wtorek, 27 lutego 2018

Sunt lacrimae rerum

      Kiedy księżna Izabela z Flemmingów Czartoryska w swej długowieczności (żyła 90 lat) znalazła czas i energię na gromadzenie pamiątek przeszłości, wśród zbiorów przyszłego Domu Gotyckiego znalazły miejsce rzeczy, można by rzec, natchnione, a przynajmniej o poetyckim, literackim natchnieniu przypominające. Zbierane pod wpływem literatury w większym stopniu prezentowały wartość emocjonalną niż archiwalną. Księżna z równym bowiem zapałem gromadziła pamiątki po wybitnych rycerzach, wodzach i królach, co pisarzach dawniejszych i współczesnych epoce. Stad też do dzisiaj w zbiorach Muzeum Czartoryskich można, nawet jeśli ich autentyczność jest wątpliwa, podziwiając literackie relikwie, zadumać się nad nieśmiertelnym talentem Szekspira, Ronsarda czy Rousseau. Trzy krzesła rzadko wystawiane są na widok publiczny, tym razem jednak znalazły swoje miejsce w przestrzeni wystawy Najcenniejsze. Kolekcja Książąt Czartoryskich. Oczywiście można wzruszyć ramionami nad dwoma malutkimi kamykami z grobowców Romea i Julii, ale z drugiej strony są one świadectwem mocy literackiej wyobraźni, której dzisiejsze fascynacje losami bohaterów telewizyjnych seriali są tylko dalekim echem. Obok tego znajdziemy w zbiorach także autentyczne wartościowe portrety pisarzy, jak najbardziej chyba znany portret Juliana Ursyna Niemcewicza oraz wizerunek w powszechnej świadomości nieznanego zupełnie poety Macieja Kazimierza Sarbiewskiego. A przecież gdyby chcieć porównać jego renomę w ówczesnej Europie, zwieńczoną poetyckim laurem otrzymanym z rąk papieża Urbana VIII, do kogoś współczesnego, należałoby go zestawić z najbardziej znanymi laureatami Literackiej Nagrody Nobla. Tak więc nawet jeśli w zbiorach Czartoryskich miesza się fikcja z autentyzmem, nie można odmówić im boskiego ducha, daimoniona czy geniusza, natchnienia, którego źródła bywają tajemnicze, za to skutki dalekosiężne i wzruszające.


krzesło Ronsarda


krzesło Szekspira

Krzesło Rousseau - jedyne chronione szklaną obudową ze względu na delikatny materiał, mianowicie słomiane siedzenie

Maciej Kazimierz Sarbiewski, prawdopodobnie błędnie podpisany jako Mateusz, malarz nieznany

Antoine-Jean Gros, Portret Juliana Ursyna Niemcewicza


wtorek, 20 lutego 2018

Że ja tej książki jeszcze nie znam!?

        Ale poznam. Od jutra będzie czytana w Dwójce codziennie o 19:00. Tylko że całość liczy ponad 600 stron, więc zapewne będą to tylko wybrane fragmenty. Dlatego zamówiłam sobie :-)))
Florian Czarnyszewicz: Nadberezyńcy. Dwójka reklamuje jako arcydzieło o Kresach. Czytać będzie Adam Ferency.
        Książka - z dzisiejszej perspektywy - o mitycznej kresowej krainie. Już samo imię autora jest takie trochę niedzisiejsze ;-) Urodzony w Bobrujsku w 1900 roku Florian Czarnyszewicz pochodził z drobnej szlachty zagrodowej osiadłej między Berezyną a Dnieprem. Ziemie niegdyś należące do Wielkiego Księstwa Litewskiego nigdy nie powróciły do granic Rzeczpospolitej wchodząc po odzyskaniu niepodległości i traktacie ryskim do obszaru Rosji Sowieckiej. Po odzyskaniu niepodległości i wojnie polsko-bolszewickiej Czarnyszewicz jeszcze do 1924 roku pracował w Wilnie, jednak ostatecznie wyemigrował zamieszkując w Argentynie, gdzie zbudował dom o nazwie Villa Carlos Paz w górskiej prowincji Cordoba. Tam też zmarł w 1964 roku.
        "Nadberezyńcy" to wielki epicki debiut Floriana Czarnyszewicza z 1942 roku. Debiut, którym zachwycali się między innymi Jerzy Stempowski i Czesław Miłosz. Najbardziej wzruszająco pisał o niej Józef  Czapski, twierdząc, że jest świadectwem pamięci "o tamtej Atlantydzie", a Jędrzej Giertych Czarnyszewiczową Smolarnię zrównywał z Dobrzyniem, Laudą i Bohatyrowiczami. Ktoś inny napisał, że to "Pan Tadeusz" XX wieku. Już nie mogę się doczekać... i tak jak wszyscy wspomniani recenzenci zapewne będę mieć w oczach łzy i ściśnięte gardło.
          Z ciekawostek młodsze pokolenia zapewne bez problemu kojarzą piękną aktorkę Liv Tyler, która w serii "Władca Pierścieni" grała zakochaną w Aragornie Arwenę. Liv jest córką znanego oczywiście lidera grupy Aerosmith Stevena Tylera. Ale dla poszukiwaczy poloniców najciekawszy jest fakt, że właśnie Steven Tyler jest wnukiem brata Floriana, czyli Feliksa Czarnyszewicza, który wyemigrował do USA w 1914 roku.
          A teraz czekam....


