sobota, 21 listopada 2020

Wirtualne ścieżki

      Co roku podczas akcji "Darmowy listopad w rezydencjach królewskich"  korzystałam z okazji zobaczenia czegoś nowego. W tym roku wydarzenie zostało przeniesione do sieci. Ma to swoje zalety: audycje i filmy można oglądać w dowolnej porze, dopasowując do swojego trybu życia, no i nie trzeba nigdzie ruszać się z domu. Pamiętam, że kilka lat temu na wejście do Pałacu w Łazienkach czekałam w sporej kolejce. W tym roku ośrodki biorące udział w akcji można zwiedzać wirtualnie, można słuchać wykładów i duskusji, obejrzeć filmy. 

    Wczoraj odbyła się debata historyków "Rezydencje królewskie. Oficjalne i letnie". Do powszechnie kojarzonych rezydencji, jakimi są Wawel, Zamek Królewski raz Łazienki Królewskie w Warszawie, dołączyły do akcji Muzeum Zamkowe w Malborku i Zamek Królewski w Sandomierzu. Wzrastająca od czasów Łokietka i Kazimierza Wielkiego rola Wawelu jako królewskiej rezydencji jest dość dobrze udkokumentowana, podobnie jak przeniesienie w 1619 roku przez Zygmunta III Wazę centrum królewskiej administracji do Warszawy i Zamku Królewskiego na wiślanej skarpie. Profesor Fałkowski przypomniał między innymi akt detronizacji cara Mikołaja ogłoszony właśnie z okien warszawskiego Zamku oraz mobilizację całego społeczeństwa w powojenny projekt odbudowy. Łazienki Królewskie zaś obok swojego niewątpliwego uroku architektonicznego i roli, jaką odegrały w rozwoju polskiej kultury, szczycą się przede wszystkim prawie osiemdziesięciohektarowym parkiem z dziesięcioma tysiącami drzew. 

    Zaiekawiła mnie królewskość dwóch pozostałych zamków. Malbork był rezydencją królewską przez 315 lat, o czym rzadko się pamięta. W Pałacu Wielkich Mistrzów zatrzymywali się polscy królowie przejazdem, na dłuższy pobyt lub podczas wypraw wojennych. Przejazdem bywał Zygmunt III Waza, Stefan batory zaś przez kilka miesięcy prowadząc akcję wojenną na Pomorzu stąd prowadził wszystkie sprawy państwowe i administracyjne. Dr Janusz Trupinda zauważył, że właśnie ten okres królewski Malborka jest znacznie słabiej zbadany niż wcześniejszy krzyżacki. Czeka więc na swoich historyków.

    Dziwić może w tym gronie obecność Sandomierza, ale przecież była to stolica samodzielnego Księstwa Sandomierskiego, skąd kilku Piastów sięgało po dzielnicę senioralną z Krakowem i Wawelem.  Już Mieszko I zarządził wzniesienie tutaj "miasta na siedmiu wzgórzach", a Gall Anonim zaliczył je do jednego z ośrodków książęcej władzy. Pierwotny zamek odbudował jako murowany nie tot inny, tylko Kazimierz Wielki, a Jagiełło bywał tutaj przeszło siedemdziesiąt razy.  W sandomierskiej rezydencji w 1478 r. urodziła się córka Kazimierza Jagiellończyka Barbara. W 1910 r. znaleziono tutaj koronę podróżną należącą prawdopodobnie do Kazimierza Wielkiego, której oryginał obecnie znajduje się w Katedrze Wawelskiej, ale Muzeum Okręgowe w Sandomierzu przechowuje jej wierną kopię. 

     W czasie zaborów i po wojnie aż do 1959 roku w sandomierskim zamku królewskim znajdowało się wzięzienie, które mogło pomieścić nawet 1300 więźniów. Było to miejsce kaźni osób represjonowanych przez komunistyczne władze. Według niepotwierdzonej legendy o zlikwidowanie więzienia apelował Jarosław Iwaszkiewicz, któremu Sandomierz był bardzo bliski.  "Czerwone tarcze" są pięknym literackim portretem księcia Henryka Sandomierskiego i samego miasta. Krótki filmik przygotowany przez Muzeum prezentuje wystawę "Ciemne ścieżki" poświęconą właśnie Iwaszkiewiczowi i jego związkom z Sandomierzem. Zdjęcia ukazują pisarza wypoczywającego na wzgórzu Salve Regina, kupującego glininany garnek na targu lub opartego o fasadę Kościoła Świętego Jakuba. Rękopisy, listy, przedmioty, fotele... to, co tworzy klimat i odtwarza życie codzienne pisarza. I tak oto od spraw królewkich przeszłam do literatury, a przede mną jeszcze wiele nieobejrzanych w ramach "darmowego listopada" programów prosto z królewskich rezydencji. Trzeba się spieszyć, bo do końca miesiąca niewiele dni zostało. 

