poniedziałek, 11 marca 2019

Prowincja teatralna

     Napisaną w 1826 roku komedię "Gwałtu, co się dzieje" po raz pierwszy wystawił na swojej scenie Kraków w roku 1832.  Skrajne reakcje i nieporozumienia krytyki sprawiły odesłanie utworu do lamusa na lat 30, skąd wyciągnięto ją w 1866. Trzyaktowa komedia pisana prozą nie należy co prawda do kanonu najświetniejszych utworów Aleksandra Fredry, jednakże zawiera  charakraktrystyczne dla niego rysy, które rozwiną się w pełnej krasie w następnych tekstach.
       Klasyczny motyw "świata na opak" przyjmuje tutaj wymiar odwiecznej rywalizacji między kobietami a mężczyznami. Fredro wykorzystał także popularną anegdotę o ślusarzu powieszonym za przewinienie kowala. Wielokrotne wzmianki o "sprawiedliwości jak w Osieku", gdzie miało się to zdarzyć, sprawiły, że nazwa Osieka przez wieki obrosła popularnością, której dopiero współczensy Wąchock dorównał. Toteż Fredro nie szukając nigdzie indziej również akcję tamże osadził, uzupełniając jeszcze topografię o wspominiany w zakończeniu Sandomierz. Dwa te przeplatające się wątki budują nieskomplikowaną komediową akcję, w której zaburzony porządek świata zostaje na koniec przywrócony, aczkolwiek z pewnym jawnie sformułowanym morałem. Spiritus movens intrygi, towarzysz pancerny Doręba, chociaż niecnota i dawniej nicdobrego, nieoczekiwanie zdobywa się na wychowawczą diagnozę utraty władzy przez mężczyzn, którzy nadużywajac jej i nie doceniając kobiet, sami doprowadzili do tego, że wzięły one sprawy w swoje ręce.  
      Prosta akcja i język zbudowany na zabawnych antytezach oraz pełna gagów przebieranka mężczyzn za kobiety i kobiet za mężczyzn sprawiają, że do dzisiaj po komedię z równym zainteresownaiem sięgają zawodowe, jak i amatorskie zespoły aktorskie. Przy okazji widać, jak zmienia się znaczenie kulturowe strojów czy też frazeologia, bowiem tekst Fredrowski bywa uwspółcześniany z przyczyn obiektywnych - po prostu pewne zwroty i zachowania byłyby absolutnie niezrozumiałe. W oryginalnej komedii przybyły wojak Bekiesz woła: "Na koń, kto czapkę nosi", co zostało zamienione na: "Na koń, kto spodnie nosi". I czapka i spodnie jako elementy stroju tylko męskiego są dzisiaj anachroniczne, jednakże o rewolucji założenia tych drugich przez kobiety wciąż jeszcze się pamięta, natomiast czapka już tak w pamięci zbiorowej nie funkcjonuje. O ile spódnica i sukienka nadal zachowują pewien wyznacznik kobiecości, o tyle chustka na głowie kojarzy się nie tyle z kobiecością, co zacofaniem przypisanym środowisku wiejskiemu i to już tylko w najstarszym pokoleniu. 
      Amatorski teatr sięgający po utwory Fredry nadal ma się dobrze w małych miasteczkach i występuje przy pełnej sali. Bilety rozeszły się w kilka dni, a nawet zabrakło. Widownia wiekowo zróżnicowana pozwala przypuszczać, że skoro czytanie klasyków, a już na pewno czytanie tekstów dramatycznych nie jest zajęciem zbyt popularnym, to powracamy do czasów, gdy dramat był z założenia przeznaczony tylko na scenę a nie do czytania w domowym zaciszu. Dzięki temu, nie czytając, publiczność małego miasteczka poznała już naocznie całkiem sporo: "Śluby panieńskie", "Damy i huzary",  "Gwałtu, co się dzieje" Aleksandra Fredry,  "Moralność pani Dulskiej" Zapolskiej, "Ożenek" Gogola, "Uczone białogłowy" Moliera oraz "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" Ivona Brešana. Całkiem porządny repertuar.