poniedziałek, 12 lutego 2018

Nekropolis - przewodnik po warszawskich powojennych melinach artystycznych

      Jak w tytule - przewodnik po miejscach, których już nie ma. Po nieistniejących warszawskich knajpach, gdzie spotykali się ludzie sztuki: pisarze, poeci, malarze, graficy, wydawcy, początkujący literaci, lalkarze, akrobaci, marszandzi, poligloci oraz komunistyczni konfidenci, cinkciarze, badylarze i elita warszawskiej ulicy. Słowem, wszechstronna galeria postaci. Marek Nowakowski opowiada o miejscach i ludziach z nimi związanych, dając przegląd knajpianego życia artystycznej bohemy od lat 50. do 80. włącznie. Historie o bohaterach sięgaja nieraz daleko wstecz do przedwojennych i jeszcze zaborowych losów dziadków czy innych krewnych opisywanych postaci, doprowadzając je do końca, czyli śmierci. Dlatego nekropolis. Bo nawet wspomnienie o Januszu Głowackim, mimo że w chwili pisania książki był jeszcze wśród żywych, obecnie jest historią zamkniętą. Przemysław Czapliński nazywa ją najsmutniejszą książką Nowakowskiego.
       Autor jak wytrawny przewodnik prowadzi od knajpy do knajpy sytuując je w konkretnej topografii miasta. Łatwo trafić. On sam przemierzał ścieżki barów, kawiarni, hotelowych restauracji i pokątnych szynków otwartych do samego rana. Razem z nim przmierzają szlak setki znanych osób, nazwiska z pierwszych... i ostatnich stron literackich publikacji. Strzępki rozmów, anegdoty, podejrzane znajomości, zawikłane historie z czasów cenzury, odwilży, ruchów wolnościowych, KOR-u, Solidarnosci i stanu wojennego. Szmat czasu i ogromny, ogromny wachlarz osobowości. Ciekawostki o znanych i smutne dzieje mniej znanych. Kopalnia wiedzy o środowisku.
       Można tę książkę czytać na wiele sposobów. Jako przewodnik właśnie i to jest taka pierwsza, zewnętrzna warstwa pełna alkoholowych oparów, rozmów przy kielichu, przypadkowych i nieoczekiwanych znajomości zawieranych w renomowanych i bardziej podejrzanych warszawskich lokalach. Do dziś funkcjonująca Literacka to wyjątek na tle nieistniejących przystani nocnych wędrówek.  Inne zmieniły nazwę jak Poziomka na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Miodowej, która w czasie powstawania książki funkcjonowała jako U Bergmana ("Tam, gdzie rosną poziomki"). Ale wymieńmy inne: Mekong i Toruńska na Wspólnej,  Mirage na Senatorskiej, oczywiście Klub Aktora prowadzony przez Władysława Sidorowskiego, U Artystów na rogu Oboźnej i Karasia, Klubowa na rogu Alej Jerozolimskich i Pankiewicza, na samym końcu Pankiewicza tak zwany Mały Spatif i kilkanaście innych. Większość wspomnień autor kończy krótkim zdaniem o przemianie nazwy, zmienie atmosfery lub odejściu w niebyt, np. "Kawiarnia U Artystów zakończyła swój żywot z początkiem lat siedemdziesiątych. Przeistoczyła się  w sklep spożywczy, który trwa do dzisiaj". Niby nic w tym zdaniu nie wyraża emocji, a  jednak wyczuwa się melancholijne westnienie za minionym światem.
         Można też inaczej, dociekając międzyludzkich związków, czerpiąc z warstwy anegdotycznej, z której dowiadujemy się, że w Kameralnej na Foksal lub Metropolu przesiadywał Zygmunt Kubiak "pogrążony w lekturze maszynopisów, słowników, pośród ciżby waluciarzy, sutenerów, dziewczyn, kombinatorów i innych osób podejrzanego autoramentu".  Albo jak to Julian Stryjkowski w latach szkolnych pisał wypracowanie, które zaczynało się od zdania: "Lis złożony jest z muskułów, sierści i mięsa", po czym nastapił koniec weny twórczej przyszłego pisarza. Albo jak to Andrzejewskiego okradł pewien młodzian, który u niego nocował, więc poprosił Nowakowskiego, żeby udał się pod wskazany adres i odzyskał skradzione rzeczy. Niestety, misja się nie udała, ponieważ adres był fałszywy. Innym razem zabawny opis jak to Tuwim ze Staffem wchodząc do baru Pod Kuchcikiem krygowali się i kłaniali jeden przez drugiego i żaden nie chciał wejść pierwszy. Ja sama zarobiłam na wielce zgorszone spojrzenia pasażerów busa, gdy czytając przezabawny opis wizyty autora w Pałacu Mostowskich (siedziba Komendy Stołecznej MO), gdzie został poddany próbie nawiązania współpracy jako TW. Otóż Nowakowski wydał książkę, której bohaterami byli znani warszawscy kryminaliści, włamywacze, paserzy itp. Milicja oczywiście znała ich ksywki i adresy, ale przyszło komuś do głowy, że dzieło literackie niekoniecznie jest fikcyjne, więc może uda się z Nowakowskiego zrobić wtyczkę w środowisku warszawskiego półświatka. Kiedy na propozycję śledczych Nowakowski wypalił: "Zmieniam tematykę. Teraz pracuję nad powieścią miłosną", parsknęłam w głos śmiechem. I naraziłam się na podejrzliwe spojrzenia współpasażerów ;-) 
        Innym sposobem czytania będzie rozkoszowanie się opisami nietuzinkowych osobowści, czasem znanych w artystycznym świecie, a czasem zupełnie nieznanych. Należą do nich z pewnością rozdziały prezentujące  przepyszne portrety: Alexa Jordana, bywalca Bristolu, niezwykłego światowca ze znajomościami w świecie arabskich szejków, zmarłego ostatecznie w przytułku w Kalifornii; Wiktora Woroszylskiego, najpierw gorliwego zwolennika nowej idei i władzy, a potem równie gorliwego jej przeciwnika, kontestatora i działacza podziemnego; Jerzego Gierałtowskiego, który obyczajami i umiłowaniem języka zatrzymał się w epoce XVII-wiecznej wielkopańskiej szlachty; niezwykle inteligentnego Ludwika Zimmerera, kolekcjonera sztuki ludowej, tłumacza, wydawcy, łącznika ze światem Zachodu, mieszkańca Saskiej Kępy. Do tej plejady dodać należy wzruszające opowieści o cichych bohaterach, jak o panu Władziu, którego nazwisko nie pada, a który został jednym ze Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Piękne i wzruszające słowa poświęcił autor postaci Kazimierza Przerwy-Tetmajera, którego duch "podąża schodami do mansardowego pokoiku" Hotelu Europejskiego, gdzie właściciele zapewnili mu dożywotni dach nad głową do owego styczniowego dnia 1940 roku, kiedy znaleziono go na ulicy nieprzytomnego.
        Śledząc splątane wątki wspomnień można zabawić się w detektywa, rozplątującego nici powiązań między ludźmi i pokoleniami. Warszawski architekt Franciszek Lilpop miał cztery córki: Halinę, Felicję, Anielę i Marię. Halina, druga żona wybitnego dyrygenta Artura Rodzińskiego, w mieszkaniu na East River Drive na Manhattanie przyjmowała gości z Polski, tworząc coś na wzór przedwojennego salonu artystycznego. Felicja była żoną Kazimierza Kranca i również po wojnie osiadła w Nowym Jorku, towarzysząc siostrze we wspomaganiu Polonii amerykańskiej. Aniela  najpierw byłą żoną Witolda Mieczysławskiego, a po rozwodzie została trzecią żoną prezydenta RP na uchodźctwie Edwarda Raczyńskiego, mieszkając z nim w Londynie. Najmłodsza z sióstr, Maria została żoną pisarza Zbigniewa Uniłowskiego. Po wojnie już jako wdowa zamieszkała jak dwie starsze siostry w Nowym Jorku. Siegając zaś wstecz dowiadujemy się, że matka czterech sióstr, żona Franciszka Lilpopa, pani Halina Zenobia była bratanicą Henryka Wieniawskiego, ale którego z jego czterech braci byłą córką, nie udało mi się odnaleźć.
         Bez względu na wybrany sposób czytania dochodzimy do czasów współczesnych, które nie dorównują minionej epoce wspomnień ani bogactwem wrażeń, ani złożonością uwikłań w zależności międzyludzkie, naznaczonych świadomością politycznych uwarunkowań. Wielokrotne pożegnalne podsumowania autora wywołują tęsknotę za okresem młodzieńczych uniesień mimo ujawnianych raz po raz związków niektórych osób z bezpieką, politycznymi rewoltami i "heglowskim ukąszeniem".  "Nie ma już tamtych ludzi. Ani jednego" - pisze autor. Przemierzamy ulice Miasta Umarłych - Nekropolis. 

