalu, później prowadzący prywatną praktykę... Cokolwiek myśleć o kolorowym życiu artystycznej bohemy,  w której Boy się obracał,  zwłaszcza w krakowskim etapie życia,  a i później, gdy ze szczerością przyznawał w liście do Emilii Makuszyńskiej: "urżnęliśmy się jak Świnie",  był to człowiek lubiący pracę w ciszy i samotności: "ciągle sobie projektuję, jak po wojnie sobie ułożę życie, żeby móc tygodniami nie wychodzić z pokoju i ani najdrobniejszym kącikiem nie stykać się z niczym".  Zaiste, tempo pracy miał niezrównane. W listopadzie 1916 roku pisze: "na dyżurach po trochu ściubię Manon Lescaut", a już 5 stycznia 1917 donosi, że oddał do druku. Boy pracował jednocześnie nad kilkoma książkami: jedną czy dwie tłumaczył, do trzeciej pisał wstęp, w czwartej robił korektę.  Nic dziwnego, że zdarza mu się westchnąć: "żyję wyłącznie w świecie fikcji", a w innym miejscu zdradza ciekawe odczucia towarzyszące tłumaczowi, który zajmuje się dziełami z dawnych epok: "To jest dziwne uczcie, jak się tak na jakiś czas pożyczy swoją krew, żeby ożywić taką rzecz sprzed kilku wieków, to za to samego siebie i wszystko dokoła odczuwa się jak jakieś cienie bez teraźniejszości".

          Kapitalne są odniesienia do polemik toczonych przez Boya z krytykami, recenzentami, profesorami. Od początku znajomości i wymiany lisów wyraźnie widać, że wysoko cenił i darzył estymą Wacława Borowego. Ale właśnie w liście do niego zdaje barwną relację z potyczki polemicznej z Ignacym Chrzanowskim, któremu zarzucił uprawianie "wiatrologii", punktując błędy i nieznajomość literatury francuskiej. W liście do Borowego tak podsumowuje Chrzanowskiego: "należy do tych historyków literatury, którzy w gruncie rzeczy mają antypatię do literatury: jest ona dla nich niby dość plugawy, ale konieczny nawóz, na którym dopiero wyrasta piękny kwiat, tj. katedra profesora literatury". Doprawdy, malowniczy obraz uniwersyteckiego zadęcia. 

         W ogóle, poza warstwą anegdotyczną, listy są przykładem sprawności stylistycznej Boya, o czym nigdy nie wątpiłam, biorąc pod uwagę działalność translatorską, ale tutaj niemal naocznie można zaobserwować, jak Boy pracował w języku.  Do Cypriana Godebskiego zwraca się "Mon cher Cipa", a to dlatego, że zaraz w pierwszym zdaniu pisze: "Pozwalam sobie polecić Ci pana..." itd.  Opisując nieudane zabiegi organizacyjne wokół wyjazdu z odczytem do Kalisza, z niesmakiem, a może i zdumieniem zdaje relację: "Zgłosiła się do mnie pani Szeleścina* z Warszawy (nieznajoma i przez telefon) z zapytaniem, czybym nie przyjechał", a wcześniej w poprzednim jeszcze liście: "nic w gruncie ścisłego nie wiem, bo nie widziałem nikogo na oczy, tylko jakiś głos telefonem ze mną rozmawiał, co nie jest wystarczające!" I tu się absolutnie zgadzam z Boyem - glos w telefonie nie jest wystarczającą formą kontaktu. Należy ubolewać nad zanikiem sztuki pisania listów. Tłumaczenia, jakoby przy współczesnym trybie życia brakuje na to czasu są chybione, gdy się weźmie pod uwagę, że przez wiele lat, zwłaszcza w okresie I wojny światowej Boy wysyłał listy przez okazje, osoby, które mogły list przewieźć, gdyż na regularną pocztę nie można było liczyć. Wiązało się to z dodatkowymi zabiegami, szukaniem kontaktów, a to zajmuje czas o wiele bardziej niż dzisiejsze przespacerowanie się na pocztę. 

* Biorąc pod uwagę, że wszystkie nazwiska są opatrzone komentarzem od wydawcy, tej pani zaś nie, należy domniemywać, że jej nazwisko jest wymysłem Boya na określenie charakteru jej głosu w telefonie

6 komentarzy:

  1. Niesamowicie ciekawe masz lektury Notario...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Droga, w naszym wieku raczej nie możemy już pozwolić sobie na lektury nieciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ ciekawostki. Anegdota super. Uśmiałam się do łez.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się śmiałam, poczucie humoru mieli tamci ludzie wspaniałe

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...