środa, 19 września 2018

Tak dalekie, a jednak bliskie

        Co łączy zachodnioeuropejskie teorie estetyczne ze sztuką Indii? Umberto twierdzi, że niewiele, aczkolwiek pochylając się nad teoriami Guiseppe Tucciego przyznaje, że jednak coś by się znalazło. Tylko nie tak nachalnie. Nie tak dosłownie. W zasadzie analiza włoskiego semiologa i mediewisty dotyczy innej teorii, niejakiego Coomaraswamy`ego, który niemal zrównuje indyjskie zalecenia utożsamienia się z przedstawianym dziełem z sentencją Leonarda "Malarz maluje siebie samego".  Eco jest ostrożny, widzi więcej różnic niż podobieństw. Niemniej zestawia poglądy kilku indyjskich teoretyków, przybliża ciekawą klasyfikację stanów duchowych i ich skutków według Bharaty, analizuje skomplikowane pojęcie rasa (piękno idealne, aromat, istota dzieła sztuki?) by ostatecznie dojść do wniosku, że w "X wieku myśl indyjska szeroko rozwinęła świadomość natury dyskursu poetyckiego i artystycznej intuicji, tj. kwestii, które myśl zachodnia krytycznie przemyślała i usystematyzowała dopiero w ciągu ostatnich dwustu lat". Słowem, kulturowo to my jesteśmy co najmniej 800 lat zacofani ;-) 
      Czy dopiero współczesna myśl De Bruyne`a, Panofsky`ego, Pouillona - pyta Eco - pozwoliła spojrzeć na estetyczną i filozoficzną myśl europejskiego średniowiecza we właściwy sposób, dostrzegając w niej głębię naukowych dociekań i teoretycznych rozróżnień? Człowiek cywilizacji zachodniej jest skażony spojrzeniem ku przyszłości, zamknięty w czasie liniowym, dlatego lekceważy to, co było wcześniej, uznając proste, żeby nie powiedzieć "prostackie" prawidło o nieustannym postępie ludzkości. Dopiero co jakiś czas pojawiający się geniusze siłą swojego intelektu i przenikliwością spojrzenia, a czasem bezkompromisowym i krnąbrnym wręcz wietrzeniem stereotypów, potrafią ogłosić dawne odkrycia jako nowoczesne rozwiązania na miarę człowieka współczesnego. Pytanie tylko, czy musimy odkrywać dwa razy to samo? 

Umberto Eco: Sztuka. Tłumaczenie Piotr Salwa, Mateusz Salwa. Wydawnictwo M. Kraków 2008.

środa, 12 września 2018

Umberto Eco eseje o sztuce

      Czuję, że to będzie trudna lektura. Wzięłam na tapetę eseje o sztuce Umberto Eco. Antologia tekstów wcale nie najnowszych, z lat 1955 - 1963. Zapewne dzisiaj autor pisałby już nieco inaczej, ale może i w tych zachowało się jeszcze wiele uniwersalnych odkryć i punktów widzenia, które warto mieć na uwadze dyskutując o wartościach estetycznych w sztuce, o granicach interpretacji i sposobach funkcjonowania dzieła w przestrzeni międzyludzkiej. Idea formatywności Peyersona omawiana przez Eco jeszcze nie zadomowiła się w moim świecie pojęciowym. Mam problem z odczytaniem postawy autora: akceptuje jego stanowisko czy polemizuje z nim. Jedna rzecz jak dotąd nie budzi mojej wątpliwości, że odbiór dzieła sztuki jest zawsze aktywny, jest procesem, a nie statycznym oglądem. W szczegółach mowa jest o tym, że odbiorca patrząc na dzieło przeprowadza proces odwrotny do procesu jego tworzenia, aby dociec źródeł powstania dzieła, jego założeń, znaczenia, treści. Interpretator "staje u jego początków i stara się uchwycić je takim, jakim miało ono być". Może się okazać, że dzieło w formie materialnej jest rozbieżne z dziełem zaplanowanym, ale to już chyba inna historia. W każdym razie efektem  czy etapem końcowym jest kontemplacja, czyli ogląd pozainterpretacyjny. A więc uczciwość wymaga, by interpretator podjął próbę odczytania intencji artysty.  Niestety, może się zdarzyć, że temat i forma zdecydowanie przerastają talenty twórcy, dochodzi do rozczarowania. Nie wiem, czy Eco się zajął tym zagadnieniem, jeszcze do końca nie przeczytałam. 