Marek Nowakowski: Nekropolis. Warszawa 2005, 2011, 2014.



sobota, 10 lutego 2018

Lekkie pióro

      Z głębokiego kosza przecenionych książek za dychę wygrzebałam trzy.  Dwie poważne i jedną lekką, czyli kryminał z akcją osadzoną w starożytnym Rzymie. Nie sądziłam, że nawet mi się spodoba. Autor John Maddox Roberts para się pisaniem całych serii. "Śledztwo Decjusza", w oryginale "The King`s Gambit" (Gambit króla) jest pierwszą częścią serii SPQR. Skrót nawiązuje do nazwy Senatus Populusque Romanus (Senat i Lud Rzymski), będącej oficjalną nazwą Imperium Rzymskiego.
      Bohaterem i narratorem powieści oraz całego cyklu jest Decjusz Cecyliusz Metellus Młodszy, członek Komisji Dwudziestu Sześciu, pełniący pieczę - jakby to ująć - prokuratorską nad rzymską dzielnicą Suburą, która cieszy się złą sławą kryminalną. Jego funkcja nie jest zbyt wysoka w hierarchii rzymskiej władzy, toteż śledztwo, które prowadzi do odkrycia spisku politycznego na najwyższych szczeblach, przysparza młodemu komisarzowi wielu niebezpieczeństw z zagrożeniem życia włącznie.
      Kolejne książki cyklu zawierają opowieści  z następnych lat działalności Decjusza, który wspina się po szczeblach władzy, lecz nigdy nie wyrzeka młodzieńczych ciągotek do węszenia. Przeczytałam o tym w opisach i recenzjach, bo znam tylko tę pierwszą część przypadkiem wygrzebaną z pudła przecenionych książek. Pierwszoosbowa narracja prowadzona jest lekko i z poczuciem humoru. Decjusz jest wścibskim obserwatorem, ale zarazem młodzieńcem łatwo ulegającym licznym pokusom. Z przyjemnością korzysta z suto zastawionych stołów przyjaciół i wrogów, ponieważ w jego domu  niewiele można znaleźć do jedzenia; ulega czarowi Klaudii z możnego patrycjuszowskiego rodu naiwnie spodziewając się niejakiej wzajemności, gdy tymczasem ona właśnie okazuje się spiritus movens całej intrygi z knuciem politycznym i morderstwem włącznie. Wskutek zauroczeń stołem, kielichem i płcią przeciwną Decjusz popada w tarapaty: tajemniczy przeciwnik zakrada się nocą do jego domu, wali go w łeb i kradnie istotny dla śledztwa amulet, pod osłoną nocy czterech zbirów napada na niego ze szczerym zamiarem zamordowania, lecz akurat mający sprawnego pomocnika Decjusz ratuje się z opresji zostawiając za sobą cztery trupy, wykorzystuje pokrewieństwo z najwyższą kapłanką Westy, swoją ciotką i zagląda w tajne dokumenty ukryte w świątyni, naraża się mściwym Klaudiuszom, co kończy się malowniczą burdą na pół miasta w samym środku Forum Romanum. Ostatecznie zostaje wtrącony do więzienia, ale przecież wychodzi stamtąd, bo nie byłoby dalszych części ;-)
         W toku śledztwa pojawiają się historyczne postacie starożytnego Rzymu: Katon, Cyceron, Krassus, Pompejusz i młody Juliusz Cezar, a z wrogich Rzymowi władców Mitrydates, król Pontu.  Tło obyczajowe oddane zostało plastycznym językiem pełnym smaków, zapachów, kolorów i dyskretnego humoru. Pełnowymiarowe postacie fikcyjne głównego wątku, jak doczytałam z opisów całej serii, będą pojawiać się w kolejnych częściach. I tak pomocnikiem Decjusza, dzisiaj byśmy powiedzieli biegłym sądowym albo śledczym patologiem, zostaje lekarz Asklepiodes, wytrawny znawca wszelkiej broni, dzięki czemu po kształcie rany potrafi rozpoznać kto i czym zamordował denata. Drugim wykidajłą o aspiracjach politycznych zostaje Tytus Anniusz Milon, mistrz walki wręcz, nieformalny przywódca bandy rzymskich  rzezimieszków, mający znajomości we wszelkich pożytecznych kręgach półświatka. Dzięki ich pomocy Decjusz doprowadził śledztwo do końca i odkrył spisek, co przypłacił tymczasowym wygnaniem do Hiszpanii.
        Opowieść prowadzona jest z perspektywy długiego czasu, jako wspomnienia  statecznego senatora Decjusza z lat młodości. Dlatego pozwala sobie na dystans wobec własnych nieudolnych często poczynań, lekko traktuje swoje błędy, uprzedza wypadki zdradzając przyszłe losy niektórych osobistości, celnie charakteryzuje patologię rządów kolejnych konsulów. Rzecz toczy się wartko, a mimo starożytnych dekoracji motywami zbrodniczych działań od tysiącleci jest to samo: żądza władzy.



