sobota, 30 maja 2020

Mówi apatryda

Ktoś, kto znalazł się w samym środku międzynarodowej rywalizacji w powszechnej inwigilacji i walki o polityczną manipulację. 

      Idea, jakoby wielkie kraje i mocarstwa wymieniały się ludźmi bez poszanownaia ich praw jest oczywiście możliwa. Czy mam na to wpływ? Nie. Czy mogę ich przed tym powstrzymać? Nie. Czy zamierzam się tym przejmować? Nie. [...] Są rzeczy ważniejsze niż bezpieczeństwo.

      Prawo do wypowiedzi i to, czy zostaniemy potraktowani poważnie, zależy tylko od instytucji, które wykonują zadania i wpływają na rzeczy, z którymi nie zawsze się zgadzamy. 

O dezinformacji medialnej:
      Kiedy ludzie natrafiają na bardzo ciekawą historię, kóra mogłaby być całkiem zmyślona, chcą wierzyć, że jest prawdziwa, bo potwierdza ich przekonania. Przesyłają ją dalej, informują znajomych, członków grupy, że to rozumieją, że popierają, stoją po właściwej stronie. W ten sposób stają się bronią rękach polityków, ich żołnierzami.
     [...] Tytuły stały się ważniejsze niż same informacje. Dlaczego "clicbaity" istnieją? Dlaczego fałszywe newsy istnieją? Bo ludzie na tym zarabiają! Ich autorzy mogą pisać i publikować całkowicie zmyślone wiadomości, by zdobyć więcej kliknięć i komentarzy. Oburzenie się sprzedaje, prowokuje reakcję. 

Podsumowanie, dlaczego ludziom się nie chce:
      Posłuszeństwo wynika z wygody. Być może wygoda jest naszym największym wrogiem. 

Jego naprawdę dobrze się słucha i raz po raz człowiek łapie się na myśli: "Kurczę, on ma rację!"
Zagadka: kto jest autorem zacytowanych wypowiedzi? Bezpaństwowiec, ucieknier, szpieg... Dla jednych wróg publiczny numer jeden, dla innych bohater. Ogromną liczbę tajnych informacji zaszyfrowanych na kartach mini - i mokroSD wyniósł ukrywając je w kostce Rubika. Obecnie nadal się ukrywa, choć pod koniec ubiegłego roku opublikował książkę, w której  opowiada o swojej działalności. 

poniedziałek, 18 maja 2020

Księga natury

Życie i śmierć w maju


Przedzierałam się wzdłuż rzeki


Dwa żywioły


Prawie zatopiony


Majestat


Dziwoląg


Leżymy, nie ruszać!


Rakieta wylądowała


Jeszcze nie tonie 


Jest solidna kładka


Przejdę?  Muszę, bo po drugiej stronie jest ....


... taka kwietna łączka.

Zagadka - co to za kwiatki w środku tajemnego lasu? 