wtorek, 4 września 2018

Wielki talent i gorzkie złudzenia

   "Skąpstwo zaczyna się tam, gdzie ubóstwo się kończy"
    "Ludzie szlachetni są złymi kupcami"
    "Uważał się za tęgiego gracza w dyplomacji, owej umiejętności tych, którzy nie posiadają żadnej  i którzy wydają  się tym głębsi przez swą próżnię. (...) Człowiekiem  najtęższym w tej sztuce  jest ten,  który pływa trzymając głowę ponad falą wypadków i zdając się nimi kierować: kwestia małego ciężaru gatunkowego"
     "Lucjan nie wiedział, z jakim artyzmem używa się w świecie słówka  t a k,  aby dojść do  n i e,  a  n i e  do sprowadzenia  t a k."
      "Szlachcic ów odznaczał się ubóstwem myśli wahającym się pomiędzy nieszkodliwą nicością, która jest jeszcze w stanie coś zrozumieć, a wyniosłą głupotą, która nie chce niczego uznać ani niczemu dać się przekonać."
      "Wśród różnych dziwactw społeczeństwa czyście nie zauważyli kaprysu jego jego sądów i szaleństwa wymagań? Są osoby, którym wszystko wolno; mogą robić rzeczy najniewłaściwsze; u tych wszystko jest w porządku; ludzie na wyprzódki usprawiedliwiają wszystkie ich występki. Ale są inne osoby, wobec których świat okazuje niewiarygodną surowość: te powinny czynić wszystko dobrze, nigdy się nie mylić, nie błądzić, nie popełniać nawet najlżejszego głupstwa; rzeklibyście: posągi otoczone podziwem, które ściąga się z piedestału , z chwilą gdy mróz odkruszył im palec lub koniec nosa; nie pozwala im się na nic ludzkiego, maja obowiązek być ciągle boskie i doskonałe."
      Jakkolwiek dawno napisano powyższe uwagi, a powstały 180 lat temu, pozostają zadziwiająco aktualne w ocenie człowieczej kondycji i odczytaniu prawideł życia społecznego. pod płaszczykiem nowoczesności i postępu w ludzkiej naturze nic się nie zmieniło. Jedyna różnica to taka, że kaprys sądów społeczeństwa, o którym wspomina autor, dawniej rozstrzygający w formie plotki przekazywanej z ust do ust, dzisiaj funkcjonuje o wiele silniej i trwalej jako internetowy hejt. Gdyby Honoriusz Balzac żył dzisiaj, pisałby to samo, odkłamując społeczne patologie w sferze relacji wirtualnych i autokreacji dominującej w społeczeństwie totalnej dezinformacji. Byłoby może bardziej nowocześnie, byłoby więcej o uciekaniu w pozorność życia towarzyskiego z w sieci, byłoby o uprzedmiotowieniu, utowarowieniu wszystkiego, nawet najbardziej intymnych przeżyć, doświadczeń wystawianych na sprzedaż na współczesnym ogólnoświatowym rynku handlowym, ale byłoby jednocześnie wszystko to samo, co zawarł w dziewięćdziesięciu sześciu tomach "Komedii ludzkiej".  Jak bardzo sam pisarz musiał doświadczyć niesprawiedliwości świata, żeby z tak gorzką przenikliwością odzierać swoich bohaterów ze złudzeń! 
      Wypisane fragmenty pochodzą z powieści "Dwaj poeci" rozpoczynającej cykl "Stracone złudzenia", których bohaterem jest Lucjan de Rubempré. Jak dalece Balzac korzystał z własnej biografii świadczy fakt, że opis wyglądu innego bohatera, Dawida Sêcharda, jest jego autoportretem, a dramatyczne losy drukarza o utrzymanie drukarni, walka z wierzycielami i nieuczciwą konkurencją - opisane w "Cierpieniach wynalazcy", trzecim tomie cyklu  -  są pokłosiem osobistych doświadczeń pisarza, który czteroletnią działalność drukarską zakończył bankructwem. Znając te dalsze losy Dawida, do których niemało przyczynił się beztroski styl życia jego szwagra, nie umiem wykrzesać z siebie żadnej iskry sympatii dla Lucjana. Czy zresztą Balzac w ogóle byłby w stanie stworzyć bohatera wzbudzającego sympatię? Wszystkie jego postacie, pokazane w drobiazgowych poruszeniach duszy, prędzej czy później ujawniają wady i śmiesznostki, jakieś skazy charakteru. Na tym tle być może Dawid Sêchard jakoś bardziej pozytywnie się odróżnia, niemniej jego naiwność i poetyckie bujanie w obłokach szaleństwa pracy nad wynalazkiem zaczyna irytować. Ale, jak zauważa Andre Maurois, Dawid jest autoportretem pisarza, być może dlatego jego losy kończą się pozytywnie, odzyskuje majątek i spokój ducha, choć za cenę rezygnacji z marzeń. Może to także jest najbardziej intymny rys autobiograficzny? 

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...