poniedziałek, 5 lutego 2018

Na początek?...

Przeniosłam wpisy ze starych Zapisków na bloog.pl
Tam wyświetlało mi 444 wpisy, tutaj zrobiło się 422. Opuściłam kilka, choć myślałam, że mniej, może coś się zgubiło? Trudno.
Nie ma też kilku tysięcy komentarzy :-( Kopiownaie ich zajęłoby dużo czasu, tutaj się poddałam, niestety. Na pewno nie otwierają się wszystkie filmiki, zwłaszcza z pierwszych lat prowadzenia blogu. Później już  sprawdzałam i ewentualnie zamieszczałam nowsze, poprawione linki. Może w wolnym czasie wrócę do początków i wszystkie posprawdzam.
Na pewno nie będę przenosić prawego marginesu z całą listą linków muzycznych, np. 32 linki z Jarousskim, 25 z Schollem, 16 z Kaufmannem...

No i teraz mam dwa blogi na blogspocie pod nickiem "notaria". Czy to ma sens? Mam wątpliwości. Może to archiwum pozostawić jako archiwum, a pisać tylko na drugim? Dopóki nie grozili zamknięciem prowadziłam oba choćby z tego względu, że na bloog.pl można było pisać komentarze bez logowania się, to ułatwiało sprawę mnie i komentującym.

Pies wie, co robić :-(  Może wrócić do początków? A na początku po prostu nikt nie wiedział, że sobie piszę. Może zamknąć ten rozdział? Może zacząć od nowa?

Nigdy nie przeczytałam ostatniej powieści Agathy Christie z serii o Herkulesie Poirot, ponieważ pisarka go uśmierciła. Nie chciałam tego czytać. Ale zrobiono serial i zekranizowano także ostatnią kryminalną sprawę wielkiego detektywa. Obejrzałam. Poirot osobiście wymierza sprawiedliwość, nie wierząc, że można legalnie i zgodnie z prawem skazać zbrodniarza. Bardzo smutne. Pocieszam się gorzką czekoladą z malinami.

Na zakończenie

poniedziałek, 22 stycznia 2018 19:18

     Skoro blog zostanie zamknięty odgórną decyzją, chyba powinnam coś napisać na zakończenie. Mnożyć wpisów nie ma sensu, skoro ma wszystko zniknąć. Założyłam bliźniaczy blog na blogspocie i teraz są dwie "notarie" na tamtej platformie. No więc przenoszę wpisy na nowe miejsce. Dałam inne etykiety pod wpisami dla ułatwienia wyszukiwania tematycznego. Muzyka z wpisów też się przenosi, podobnie jak zdjęcia. Niestety, linki z prawej strony tu wiszące to już za wiele zachodu by było. Może  na koniec kilka spróbuję, ale nie wiem, czy starczy mi czasu. 
To może podsumowanie jakieś?

444 wpisy
5992 komentarze
28 stycznia minie 7 lat i 4 miesiące istnienia blogu
w momencie likwidacji będzie 7 lat i 6 miesięcy życia na tym blogu
Nie sądziłam, że tyle wytrzymam, gdy go zakładałam. 

Prawie wszystkie wpisy stąd znajdą się TUTAJ


PS Nie zgadniecie, czego mi najbardziej szkoda ;-)
Mojej ulubionej czcionki! Book Antiqua :-)

