poniedziałek, 5 lutego 2018

Molier prowincjonalnie

wtorek, 25 kwietnia 2017 23:49

     Na prowincjonalnej amatorskiej scenie teatralnej największym powodzeniem cieszą się komedie. Czasami dawne, czasami autorów współczesnych, może nie z pierwszych scen ogólnokrajowych, raczej scenopisarzy niż dramaturgów. Ale klasyka też się zdarzy: Fredro i Molier mają nadal moc przyciągania widzów. 
      Uczone białogłowy Moliera to kolejna propozycja komediowa, wyreżyserowana przez Marylę Olejko. Trzeba przyznać, tekst w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego dla dzisiejszego widza dość trudny. Trzeba więc było w zrozumieniu zawiłości języka dopomóc odpowiednią mową ciała i plastycznością gestów, z czego większość aktorskiej obsady wywiązała się znakomicie. Treść pseudopoetyckich sonetów Trysotyna została tak groteskowo przerysowana gestykulacją, że znaczenie słów było zgoła nieistotne. Rzecz cala została sprowadzona do egzaltacji słuchaczek: Filaminty, Armandy i Belizy oraz rozkoszowania się własnym głosem przez autora owego dziełka. Sławomir Pluta  grający Trysotyna pokazał, nie pierwszy raz zresztą, że nie straszna mu żadna postać i doskonale poradzi sobie nawet w konwencji groteskowej.
      Na docenienie zasługują także role Chryzala (Adam Kozera) i Filaminty (Elżbieta Kłosek) zbudowane na wyrazistym kontraście charakterów: dominującej silnej osobowości żony i ugodowym, wycofanym nieco zachowaniu męża "pod pantoflem". Rysem nadrzędnym Filaminty jest ponadto mocny, wręcz kontraltowy głos przenikający na wskroś przestrzeń sceniczną. Na tym tle postać siostry Chryzala, Belizy, zagranej brawurowo przez Dorotę Balickąw konwencji ezoterycznej muzy odbierającej wyimaginowane hołdy wielbicieli, wprowadza na scenę niemal absurdalną poetyckość. Czerwony szal Belizy i taneczne przemykanie po scenie narzucają skojarzenia z postacią Racheli z Wesela w reż. Andrzeja Wajdy.
       Dla uproszczenia monologowych dłużyzn tekst został skrócony na tyle, by intryga i relacje między postaciami pozostały nadal czytelne. Spektakl grany jest bez przerwy, prowokując do humorystycznego odczytania, zgodnie z tytułem, pozornej uczoności. Co prawda tyrada Marcyny o tym, że "nie babska rzecz przewodzić (i ja, choć kobita,/Wiem, że chłop ma we wszystkim górą być) i kwita" trąci myszką, ale pseudouczoność nadal ma się dobrze w różnych kręgach społecznych i środowiskach. Internet sprzyja popularności "uczoności", gdy prawdziwa mądrość, jak w każdej epoce, prezentuje się skromnie i nie zabiega o popularność. Popularność pozornych autorytetów pewnie i dzisiaj mogłaby być inspiracją dla niejednej molierowskiej satyry.

Molier: Uczone białogłowy
Tłumaczenie: Tadeusz Boy-Żeleński
Reżyseria: Maryla Olejko
Obsada:
Chryzal - Adam Kozera
Filaminta - Elżbieta Kłosek
Armanda - Aneta Kwiatkowska
Henryka - Lidia Grabowska
Aryst - Piotr Bazan
Beliza - Dorota Balicka
Klitander - Sławomir Niemiec
Trysotyn - Sławomir Pluta
Wadius - Grzegorz Kubik
Marcyna - Ewa Niedźwiecka
Rejent - Andrzej Mazurek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...