Niestety, nie moje. To tytuł książki Michała Hellera.
Po pierwsze, za słabo znam filozofię, po drugie, za mało podróżowałam. Heller zaś robi to znakomicie. Filozofia filozofią, czasami jestem w stanie za nią nadążyć, ale kiedy autor opowiada o najnowszych problemach w dziedzinie fizyki teoretycznej czy kosmologii, robi się jeszcze ciekawiej. Zdarza się, że nie rozumiem, a opowieść wciąga jak najlepsza intryga kryminalna. Wielki Wybuch jest osobliwością czy nie jest? Wszechświatem kieruje zasada antropiczna czy niekoniecznie? No i jak działa czas poza materią? JAK, skoro nie da się go zmierzyć za pomocą skali entropii?
Na szczęście Heller nie wykłada tutaj całej współczesnej kosmologii, a tylko opowiada o swoich wyjazdach na naukowe sympozja i nieznacznie tylko napomyka o własnym udziale. Przy okazji zaś zauważa, że "życie towarzyskie na zjazdach naukowych jest prawie tak samo ważne jak prelekcje czy seminaria". A ponieważ doświadczenie w podróżowaniu zgromadził ogromne, pokusił się o sformułowanie "trzech praw podróżowania. Pierwsze: choćbyś nie wiem ile rzeczy zapakował do walizki, i tak nie weźmiesz wielu najbardziej potrzebnych. Drugie: choćbyś nie wiem jak przemyśliwał, i tak weźmiesz ze sobą bardzo wiele rzeczy zupełnie zbędnych. Trzecie: choćbyś nie wiem ile rzeczy wyrzucił z już spakowanej walizki, i tak będzie o wiele za ciężka". Jest jeszcze czwarte prawo, ale zachowam je w tajemnicy. Znajdą je ci, którzy sięgną po książkę.
Wspomniałam o trudnościach w ogarnięciu. Zwłaszcza pewnych wywodów naukowych. Mszczą się braki w edukacji fizyki czy matematyki. Z kolei Heller bynajmniej w nich się nie zamyka. Co prawda chciałby we wszystkich dziedzinach zastosować reguły myślenia matematycznego (Bóg myśli matematycznie!), ale w przerwach pisania "Teoretycznych podstaw kosmologii" czyta Joyce`a. Po lekturze dochodzi do wniosku, że osobowość psychiczna autora jest nie do pojęcia: "Uderza mnie obcość (dla mnie) psychiki Joyce`ca. Życie odczuciem - przeważnie odczuciem chwili, nastawienie na odbieranie wrażeń. Z zupełnym pominięciem elementu racjonalności. [...] Wydaje się, jakby erudycja (cytowanie pisarzy i poetów) zastępowała mądrość. Jest mi to obce". No cóż, cytuję więc to zdanie i czytam dalej.
Czasami jest zabawnie, jak przed zjazdem założycielskim The International Society for Science and Religion. Na główną siedzibę wybrano Cambridge, ale zjazd założycielski miał się odbyć w Hiszpanii w Grenadzie i powstał problem, czy taki zjazd jest legalny w świetle prawa brytyjskiego, wedlug którego walne zjazdy muszą się odbywać na terenie Wielkiej Brytanii. Na szczęście okazało się, że to tylko zalecenie, a nie bezwzględny wymóg, więc całe międzynarodowe towarzystwo (od USA, przez Europę, po Japonię) odetchnęło z ulgą, że nie musi na gwałt jechać na Gibraltar w celu podpisania aktu założycielskiego.
Kiedy spierają się naukowcy, postronny obserwator może tylko kręcić głową od jednego do drugiego starając się jako tako nadążać. Gdy jeden sugeruje, że "ze wzbudzonego pola - podobnie jak z arystotelesowskiej materii pierwszej - mogą powstać różne fizyczne obiekty", drugi zgłasza "wątpliwości co do istnienia materii pierwszej". Im głębiej w dociekania, tym więcej pojęć takich jak: hylemorfizm (to jeszcze całkiem łatwe), czarne dziury, antymateria, ciemna materia (jakoś się już z tymi pojęciami oswoiliśmy), a nagle "relacja jest dowolnym podzbiorem iloczynu kartezjańskiego" (że co, proszę?), struktury samodualne, cząstka Higgsa (której nikt nigdzie nie widział, ale podobno ją zidentyfikowano w CERN-ie) to jak wznoszenie się w kosmiczne przestrzenie na przemian z zagłębianiem w niewidoczne dla ludzkiego oka mikroświaty. Nie dziwi więc, gdy Heller ostatecznie stwierdza, że "fizyk teoretyk - artysta - jest poetą. Poetą Świata". Na koniec zaś dyskusji i tak wszystko sprowadza się do klasycznego pytania: dlaczego istnieje raczej coś niż nic. Heller odpowiada. Można przeczytać.
Książka Michała Hellera - jak wszystkie tego autora wcześniej przeze mnie czytane - ponownie obudziła tlącą się od lat tęsknotę i żal: dlaczego nie studiowałam fizyki? Mogłabym wtedy założyć takie fajne okulary, jak autor podczas wizyty w laboratorium detekcji fal grawitacyjnych, bardziej oldskulowe niż te z "Matriksa". Są bowiem zdjęcia, z podróży, a jakże, ale i malutkiego Michałka w wieku lat dwóch i kilku więcej. Jest wstęp wprowadzający do charakteru publikacji i życiorys Hellera z uwzględnieniem drogi naukowej. Nie wydaje się, aby z faktów biograficznych wynikało wyjaśnienie, dlaczego Michał Heller został tym, kim jest. "Albowiem wszystko, co się dzieje i faktycznie istnieje, jest przypadkowe..." pisze filozof (Wittgenstein). Jeśli jednak choć w najmniejszym stopniu Wszechświatem rządzi zasada antropiczna, to w szerokim spektrum jej oddziaływania mieści się gdzieś projekcja Uczonego Fizyka Poety i moje czytanie jego książek.