Paradoksy Conrada

poniedziałek, 08 stycznia 2018 21:51

      Michał Komar napisał "Piekło Conrada" 40 lat temu. Wydawnictwo "Czuły Barbarzyńca" wydało wznowienie uzupełnione dodanym na końcu wywiadem z autorem. Czyta się tak samo trudno jak przed laty. Ale i tak samo z poczuciem buntu i niezgody. Conrad bowiem nie jest i nigdy nie był w interpretacji Komara pisarzem o przygodach marynarzy. To zresztą oczywista oczywistość i jakby potwierdzenie nawet pierwszej pobieżnej lektury. Nic nie wygląda tak, jak się wydaje. Przecież w najsłynniejszych powieściach, "Lordzie Jimie" i "Jądrze ciemności" większość akcji wcale nie rozgrywa się na morzu, lecz na lądzie. Paradoks! Nie jedyny zresztą. 
        Komar nazywa Conrada pisarzem zaprzeczeń. "Jeśli dzieła czynione pod słońcem... "wszystkie one dym są marny i ulatują z wiatrem", jeśli własnie dlatego pytania o sens są tak ważne, że niezbywalne - to trzeba je wziąć w nawias, zapomnieć o nich,  udać, że ich nie było. Dążenie do absolutu jest zajęciem zbyt wzniosłym, by należało nieustannie o nim myśleć. Zbyt wzniosłym, by było poważne. poważne są sprawy praktyczne. Dlatego, że znikomo-przyziemne." Prawda o przestrzeni między Bogiem a człowiekiem nie nadaje się do opisania. Opisać można zwyczajny dzień i troskę o rzeczy przyziemne. 
        Każdy esej zawarty  w książce obnaża fałszywe tropy Conradowskiej narracji. Pisarzowi nie wolno ufać. Cokolwiek napisze, za moment podważa. Najszczersze prawdy wkłada w usta nikczemników, np. generała rosyjskiej tajnej policji, a bohaterom na pozór spiżowym przydaje szyderczy uśmiech jak Heystowi ze "Zwycięstwa". Dobro i zło okazują się dwiema stronami tej samej prawdy. "Są takie chwile graniczne, gdy okazuje się - za sprawą olśnienia ze strachu lub najgłębszego wstydu, a nigdy radości -  że to, co dotąd uchodziło za nieuchronne, jest tylko zbiegiem przypadków, których można było uniknąć" - pisze Komar odczytując symetrię etyki Heysta i Jonesa. 
       Powszechnie znaną była awersja Conrada do rewolucji. Poświęcił jej, przez niektórych uważaną za najlepszą, powieść "W oczach Zachodu". A jednak Razumow, jeśli wierzyć nazwisku, jest bohaterem rozumnym. Dokonując zdrady przyjaciela, wydając Haldina carskiej policji, postępuje rozumnie, gdyż broni ładu i porządku świata, chociaż jest to ład i porządek despotyzmu. Natomiast Haldin jest moralnie czysty, chociaż popełnił zbrodnię. Conradowska sprzeczność podważa wierność i honor jako wartości absolutne. Wierność sumieniu Razumowa czyni z niego donosiciela i zdrajcę; Haldin staje się zbrodniarzem będąc wierny dążeniom człowieka do wolności. "Obaj są usprawiedliwieni, lecz dla obu nie ma wybaczenia, bo nie ma wybaczenia dla nikogo" - pisze Conrad. Grzechem wszelkiej rewolucji jest nieusuwalna sprzeczność między ideałem wolności, do której dążą, a nienawiścią do wszystkiego, co chcą zburzyć. Paradoks polega na tym, że chcąc ulepszać świat, sprawiając, że życie staje się wygodniejsze, czy za sprawą rewolucji, rozwoju technologii, cywilizacji czy ideałów i haseł humanitarno-demokratycznych, ludzkość zmierza do skarlenia charakteru. "Ludzkość jest podła" - konkluduje Conrad. 
        Głosząc śmierć Boga epoka współczesna sprawiła, że piekło znalazło się na ziemi; w kongijskiej dżungli, w Patusanie, w Costaguanie. Cóż bowiem znaczy nazwa państwa Costaguana? Zastanawialiście się kiedyś? Dosłownie jest to Wybrzeże Ptasiego Gówna. Zaiste piękna metafora ludzkiego świata! 

Michał Komar: Piekło Conrada oraz czterdzieści lat później: wywiad z Michałem Komarem. Czuły Barbarzyńca Press. Warszawa 2017.


  • dodano: 22 stycznia 2018 19:21
    No ale czy wszystko, co dobre dla kwiatków jest także najlepsze dla człowieka? 
    autor notaria
  • dodano: 22 stycznia 2018 19:05
    bez przesady.świat nie jest taki zły, jest taki,jakim go urządzimy. ptasie łajno może być nawozem, jak na Grenlandii, gdzie jedynie na nim kwitną podczas krótkiego lata kwiaty.
    do Conrada muszę wrócić, dawno nie czytałam. Lord Jim stoi sobie na półce:))
    autor cz
  • dodano: 14 stycznia 2018 0:04
    Tylko doprecyzowałam ;-)
    autor notaria
  • dodano: 13 stycznia 2018 10:12
    Prawidłowo zinterpretowałaś mój komentarz...;o)
    autor gordyjka
  • dodano: 12 stycznia 2018 21:08
    Ja ostatnio takie właśnie rzeczy czytam, a Ty może powinnaś poczytać coś uspokajającego?
    autor notaria
  • dodano: 12 stycznia 2018 19:30
    Faktycznie smutna te metafora...

    A ja akurat jakiegoś doła podłapałam...
    autor Stokrotka
  • dodano: 09 stycznia 2018 18:33
    Gordyjko, jeśli łajnem to upaprani, ewentualnie pos.ani, poprani możemy być mentalnie ;-)

    Anno, no niby nie, ale człowiek stara się myśleć pozytywnie :-)
    autor notaria
  • dodano: 09 stycznia 2018 12:40
    Ludzkośc jest podła. A miałas jakies wątpliwości?
    I - znów dzięki. Zmuszasz do przemyśleń.
    autor Anna
  • dodano: 09 stycznia 2018 8:55
    Tylko w westernach dobro i zło są karykaturalnie podkreślane...W życiu jesteśmy totalnie "popaprani"...(Ptasim łajnem ??)...;o)
    autor gordyjka

