sobota, 3 lutego 2018

Z każdym ginącym słowem...

piątek, 08 maja 2015 22:22

... umiera cały świat. W ciągu życia poznajemy tysiące słów.  A im dłużej ktoś żyje, jest świadkiem jak coraz więcej słów umiera. Te, które opisywały jego dzieciństwo i młodość, odchodzą do lamusa rzeczy zapomnianych i nieużywanych.  Język jest co prawda zjawiskiem żywym, musi się rozwijać, ale faktem jest, że pewnych słów szkoda, gdy odchodzą, gdy umierają, bo razem z nimi ginie znacznie więcej: cała cywilizacyjno-obyczajowa otoczka, kultura, sposób myślenia, wrażliwość, specyfika świata,  pewne jego właściwości, których nagle nie ma jak nazwać. Bo w powszechnej pamięci zabrakło adekwatnych określeń. W codziennym podążaniu za językowym rozwojem nie zawsze uświadamiamy sobie, że w ciągu życia ponieśliśmy ogromne straty w zasobie osobistego języka. 
       Książka Zapomniane słowa pod redakcją Magdaleny Budzińskiej rejestruje i ocala, przynajmniej na papierze,  około dziewięćdziesięciu słów funkcjonujących w poprzednim stuleciu, a dziś młodemu pokoleniu całkowicie nieznanych. Są tu słowa ewidentnie archaiczne, jak ochędóstwo (od samego Kochanowskiego), samowtór, atoli, gumno, polepa, przez regionalizmy, takie jak czuczeło, nachkastlik, beresić, skucha, po oryginalne spolszczenia i zapożyczenia, jak gwiazdopatrznia, dezabil, szmizetka. Z zachwytem czytam o słowach, które przecież znam od dzieciństwa; z żalem doświadczam ogromnej straty, uświadamiając sobie, że już od bardzo dawna żadnego z nich nie używałam: kontent,  udatny,  zacny,  miglanc, łapserdak, ancymonki,  niepomny,  prywatka,  suty, poniewczasie...Zdumiewam się, że do listy słów zapomnianych dołączono: list, szadź, owszem,  dusza,  harmider, jarosz,  awanturnik... Może nie powinnam się dziwić.  Dziś listów się nie pisze, tylko smsy i e-maile, o duszy mówić po prostu nie wypada, zamiast "owszem" króluje wszędobylskie "dokładnie", a zamiast jaroszy mamy wegetarian i wegan. 
       Wielką zaletą książki jest dobór autorów: każde słowo omawiane jest przez kogoś innego, kto akurat to jedno jedyne słowo chciałby od zapomnienia ocalić. Stanisław Bereś wyjaśnia i przypomina pochodzenie swojego nazwiska od czasownika "beresić",  Krzysztof Czyżewski z rozczuleniem wspomina jak był ancymonkiem, Wojciech Młynarski z żalem zauważa, że facecjoniści to już wymarły gatunek, Mariusz Szczygieł na własnym przykładzie objaśnia, co znaczy hecny, Sylwia Chutnik zastanawia się, czy już osiągnęła ten stopień ukształtowanego charakteru, który można nazwać charakternością. Wśród autorów są znane powszechnie nazwiska: Ernest Bryll, Olga Tokarczuk, Jan Miodek, Magdalena Środa, ks. Adam Boniecki, Jerzy Bralczyk, Joanna Szczepkowska, czasem znane może mniejszej liczbie czytelników: Anda Rottenbrg, Józefa Hennelowa, Filip Łobodzińśki, Edmund Wnuk-Lipiński, Ireneusz Kania. Nie sprawdzałam wszystkich życiorysów, ale najmłodsi z nich urodzeni w latach 1978-1982 proponują zapomniane słowa, które wchodziły w życie za moich czasów, jak np. VHS (Agnieszka Wolny-Hamkało). Czyli byłam świadkiem narodzin i śmierci słowa. 
       Wielu z nich podkreśla myśl, wyrażoną przeze mnie na początku: słowo wychodząc z powszechnego użycia, zabiera ze sobą w niebyt kawałek świata, rzeczywistości, kultury i sposób myślenia. Zapominając o dezabilu, zostawiamy za sobą epokę, gdy intymność była intymnością  - stwierdza Katarzyna Kłosińska. Z nutą żalu wtóruje jej Hanna SamsonNie tylko słowa znikają lub gubią znaczenie. Giną światy, a Andrzej Stasiuk wspomina: Jakbym był gdzieś w innym kraju, na innej planecie. Na gumnie. A ja za Tadeuszem Lubelskim mogę powtórzyć: Brak mi słowa "kajet", bo brak mi tego świata.

Zapomniane słowa, pomysł i redakcja Magdalena Budzińska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...