środa, 11 sierpnia 2021

Ostatni malarz z rodu Kossaków

      Gdy idąc alejkami parku zboczyłam na ustawione wzdłuż alejki "kossaki", zastanowiłam się, który to z nich. Okazało się, że ten, którego nie znałam - Karol Juliusz Zygmunt Kossak (1896 - 1975), wnuk Juliusza Kossaka, bratanek Wojciecha, stryjeczny brat Zofii Kossak-Szczuckiej, Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, ostatni malarz z rodu Kossaków.

       Znakiem rozpoznawczym Kossaków są konie. Nie inaczej jest w malarstwie Karola.  Karol Kossak studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, doskonalił warsztat także pod okiem stryja Wojciecha. Maluje konie ze stadniny książąt Sanguszków, a następnie, po przeprowadzce z rodziną w  1935 r. do Tatarowa nad Prutem,  zainteresował się folklorem huculskim i urzekły  go konie huculskie. Po wojennej tułaczce ostatecznie osiadł w 1948 r. Ciechocinku i tutaj był stałym bywalcem okolicznych stadnin. Na czarno-białych szkicach portretował konie z bryczkami i chłopskimi wozami spotykane na co dzień w prężnie rozwijającym się kurorcie. Podczas pogrzebu artysty w 1975 r. w kondukcie żałobnym jechały wszystkie ciechocińskie konne dorożki.




      Z czasem stał się tutaj postacią znaną i sławną. Portretuje znajomych, przyjaciół, uwiecznia fizjonomie spotykanych na ulicach kuracjuszy i stałych mieszkańców. Nie brakuje mu też poczucia humoru, o czym świadczą rysunki o satyrycznym zacięciu. Maluje także pejzaże. 




Fascynują go zwierzęta, stąd wizyty w Białowieży i ogrodach zoologicznych. Współpracuje z czasopismami, dla których wykonuje ilustracje: "Stolicy", "Żołnierza Polskiego",  "Koni Polskich",  "Wojskowego Informatora Historycznego".  
         Otwartą galerię rysunków Karola Kossaka można oglądać wzdłuż ścieżki spacerowej w parku obok słynnej fontanny Grzybek. Kilka stelaży między ławeczkami,  dokładny rys biograficzny i można poczuć się jak w latach tużpowojennych. Kuracjusze noszą inne stroje, chłopskich furmanek już nie ma, ale nadal słychać stukot końskich kopyt, gdy głównymi turystycznymi trasami przejeżdżają dorożki. I czasem nawet uda się dostrzec postać jakby żywcem wyjętą z  Kossakowego kartonu. 

       

5 komentarzy:

  1. Też mam "kossakowo", kiedy koło Wrzosowiska przejeżdża furka zaprzężona konikami, a koniki dzwonią dzwoneczkami...Ale dar mieli rodzinnie niesamowity...;o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli "kossaki" na żywo :-) Na jednym ze szkiców jest podpis, że jest na nim koń, który łapie w zęby dzwoneczek zawieszony pod pyskiem i nim dzwoni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fontanna "Grzybek" to bardzo charakterystyczna i znana fontanna w tym uzdrowisku.
    A "Kossaki" to wszyscy byli utalentowani....

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam w Ciechocinku kilka ciekawych rzeczy, opisuję je po kolei. To drugi odcinek, a będzie więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właściwie już trzeci, bo tu są dwa i jeden na Zapiskach na marginesie :-)

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...