Z, o, nad i po... dzień rocznicowy

piątek, 29 grudnia 2017 20:28

      Z Barańczakiem dzień spędzony, o Barańczaku przeczytane, nad Barańczakiem pochylenie, po Barańczaku poezja jaka?
       To był nieuświadomiony impuls, żeby od rana zaczytać się wokół Barańczaka. Wokół, ponieważ zajrzałam do esejów Barbary Toruńczyk w "Nitce Ariadny". Rozdział pod tym właśnie tytułem złożony z tekstów około Barańczakowych. Najpierw długi esej na marginesie książki Lidii Burskiej "Awangarda i inne złudzenia. O pokoleniu `68 w Polsce". Recenzja wnikliwa i rzetelna, nieodmawiająca autorce zasług za analizę poezji Nowej Fali. Niemniej równoważny wątek to jednak polemika w kwestii oceny samego charakteru pokolenia `68, zbyt wąskiej według Toruńczyk charakterystyki pomijającej ważne odłamy, postawy i wartości. Stąd też niejako uzupełniając panoramę Burskiej Barbara Toruńczyk sięga do własnych doświadczeń pokoleniowych i częściowo odmiennych ocen. Dla historyka materiał interesujący.
        Obszerna recenzja wzbogacona subiektywnym spojrzeniem autorki jest wstępem do rozdziałów poświęconych stricte poezji. Najpierw o "Podróży zimowej" Stanisława Barańczaka, następnie krótko o "Chirurgicznej precyzji" tegoż i na koniec tej części książki o "Niewidzialnej ręce" Adama Zagajewskiego. Krytycznoliteracka analiza "Podróży zimowej" jest kongenialnie zachwycająca jak omawiany tomik. Zgodnie z tytułem nawiązuje do "Podróży zimowej" Schuberta skomponowanej w 1827 roku do wierszy Wilhelma Müllera. Stanisław Barańczak odwrócił kolejność: do muzyki napisał swoje własne utwory wydane w tomiku w 1994 roku. 
      Punktem wyjścia jest refleksja nad mistycyzmem codzienności obecnym w twórczości poetyckiej II połowy XX wieku. Zjawisko "bliskie intuicjom Camusa, ustanawiające jedną z wielu powojennych prób stworzenia świeckiej teologii, metafizyki niereligijnej, upominające się o duchowe pogłębienie i postawę moralnej odpowiedzialności". W konsekwencji doszło do zredefiniowania "pojęć odziedziczonych: hartu, solidarności, sensu życia, pokroju marzeń i snów".  W obliczu "rozpadu świata i milczenia bogów"  twórczości Miłosza, Herberta czy Kołakowskiego tomik Barańczaka autorka analizuje jako odpowiedź na pytanie o poezję współczesną. W wielowarstwowej konstrukcji poetyckiej Toruńczyk wyodrębnia "cztery tempa": diagnozę zła współczesnego świata zobrazowanego poprzez pejzaż zimy,  stylistyczna równowaga języka ("credo nasze powszednie"), modlitwa pokornego zrozumienia ludzkiej ułomności i tempo ocalenia dzięki muzyce (pieśń ocala? pieśń ujdzie cało?). Można te wiersze czytać jako samodzielne niezależne utwory, ale najpełniej objawią się jednak w połączeniu z muzyką Schuberta. "Podróż zimową" z polskim tekstem śpiewał niegdyś Andrzej Biegun. 
       Krótkie wprowadzenie do "Chirurgicznej precyzji" pozostawia niedosyt "emocji trzymanych na wodzy i nie pozwalających przesłonić sceny swojego widzenia". Jakie to Herbertowskie! O powinowactwach z Herbertem Barbara Toruńczyk wspominała już w rozdziale o "Podróży zimowej". To chyba to zanurzenie w językowej dwuznaczności, renesansowa szerokość kultury, aria Mozarta spływająca na głowy przechodniów "z okna na którymś piętrze". 
       Na razie tutaj się zatrzymałam. Przed chwilą Ian Bostridge śpiewał Schuberta. A teraz Christian Gerhager jako Faust zmaga się z piekłem własnej duszy. 
26 grudnia minęła trzecia rocznica śmierci Stanisława Barańczaka.



  • dodano: 09 stycznia 2018 8:24
    prawda, prawa autorskie przejęli Franciszek Burski i chyba córka.
    autor cz
  • dodano: 08 stycznia 2018 20:31
    A więc sięgnęłaś do źródła :-) Toruńczyk podaje, że książka Burskiej nie została ukończona, gdyż pracę przerwała śmierć autorki.
    autor notaria
  • dodano: 08 stycznia 2018 16:20
    Dostałam książkę burskiej. ładnie się zaczyna i chyba dobrze się będzie czytało:))
    Ciekawam bardzo:))
    autor cz.
  • dodano: 05 stycznia 2018 20:36
    Nie wiem, kiedy powstały przyimki, żeby pisać o nich rocznicowo  Z przyimkami jest całe pierwsze zdanie 
    O książce Bikont o Sendlerowej czytałam recenzję iw wywiad z autorką. To mi wystarczy. Czytać nie zamierzam, ponieważ nie czuję przymusu zajmowania stanowiska ani wobec samej postaci Sendlerowej, ani wobec takich czy innych poczynań biografów. Tak samo jak kilka lat temu w związku z książką Domańskiego "Kapuściński non -fiction". Akceptuję poznawczo,w sensie intelektualnym obie wersje i ich zasadność historyczną, pewien wpływ splotu zdarzeń, ze powstają takie a nie inne biografie i autobiografie. Natomiast nie uważam, że to pomaga komukolwiek i w ogóle że jest sens zajmować stanowisko moralne, oceniające.
    autor notaria
  • dodano: 05 stycznia 2018 20:01
    Poza tym myślałam, że będzie o przyimkach:)))
    autor cz
  • dodano: 05 stycznia 2018 9:57
    z powodu braku dosłowności nabędę , by odnieść się rzeczowo:))). Czytam Sendlerową Bikont, mam mętlik w głowie, tam tez rok 68 jest cezurą. Życiową dla wielu. Szkoda, ze jesteś daleko, potrzeba mi kogoś do pogadania.
    Za propozycje lektury, jak zawsze, dziękuję.
    autor cz
  • dodano: 02 stycznia 2018 18:45
    Może całkiem nieutracony? Nie można się poddawać  Zenka i Sławomira nie znam jak dotąd. Mam nadzieję, że nasze ścieżki dźwiękowe się nie przetną 
    autor notaria
  • dodano: 02 stycznia 2018 15:14
    Rozpad świata i milczenie bogów...
    Wokół "Zenek" i "Sławomir", a u Ciebie raj utracony...;o)
    autor gordyjka
  • dodano: 31 grudnia 2017 23:12
    Dzięki, ze i tutaj zajrzałaś :-) Jaki śliczny Lehar! Słucham Dwójki. Czytano na antenie moje życzenia na nowy rok 
    autor notaria
  • dodano: 31 grudnia 2017 19:00
    I jeszcze w Sylwestra poczytałam sobie niesamowitych mądrości
    autor Stokrotka