24 komentarze:

  1. jednym słowem polski ruch feministyczny w Fredrze ma patrona:))
    A pomysł na popularyzację godny naśladowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy na feminizm Fredro by się zgodził ;-) Pewnie by go wykpił, jak wszystko inne :-)

      Usuń
  2. To było w Biłgoraju? Szkoda, że tak daleko:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego wniosek że nie jest to wcale prowincja teatralna...

    A ja mam bilet na jeden z popremierowych spektakli do Teatru Ateneum. To będzie "Cesarz" wg. książki Ryszarda Kapuścińskiego i w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Nie mogę się doczekać bo to dopiero 2 kwietnia będzie.

    A jeśli chodzi o tę prowincję - to pojęcia nie masz jak wiele dzieje się na przykład w Radomiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu widać zupełnie różne nasze perspektywy - Radom ma ponad 200 tysięcy mieszkańców! Z mojego punktu widzenia to całkiem wielkie miasto, a nie prowincja. Prowincja to wsie, przysiólki, 5-tysięczne gminy i miasteczka do 30. tysięcy, gdzie ulice kończą się niespodziewanie na łąkach ;-)

      Usuń
    2. i gdzie ani dojść, ani stąd wyjść:))

      Usuń
    3. O, to się nazywa zadupie! ;-)

      Usuń
    4. Dziewczyny - przecież same dobrze wiecie, że w zadupiach też się ciekawe rzeczy dzieją. A w dużych miastach wystawiają czasem w teatrach gnioty albo odbywają się premiery beznadziejnych filmów...

      Usuń
  4. czyli dwa terminy na dwie sytuacje: prowincja i zadupie.Radom ? Biłgoraj? Objazda?:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. W pewnych okolicznościach prowincja to brzmi dumnie :-) A zadupie zawsze jest tam, gdzie jest - z tyłu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jeszcze dodam, że setki tysięcy osób mieszkających w dużych miastach i tuż koło wielkich teatrów - nie ma pojęcia co w teatrach jest wystawiane bo się tym wcale nie interesuje. Ja sama mam takie koleżanki które mi mówią, że jakaś dziwna jestem bo do teatru chodzę. Bo przecież wszystko jest w telewizji. A dziewczyny niegłupie - jedna nawet z doktoratem. I ona jest właśnie symbolem tego zadupia i ograniczenia ...

    Reasumujac - nie powinnyście mieć żadnych kompleksów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ my nie mamy kompleksów! My jesteśmy wściekłe, że dostęp do kultury jest tak nierównomiernie i niesprawiedliwie rozłożony, że samorządy dużcyh miast kombinują jakimi dodatkami i ulgami przyciągnąć swoich mieszkańców do przybytkó kultury, a nad dodatkowymi kosztami uczestnictwa w tych wydarzeniach przez ludzi, którzy mieszkają daleko nikt nie myśli, a to oni płaca najwięcej, bo podrówj nie i potrójnie: muszą nie tylko płącić za bilet, za dojazd, czasami za nocleg. Z tego rodzi się złość a nie kompleksy ;-)

      Usuń
    2. Miałąm na mysli kompleksy związane z mieszkaniem w małych miejscowościach.
      A Waszą wsciekłośc rozumiem i popieram :-))

      Usuń
    3. Ale czmu mam mieć kompleksy? Nienawidzę mieszkać w wielkim mieście, nigdy bym się nie przeprowadziła, choć były osoby, które mnie namawiały

      Usuń
  7. mam bilety na Hrabinę na 11 maja:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale gdzie ta Hrabina??? W Warszawie???

      Usuń
    2. Gdzie tam w Warszawie, w Gdańsku, w Operze Bałtyckiej, przecież poza stolicą dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy ;-)

      Usuń
    3. To nie ulega najmniejszej wątpliwości:-)

      Usuń
    4. O jednym takim wydarzeniu już jest nowy wpis.

      Usuń
  8. O teatrze w Zaścianku dyskutować nie będę, a o teatrze w ogóle też chyba powinnam milczeć...;o) Ostatnio byłam na "Gwiazdce, która spadła z nieba"...W Gdańsku...;o)

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...