wtorek, 12 maja 2020

Między nami filozofami

      Gabriel Marcel przenicowuje moje myślenie.  "Być i mieć" to książka bez wyraźnego ciągłego wątku składająca się z szeregu datowanych notatek, w których pewne tematy się zaczynają, rozwijają, urywają, potem znowu wracają. Omawiane zagadnienia oscylują wokół problematyki bytu, czasu, wolności, decyzyjności, dyspozycyjności, posiadania, zobowiązania, wierności, aktu początkowego, transcendencji i wielu innych. Autor obraca je na wszystkie strony, przygląda się im z różnych punktów widzenia, analizuje implikacje przyjętych definicji, odrzuca to, co wydawałoby się najprostszym rozwiązaniem. I zdarza się, że dochodzi do ściany: "Dostrzegam cały zespół pojęć trudnych do rozwikłania: prawdziwy labirynt". Zdarza mu się skapitulować: "Dziś wieczór jestem zbyt zmęczony, by dłużej pisać" lub skonstatować swoją bezradność: "Muszę przerwać pisanie, bo nic nie przychodzi". Nie przychodzi do głowy rozwiązanie problemu, rozstrzygnięcie jakiejś kwestii. Stąd też częste zapowiedzi czy plany: "zbadać...", "wszystko to przemyśleć..", "pogłębić...", "zastanowić się...", "nad tym trzeba będzie skupić moje rozważania...", "należałoby wykazać jeszcze...".  Zdarzają się więc kontynuacje, nawroty, one z kolei prowadzą do następnych zawikłań i kwestii otwartych. Jest to dziennik myśli filozofa, który rozważa kwestie ontologiczne, rzuca na kartki ciągi wyjaśnień niekoniecznie ostatecznych i wciąż poszukuje satysfakcjonujących odpowiedzi, które przede wszystkim mają być dalekie od filozoficznego idealizmu. 
       Tematyka rozważań wpływa na język, który nasycony dyskursywnością wielokrotnie podważa potoczne rozumienie pojęć. Marcel odróżnia na przykład pojęcie "myślenia" od "myślenia o". O ile jestem w stanie idąc tropem jego rozumowania pojąć, że "myślenie o" zawsze powiązane jest z jakimś bytem, o tyle nie potrafię wyobrazić sobie myślenia samego w sobie. Ciekawe jest jednak, do jakich dochodzi wniosków. Myślenie o traktuje on jako negację przestrzeni. Myśląc o kimś likwidujemy przestrzeń między nami a kimś, o kim myślimy. Jeżeli odniesiemy to zjawisko do kwestii śmierci, to myślenie o kimś zmarłym będzie  w pewnym sensie negacją jego śmierci. Nie to jest, było jak dotąd, najbardziej szokujące. Marcel bowiem analizujac pojęcie wierności, przysięgi, obietnicy łączy je z pojęciem pychy. Otóż składając komuś jakąś obietnicę odsunietą w czasie zakładamy, że nasza sytuacja, emocjonalność, dyspoozycyjność, całe nasze jestestwo pozostanie w identycznym stanie, w jakim jest w momencie składania obietnicy. Złożenie obietnicy dzisiaj jest jakimś arbitralnym zadysponowaniem sobą w przyszłosci, przy czym kompletnie nie możemy wiedzieć ani przewidzieć, na ile nasza dzisiejsza dyspozycja do złożenia tejże obowietnicy, przyjęcia zobowiązania, bedzie zgodna z dyspozycyjnością naszego "ja" w przyszłości. Jest to więc jakaś uzurpacja będąca przejawem pychy, że oto "ja" dzisiejszy żądam od mojego "ja" przyszłego dotrzymania zobowiązania nie licząc się z tym, że przyszła sytuacja, cały splot wewnętrznych i zewnętrznych okoliczności może stać w sprzeczności  z owym zobowiązaniem z przeszłości. W skrajnym przypadku realizacja w przyszłości zobowiązania podjętego w przeszłości będzie zdradą samego siebie. Na tym nie kończą sie rozważania na ten temat. Marcel szeroko rozwija zagadnienie "dyspozycyjności" z tym związanej. Zadaje pytanie " czy może istnieć zobowiązanie , które nie byłoby zdradą?" Jak więc definiować wierność, żeby została umocowana jako wartość trwała i pozytywna? Czy można uzasadnienie wierności znaleźć w sobie samym tylko? Kilka stron rozważań pokazuje, że myślenie filozoficzne nie jest łatwe i nie zawsze prowadzi do oczywistych rozwiązań. 
       Kto bowiem rano wstając zadaje sobie pytanie: "czy jestem moim ciałem"? Idźmy dalej tropem tego pytania: "Moje ciało  pozbawione zdolności ruchu jest tylko moim trupem".  No ależ "mój trup to właśnie to, czym z samej mej istoty nie jestem...(to właśnie ma się na myśli mówiąc o zmarłym, że już go nie ma)".  I dalej następują trzy strony przypisków, w których Marcel rozróżnia poświęcenie życia jako rzeczywistego poświęcenia kierowanego nadzieją i poświęcenia fałszywego z powodu pychy. Oczywiście wszystko to zapowiedziane kolejnym "zbadać, jaka jest natura tej "nadziei dla siebie", aby po czterech kartkach skonstatować: "Nie należy się spodziewać, że znajdziemy tutaj  bodaj punkt zaczepienia dla czysto logicznego  zbicia tezy zwolenników samobójstwa". 
       Czy oznacza to, że Marcel dywaguje, rozważa i analizuje nie dochodząc do żadnych wniosków?  Zamieszczona w środku zapisków "Notatka na temat Rozprawy koherentnej Juliena Bendy" pokazuje, że jak najbardziej potrafi okazać się stanowczy, a nawet bezkompromisowy i dowcipny. Wchodzimy bowiem na poziom dyskusji między dwoma filozofami, czyli... wszystkie chwyty dozwolone. Na początku Marcel grzecznie zauważa, że Rozprawa Bendy jest dosyć interesująca, przyznaje jej status "eksperymentu intelektualnego". Stopniowo jednak wydobywa luki i niekonsekwencje w myśleniu autora, ostrzegając "nie dajmy się zwieść" i wyliczając sprzeczności w analizowanej koncepcji. Do zdecydowanego sprzeciwu prowokuje go nadanie przez Bendę wartości bytu pojęciu boskości, który jest przecież przymiotnikiem. Marcel grzmi: "czy ma się prawo mówić o istnieniu w  związku z czymś , co jest tylko p r z y m i o t n i k i e m. Rzecz zupełnie jasna, że tym, co tu istnieje, jest świat; powiedzieć, że boskość jako taka istnieje to nonsens." Nie zagłębiając się w szczegóły streszczania dalszej krytyki dodam tylko - dla zobrazowania inwencji językowej Gabriela Marcela -  że sprzeczności w omawianej rozprawie prowadzą według niego jej autora do "dialektycznego samobójstwa", aby zdobyć się na oryginalny sarkazm: "I tutaj myśl Bendy wygląda mi na wstydliwy irracjonalizm, który sam się do siebie nie przyznaje, i nie wiadomo, z  j a k i e j  s z a t n i  w y c i ą g a  s z a r e  i  b e z k s z t a ł t n e  s t r z ę p y   r o z u m u" (podkr. moje -notaria) Przyznaję, że w tym momencie przekonałam sie, że Gabriel Marcel to nie tylko filozof i myśliciel, ale i poeta. Kupił mnie całkowicie. Myślałby kto, że skoro już posunął się do takiej miażdżącej oceny, na tym ją zakończył? A skąd! Dalej jest jeszcze osiem stron krytyki, które kończą się refleksją, że w zasadzie Benda nie wie, co napisał ani po co.   

poniedziałek, 4 maja 2020

Taniec kontra taniec

Oglądam, oglądam i nie wiem, kto wygrywa w tej rywalizacji.

Ci mają szarawary jak chorągwie!



A ci mają czapy!



I nie tylko czapy!



Skrót z momentami w zwolnionym tempie: czy grawitacja istnieje dla każdego?



I znowu kontra:



No chyba ten taniec z kindżałami przebija wszystko:

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...