niedziela, 4 lutego 2018

One są naprawdę dobre

 czwartek, 12 stycznia 2017 23:22

       Dostałam dwa tomiki wierszy od znajomej poetki. Nie miałam czasu zajrzeć wcześniej, dopiero teraz, jak zwykle do wanny wzięłam ;-)  Po znajomości nie powinnam pisać, ale... one naprawdę są dobre. Te wiersze, Róże z Pierii - taki tytuł. Są jak róże w wielu kolorach. Najpierw zaczęłam od innego tomiku: Wiersze jak ziarna. To zbiór utworów w stylu poezji ludowej, nawiązujących do ludowości, do folkloru, ku pamięci ludowych twórców i bliskich, chłopskich rodziców Autorki. Pisane prostym językiem, z tematami klasycznej wsi polskiej. Może nie nad wyraz wysublimowane, ale wzruszające. Bo znam te tematy, te motywy, zapachy, dźwięki i chropawość życia. Dlatego wzruszyłam się. Nawet więcej, poczułam wszystkie pory roku. Przywołam jeden wiersz, o jesieni. Bardzo mi się podoba:
* * *
nostalgiczna
jak skargi żurawi gnanych
dzikim instynktem do podróży
po kres

nieważna
jak poniewierające się 
po ścieżce
kartoflane pędy

niespełniona
jak rozkwitające
w październiku
słoneczniki

bezsensowna
jak wsiąkające w ziemię
łzy za utraconym
latem

rozczarowująca 
jak wszystko co przychodzi
bez niespodzianki i odchodzi
mimochodem

tegoroczna jesień

      Tak, ten wiersz mnie zastanowił, zatrzymał. Nie przeszedł mimochodem. Poszłam za ciosem i otworzyłam drugi tomik. Nie chcę snuć analiz formalnych ani rozbierać na drobne ukrytych treści. Wiersz ma przemawiać całością. I tak właśnie w przypadku utworów Haliny Graboś odbieram. Owszem, zatrzyma mnie jakaś świetna fraza, jakaś metafora, mogłabym wymieniać sposoby budowania nastroju, opisywania przestrzeni wewnętrznej, wskazywać tropy i nawiązania, aluzje literackie w zdumiewających Różach z Pierii. Ale po porostu szkoda. Szkoda na to miejsca na blogu i czasu. Tak rzadko się zdarza, że czytając wiersz, czujemy jak wbija się ostrzem w samo nasze istnienie: w ciało, umysł, emocje i duszę. Nie znaczy to wcale, że wiersze te są w jakiś niewyobrażalny sposób genialne. Nie. One są po prostu poezją. Tylko i aż.          
       Tyle już konstruowano definicji poezji, a żadna nie jest satysfakcjonująca. Sprawdzianem dla niej zawsze jest moment czytelniczej recepcji. Wiele zależy od samego czytelnika, ale nie przesadzajmy. skok z mostu wahań zawsze będzie poezją, nawet bez czytelnika, a przedświt, być może, kto wie, kongenialnym zapisem relacji między naturą, pędzlem  a szaleństwem van Gogha. Ja w każdym razie poczułam, że tak właśnie mogły się rodzić jego obrazy. 
      Jestem na trzydziestej stronie, jeszcze zostało ponad 50. Nie wiem, czy napiszę więcej o tych wierszach po zakończeniu całości. Może nie. Dzisiaj chciałam napisać o tych, które już we mnie zostaną. Nie o wszystkich, bo się nie da. I trudno je cytować w całości, to nie aforyzmy, choć wiele z nich uderza pointą. Jak wiersz bez tytułu poświęcony Pamięci Wandy Karpińskiej: 

"śmierć jest lepsza
(od takiego życia)"
lecz nikt nie wie na pewno
czy nie są
tym samym
istnieniem

      Trudno powiedzieć, dlaczego są słowa, które przenoszą nas w inny wymiar. Ale jeśli poezja ma moc przekraczania granicy życia i śmierci, jak wierzył Horacy, to może już teraz, czytając, czasami dotykamy nieśmiertelności? 

echo

nie jesteś już moja chwilo
choć byłaś mi bliższa niż skóra i kości
i każdy kochany człowiek
prostota naszych uczuć była bardziej jasna
niż spojrzenie w oczy
zależność bardziej złożona niż struktura kryształu
byłaś mną a ja tobą
i nie pragnęłyśmy niczego więcej
nie chciałaś odejść
lecz czas wyrwał mi ciebie
nie było szans bym pokonała go
w bezpośredniej walce
podchodziłam go podstępnie i nie fair play
biegłam za tobą wołałam
nawet jakiś błędny ognik
pokazywał mi drogę
byłam blisko widziałam cię
lecz ty już mnie nie pamiętałaś
zakotwiczałaś się w kimś innym
szukam cię ciągle takiej samej
a znajduję tylko to samo echo

Nie dziwią nas wcale

W snach, zmarli mają sukienki w grochy,
korale na szyjach, kapelusze i płaszcze
jak w zwyczajnym życiu.
Kolczyki, bransolety i złote pierścionki,
które ze zdjęciami wnuków włożyły do trumien
zabobonne ciotki.
Nie dziwią nas wcale,
zajęci ścinaniem kwiatów, w zwyczajnie kwiatowym,
niemagicznym, ogrodzie, ścieranie  kurzu
w zwyczajnie nieastralnym pokoju.
Jadąc autobusem machają rękoma, nie na pożegnanie, 
tylko z wymownym gestem pozdrowienia.
Przystają, obejmując nas przyjacielsko, patrzą w oczy
radośnie żywi, życiem tryskający.
Rozmawiają zwyczajnie o niezwykłych sprawach,
że dzisiaj słońce zamieniło się miejscem z księżycem,
lub, że za trzy minuty odwiedzą nas goście
z Galaktyki Andromedy.
I zupełnie nas to nie dziwi.
Jemy razem czereśnie, przeskakujemy kałuże.
Przez moment coś nam chodzi po głowie,
chcemy o coś zapytać, ale zaraz odrzucamy tę myśl:
chyba nie o to...? to niedorzeczne,
przecież się wcale nie boimy,
że mogliśmy się u nich zasiedzieć,
tak zwyczajnie, po prostu
jakby na zawsze.

Halina Graboś: Róże z Pierii. Wydawnictwo TAWA. Chełm 2014.
Halina Graboś: Wiersze jak ziarna. Chełm 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...