Od hazardu do matematyki


niedziela, 17 grudnia 2017 21:07

     Oczekuję, że w końcu dotrę do sedna sprawy i znajdę odpowiedź. Tymczasem przedzieram się przez pierwszą część książki. Wstępy bywają z reguły nudnawe, ale najtrwalszą naukę, jaką wyniosłam ze studiów jest przekonanie, że są konieczne do przebrnięcia ;-) Facet wiedział, jak mnie podejść!!! Pod tytułem "Filozofia przypadku" jest podtytuł "Kosmiczna  fuga z preludium i codą". No i co miałam zrobić?! Kupiłam :-) A teraz patrzę nierozumnym zgoła okiem na wzór wartość oczekiwaną zmiennej losowej typu dyskretnego. Nie potrafię tego wzoru tutaj zapisać ani skopiować w oryginalnej formie ułamkowej, zamienia mi na zapis liniowy, ale to już nie ma takiej elegancji ;-) W każdym razie, jeśli ktoś chce wiedzieć, to średnia wartość oczekiwana rzutu kostką wynosi 3,5, a im dłuższy jest ciąg rzutów, czyli im dłużej się gra, tym bardziej owa średnia zbliża się do tej liczby. W ten sposób oto zagłębiłam się w pierwsze zastosowanie i początki teorii wielkich liczb Bernoulliego. Tak się zaczyna historia matematycznego rachunku prawdopodobieństwa, stochastyki, statystyki i szacowania szans na wygraną w totolotka ;-) 
        To jednak margines, aczkolwiek chyba potrzebny, żeby wprowadzić w temat. Między wierszami wczytuję się w ciekawostki, np. o dawnych matematykach. Niejaki Gerolamo Cardano był nałogowym hazardzistą i z tego czerpał czasami niezłe dochody. Zmysł matematyczny pozwalał mu lepiej oceniać szanse. Swoje doświadczenia i obserwacje opisał w "Księdze o grach losowych". Tak oto hazard stał u początków ogromnej dziedziny matematyki, która rozwija się do dzisiaj. Pascal zainteresował się obliczaniem prawdopodobieństwa na prośbę znajomego, również amatora gier hazardowych, który postawił przed nim problem, jak podzielić stawki pomiędzy graczy, gdy gra zostanie niespodziewanie przerwana i nie może zostać dokończona. Pascal z kolei postanowił sprawę skonsultować z Fermatem i tak oto w korespondencji między dwoma gigantami matematyki powstały teorie, które później doczekały się ściślejszych matematycznych opracowań i do dziś obowiązującej terminologii rachunku prawdopodobieństwa. Świadczyć to może o niezbywalnym dla nauki pożytku z pisania listów ;-) Ciekawa anegdota wyjaśnia, jak powstała "Logika z Port Royal". Pewien dostojny człowiek wspominał, że w młodości spotkał kogoś, kto w 15 dni nauczył go logiki. Przysłuchujący się rozmowie słuchacz stwierdził, że on mógłby wyłożyć całą logikę w cztery lub pięć dni. No i trzeba było spełnić rzuconą ad hoc przechwałkę. Powstało dzieło znane potem właśnie pod nazwą "Logika z Port Royal", pierwotnie wydane  (1662) anonimowo, lecz napisane przez Antoine`a Arnaulda i Pierre`a Nicole`a, a wkład w nie miał też Blaise Pascal
        Jednakże to także tylko margines właściwego tematu rozważań Michała Hellera o filozofii przypadku. Chodzi bowiem o pytanie fundamentalne: czy światem rządzi przypadek czy konieczność i czy przypadkowość da się przewidywać. Jak to mawiają niemieccy uczeni, schon Aristoteles sagt, że przypadkowość przeczy racjonalności. Nie można go obliczyć, badać, przewidywać. Dopiero wprowadzenie pojęcia przygodności świata (mógłby być taki lub inny) stopniowo w greckiej racjonalności przygotowuje grunt pod prawdopodobieństwo jako zjawisko mierzalne. Nie będę streszczać krok po kroku całego wywodu, na razie jestem po lekturze "Preludium", czyli pierwszej części książki, przede mną cała "Fuga" i "Coda" :-) Kilka tylko odkryć, jak się zdaje, oczywistych. Na przykład taka właściwość, że im mniejsza liczba badanych przypadków, tym trudniej uchwycić prawidłowość. Niby oczywiste, a w doświadczeniu codziennym o tym zapominamy. Człowiek ma tendencję do uogólniania swojego osobistego doświadczenia życiowego i wyciągania z tego wniosków ogólnych. Najczęściej błędnych. Skoro JA zostałam oszukana w sklepie, to ZNACZY, że SKLEPY OSZUKUJĄ itp. w każdej dziedzinie. I właśnie to najczęściej jest przyczyną nieporozumień, wręcz kłótni, wynikających z różnej oceny świata. Myślę, że refleksja nad przyszłością byłaby mniej fantastyką, gdyby czasami towarzyszyła jej pasja poznawcza właściwa dla umysłów matematycznych (nawet jeśli prowadziło to do wielkich kłótni, jak Maupertuisa z Cassinim o kształt Ziemi). Jak bowiem twierdził Bernoulli "domyślać się to znaczy zmierzyć prawdopodobieństwo". Trzeba jednak pamiętać, że nigdy prawdopodobieństwo nie osiągnie liczby 1, gdyż wtedy byłoby pewnością. Tak więc prawdopodobieństwo to próba odkrycia przez ułomny ludzki rozum przy pomocy języka matematycznego wydarzeń przyszłości. W kosmicznym wymiarze czasu zdarzenia losowe są koniecznością, tylko my o tym nie wiemy, bo dla nas są nieoczekiwane. Za krótko żyjemy ;-)