niedziela, 15 listopada 2020

Listopad w kolorach

 


na żółto 


 na niebiesko 

ogniście

na pomarańczowo

na czerwono

na biało

krwiście

zatrzymany w locie

ostatni zbiór zanim zlecą się kwiczoły

niedziela, 8 listopada 2020

Dwa proroctwa, czyli o trafności spostrzeżeń

     Nie są to może główne myśli czytanych obecnie przeze mnie tekstów, ale czasami na marginesie wiodącego tematu pojawiają się zdania, które z perspektywy czasu okazują swoją istotną wagę. O tematach głównych będzie jeszcze mowa. Tymczasem zaś dwa cytaty.

1. "Od dawna już prasa utraciła ambicję informowania, kontentując się dostarczaniem czytelnikowi rozrywki dla osłodzenia nieuniknionej w gazecie codziennej sieczki wiadomości oficjalnych" 

Jerzy Stempowski, tekst napisany 70 lat temu

(UWAGA! Zamiast słów: "prasa", "czytelnikowi", " w gazecie" proszę wstawić: "publikatory/ mass media", "odbiorcy" i "w telewizji/ w internecie")

2. "Gdyby Europejczycy zajmowali się jak my wypasaniem kóz i nie mieli innych kłopotów, mogliby być może patrzeć pogodnie w przyszłość. Administracja tak wielkich bogactw i złożonych przedsiębiorstw wymaga jednak pewnej inteligencji, której tu nigdzie nie mogę się dopatrzeć. Dlatego myślę, że Europa stoi na progu bezprzykładnej katastrofy i że wszyscy zginiecie marnie, niesławnie jak zwierzęta idące pokornie pod nóż" 

Mahmud Tarzy, teść emira Afganistanu, rok 1923



poniedziałek, 2 listopada 2020

Pozwól mi płakać.... tańczy Oscar Chacon

Lascia ch`io pianga

Mia cruda sorte,

E che sospiri

La libertà.

Il duolo infranga

Queste ritorte,

De miei martiri

Sol per pietà.

( da capo)

       Händel trzykrotnie wykorzystał ten sam motyw muzyczny w trzech różnych utworach. Jak to było wówczas w zwyczaju, przenosił muzykę zmieniając tekst. Trzecia wersja ze słowami "Lascia ch`io pianga" (Pozwól mi płakać...) zapewniła nieśmiertelną sławę operze "Rinaldo", w której arię śpiewa uwięziona Almirena. Słuchałam tej arii w wielu wykonaniach, koncertowych i w pełnej operowej obsadzie, śpiewaną przez żeńskie soprany i męskich kontratenorów. Ale nie WIDZIAŁAM wersji baletowej. A jest, tańczy nie kto inny, tylko mój ostatnio odkryty ulubieniec - Oscar Chacon.  Zatańczyć płacz, żal i cierpienie.. Zatańczyć tęskontę za wolnością... Nie myślałam, że aria może być tańcem. Nie, wróć, odwrotnie: że taniec może być arią. Zadziwiające, że choreografia, w zasadzie podporządkowana muzyce, bo taniec to przełożenie muzyki na ruch, tutaj musi też współgrać ze słowami, z treścią, z przejmującym tekstem. Które gesty są muzyczne, a które słowne? Rytmika nóg to muzyka, a ramiona, dłonie to słowa?  Podziwiam precyzję ruchu, harmonię ciała, gestu. W kilku momentach absolutnie perfekcyjne oddanie charakteru muzyki i treści. Zwłaszcza ręce, dłonie tancerza przekraczają świat widzialny, choć nie da się oczywiście odseparować ich od całości. To jest jak choreograficzna partytura. Muszę obejrzeć kilka razy.

Pozwól mi płakać nad moim okrutnym losem,

I tęsknić za wolnością.

Niech mój ból rozerwie kajdany

Mojego cierpienia, proszę tylko o litość.

Tekst jest taki krótki, lecz fragmenty powtarzane trzy razy wydają się dłuższe. Ostatni moment w nagraniu nie pochodzi z "Rinalda". Solówka do "Lascia ch`io pianga" jest bowiem częścią większej całości choreograficznej, "Suity barokowej" w choreografii Bejarta.  Treścią jest podróż (?) boahtera przez zaświaty. Faktycznie, taniec Chacona wydaje się  pogranicza świata realnego i imaginacji. Trochę przypomina zstąpienie Orfeusza do Hadesu. 

Ileż ja jeszcze rzeczy nie widziałam!... I się znajdują... Ile znajdzie się jeszcze, albo i nie...

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...