Co roku podczas akcji "Darmowy listopad w rezydencjach królewskich" korzystałam z okazji zobaczenia czegoś nowego. W tym roku wydarzenie zostało przeniesione do sieci. Ma to swoje zalety: audycje i filmy można oglądać w dowolnej porze, dopasowując do swojego trybu życia, no i nie trzeba nigdzie ruszać się z domu. Pamiętam, że kilka lat temu na wejście do Pałacu w Łazienkach czekałam w sporej kolejce. W tym roku ośrodki biorące udział w akcji można zwiedzać wirtualnie, można słuchać wykładów i duskusji, obejrzeć filmy.
Wczoraj odbyła się debata historyków "Rezydencje królewskie. Oficjalne i letnie". Do powszechnie kojarzonych rezydencji, jakimi są Wawel, Zamek Królewski raz Łazienki Królewskie w Warszawie, dołączyły do akcji Muzeum Zamkowe w Malborku i Zamek Królewski w Sandomierzu. Wzrastająca od czasów Łokietka i Kazimierza Wielkiego rola Wawelu jako królewskiej rezydencji jest dość dobrze udkokumentowana, podobnie jak przeniesienie w 1619 roku przez Zygmunta III Wazę centrum królewskiej administracji do Warszawy i Zamku Królewskiego na wiślanej skarpie. Profesor Fałkowski przypomniał między innymi akt detronizacji cara Mikołaja ogłoszony właśnie z okien warszawskiego Zamku oraz mobilizację całego społeczeństwa w powojenny projekt odbudowy. Łazienki Królewskie zaś obok swojego niewątpliwego uroku architektonicznego i roli, jaką odegrały w rozwoju polskiej kultury, szczycą się przede wszystkim prawie osiemdziesięciohektarowym parkiem z dziesięcioma tysiącami drzew.
Zaiekawiła mnie królewskość dwóch pozostałych zamków. Malbork był rezydencją królewską przez 315 lat, o czym rzadko się pamięta. W Pałacu Wielkich Mistrzów zatrzymywali się polscy królowie przejazdem, na dłuższy pobyt lub podczas wypraw wojennych. Przejazdem bywał Zygmunt III Waza, Stefan batory zaś przez kilka miesięcy prowadząc akcję wojenną na Pomorzu stąd prowadził wszystkie sprawy państwowe i administracyjne. Dr Janusz Trupinda zauważył, że właśnie ten okres królewski Malborka jest znacznie słabiej zbadany niż wcześniejszy krzyżacki. Czeka więc na swoich historyków.
Dziwić może w tym gronie obecność Sandomierza, ale przecież była to stolica samodzielnego Księstwa Sandomierskiego, skąd kilku Piastów sięgało po dzielnicę senioralną z Krakowem i Wawelem. Już Mieszko I zarządził wzniesienie tutaj "miasta na siedmiu wzgórzach", a Gall Anonim zaliczył je do jednego z ośrodków książęcej władzy. Pierwotny zamek odbudował jako murowany nie tot inny, tylko Kazimierz Wielki, a Jagiełło bywał tutaj przeszło siedemdziesiąt razy. W sandomierskiej rezydencji w 1478 r. urodziła się córka Kazimierza Jagiellończyka Barbara. W 1910 r. znaleziono tutaj koronę podróżną należącą prawdopodobnie do Kazimierza Wielkiego, której oryginał obecnie znajduje się w Katedrze Wawelskiej, ale Muzeum Okręgowe w Sandomierzu przechowuje jej wierną kopię.
W czasie zaborów i po wojnie aż do 1959 roku w sandomierskim zamku królewskim znajdowało się wzięzienie, które mogło pomieścić nawet 1300 więźniów. Było to miejsce kaźni osób represjonowanych przez komunistyczne władze. Według niepotwierdzonej legendy o zlikwidowanie więzienia apelował Jarosław Iwaszkiewicz, któremu Sandomierz był bardzo bliski. "Czerwone tarcze" są pięknym literackim portretem księcia Henryka Sandomierskiego i samego miasta. Krótki filmik przygotowany przez Muzeum prezentuje wystawę "Ciemne ścieżki" poświęconą właśnie Iwaszkiewiczowi i jego związkom z Sandomierzem. Zdjęcia ukazują pisarza wypoczywającego na wzgórzu Salve Regina, kupującego glininany garnek na targu lub opartego o fasadę Kościoła Świętego Jakuba. Rękopisy, listy, przedmioty, fotele... to, co tworzy klimat i odtwarza życie codzienne pisarza. I tak oto od spraw królewkich przeszłam do literatury, a przede mną jeszcze wiele nieobejrzanych w ramach "darmowego listopada" programów prosto z królewskich rezydencji. Trzeba się spieszyć, bo do końca miesiąca niewiele dni zostało.