  • dodano: 09 stycznia 2018 13:19
    Oooo, nadrabiasz zaległości 
    Bardzo się cieszę, że nie odpuszczasz i czytasz 
    Ja to nawet nie będę próbowała wskazać, skąd się to zainteresowanie wzięło i do czego prowadzi, ugrzęznę w niewiadomych 
    autor notaria
  • dodano: 09 stycznia 2018 8:32
    Ta wiedza z matematyki i prawdopodobieństwa potrzebna poetom i muzykom, dlatego Twoje zainteresowanie może i wynika z koligacji rodzinnych:)), ale mnie się wydaje, że to nie przypadek, a raczej poszukiwanie podstaw matematycznych do metrum poetyckiego:))
    autor cz
  • dodano: 19 grudnia 2017 13:07
    Ja tego działu w czasach szkolnych nie miałam w ogóle, ale jak się ma w rodzinie doktora nauk matematycznych ze specjalnością z probabilistyki, to, kurczę, musiałam się nasłuchać i udawać, że rozumiem 
    autor notaria
  • dodano: 19 grudnia 2017 10:05
    Mój Matematyk twierdził, że prawdopodobieństwo nie jest matematyką, tylko spekulacją...A że spekulacja była wówczas "prawem zabroniona", więc ominął ten dział całkowicie...;o)
    autor gordyjka
  • dodano: 19 grudnia 2017 8:32
    Dzięki za polecenie, nie znam. Mnie w książce Hellera bardziej interesowała fizyka, ale jak widzę, najpierw trzeba przebrnąć przez matematykę ;-) I tak jedno i drugie przerasta moje umiejętności 
    autor notaria
  • dodano: 18 grudnia 2017 20:07
    A czytałas może Analfabetyzm matematyczny i jego skutki - John Allen Paulos ? Uwielbiam :). Może Ci się spodoba, skoro to co wyżej Cię zainteresowało. To moje klimaty...
    autor Anna

Medytacyjny Arvo Pärt

wtorek, 28 listopada 2017 10:53

      Do kompozycji Arvo Pärta najlepiej pasuje określenie, że jest to cisza między dźwiękami. Estoński kompozytor od wielu lat podąża swoją własną ścieżką, tworząc poza trendami współczesności. Słuchacze nazywają jego utwory muzyką niebios lub muzyka raju. Przykładem może być "Silentium" wchodzące w skład "Tabula rasa"- kompozycji z 1877 roku. Jest to pierwszy utwór Arvo Pärta w stylu tintinnabuli, którego nazwa nawiązuje do dźwięku dzwoneczków. Skład instrumentów jest tutaj minimalistyczny, jak w wielu innych kompozycjach. Dwoje skrzypiec lub skrzypce i altówka jako prowadzące główną linię melodyczną, fortepian podkreślający od czasu do czasu centralny dźwięk skrzypiec, oraz wiolonczela i kontrabas. Całość jest powolna, bardzo wyciszona, mistyczna. Arvo Pärt jest bowiem największym mistykiem wśród współczesnych kompozytorów i największym kompozytorem wśród mistyków. Już sam jego wygląd nasuwa skojarzenia z pustelnikiem żyjącym w innym wymiarze. Pisałam już o nim i jego specyficznej twórczości - Tintinnabuli Tym razem okazją do przypomnienia muzyki wieczności jest fakt, że utwór Tabula rasa z mojej rekomendacji znalazł się w sobotnim programie Dwójka na życzenie. Pokusiłam się ponownie o wysłanie smsa ze wskazaniem na dzieło jak najbardziej pasujące do listopadowej zadumy. A przy okazji wygrałam płytę. Tym razem są to nagrania fragmentów z tetralogii Wagnera "Pierścień Nibelunga"pod batutą innego Estończyka, Kristjana Järviego. Ale o tym może napiszę, gdy przesyłka do mnie dotrze :-)
Tymczasem muzyka wieczności:


Na koniec, kto chciałby też spróbować i wziąć udział w zabawie,  link do strony Dwójki z regulaminem głosowania na kolejną sobotę

Ossendowski w radiu

poniedziałek, 13 listopada 2017 18:23

      Antoni Ferdynand Ossendowski to postać ze wszech miar nietuzinkowa. Podróżnik, dziennikarz, chemik z  wykształcenia, szpieg z powołania, pisarz z dokonań literackich, "tajny agent". Pisałam o nim, gdy wpadło mi w ręce wznowienie jego "Huculszczyzny" - Między słowami 
        Tym razem przypomina o nim radiowa Dwójka. Od środy (15 listopada) w wieczornym paśmie "Książka do słuchania" o godz. 19:00 czytana będzie reportażowo-beletrystyczna książka Ossendowskiego "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów". Czytałam ją z innym, choć zbliżonym tytułem "Zwierzęta, ludzie i bogowie".  Odmienność tytułów bierze się chyba z tłumaczeń, ponieważ rzecz pierwotnie ukazała się po angielsku. Pisarz zaś był poliglotą, to mógł sobie pisać wedle uznania ;-) Tak czy inaczej, kto czytał, dla przypomnienia, kto nie czytał i o Ossendowskim nie słyszał, powinien zaplanować najbliższe wieczory na półgodzinne spotkania z pisarzem konkurującym popularnością z Sienkiewiczem. Czekają nas opisy Mongolii przemierzanej przez autora, obyczajów, wierzeń religijnych, dzikiej przyrody i zaiste nieprawdopodobnych przygód. 

Okrągły rok w krainie cieniów

wtorek, 31 października 2017 0:48

Jeszcze w 2016:

Zoltan Kocsis (64) - 6 listopada
Leonard Cohen (82) - 7 listopada 
Bohdan Smoleń ( 69) - 15 grudnia 
Stanisław Ryszard Wielanek (67) - 23 grudnia

W 2017 roku:

Marian Janusz Kawałko (69) - 17 stycznia
Krystyna Sienkiewicz (82 bez dwóch dni) - 12 lutego
Danuta Szaflarska (102) - 19 lutego
Stanisław Skrowaczewski (93) - 21 lutego
Gustaw Lutkiewicz (92) - 24 lutego 
Wojciech Młynarski (75) - 15 marca
Erwin Kruk (75) - 31 marca
Magdalena Abakanowicz (86) - 20 kwietnia
Witold Pyrkosz (90)  Stefan Sutkowski (85) - 22 kwietnia
Tomasz Burek (79) - 1 maja
Zbigniew Wodecki (76) - 22 maja
Elżbieta Chojnacka (77) - 28 maja
Jiři Bělohlávek (71) - 31 maja
Jerzy Pelc (92) - 2 czerwca
Julia Hartwig (95) - 14 lipca
Wanda Chotomska (87) - 2 sierpnia
Janusz Głowacki (78) - 19 sierpnia
Wiesław Michnikowski (95) - 29 września
Bronisław Chromy (92) - 4 października
Anna Szałapak (65) - 14 października
Władysław Kowalski (81) - 29 października

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...