niedziela, 28 stycznia 2018

"La fede ne`tradimenti"

środa, 19 grudnia 2012 23:51

      Nie znałam tego, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Poza nazwiskami wykonawców, w tym muzyków z Europa Galante pod kierownictwem Fabio Biondiego, których słyszałam w innych  operach czy koncertach, tytuł nie mówił mi nic.  Jakoż i samo nazwisko kompozytora również niewiele. Włączyłam więc Dwójkę na odbiór transmisji i... w drugim akcie ciarki mnie przeszły. No, ja znam już głos Marianne Beate Kielland, ale znowu mnie zauroczyła. I ta muzyka, muzyka Attilia Ariostiego - rewelacyjna. Nie spodziewałam się, nie...

Attilio Ariosti (1666 - między 1729 a 1740)- La fede ne`tradimenti(premiera Berlin 1701)
Premiera polska - 19 grudnia 2012 - Filharmonia Krakowska (Opera Rara)
Roberta Invernizzi - sopran - Anagilda
Marianne Beate Kielland - mezzosopran - Fernando
Lucia Cirillo - sopran - Elvira
Havard Stensvold - bas - Garzia
Europa Galante - dyr. Fabio Biondi

Na razie tyle, reszta potem. Transmisja się skończyła, a ja słucham dalej. Jakie to piękne!


       Mimo że specjalnie zwracałam uwagę  i ucho na Kielland, jej chciałam posłuchać szczególnie, to trzeba przyznać, że cała obsada była wspaniała, pozostali śpiewacy także (i muzycy).  Po raz pierwszy chyba do tego stopnia podobała mi się partia basu. Och, nieważne, że psychologcznie, zwłaszcza w zakończeniu, to nie ma za bardzo sensu, ale słucha się cudownie. Mam kolejnego kompozytora, któremu muszę przyjrzeć się bliżej. 

     Jakiś zarys akcji by się zdał, żeby wiedzieć, czego się słuchało. Libretto Girolamo Gigliego jest trochę naiwne, ale w operze można wybaczyć wiele. Tytuł - Wierność pośród zdrady - nie pasuje mi zupełnie do treści, ale nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy. Trzyaktowa dramma per musica prowadzi bohaterów od nieporozumienia do nieporozumnienia, od emocji do emocji, aby ostatecznie szczęśliwie się zakończyć.
     Fernando, książę Kastylii, zamierza udać się do Nawarry, gdzie ma poślubić księżniczkę Anagildę. Elvira odradza bratu ten pomysł, gdyż Fernando swego czasu zabił ojca Anagildy i jej brata, aktualnego władcy Nawarry,  Garzii, który - jak słusznie można przewidywać - zechce się zemścić na zabójcy ojca. Fernando, jak na nieustraszonego operowego bohatera pozytywnego (?) przystało, nic sobie nie robi z tych ostrzeżeń i wyrusza, a w nagrodę oczywiście zostaje na miejscu w przez Garzię aresztowany, co było do przewidzenia. Zaczynamy łzy ronić nad nędznym losem bohatera.
       Anagilda z jednej strony również pragnie zemsty, ale jednocześnie kocha Fernanda, więc?... Wiadomo, zwycięży oczywiście miłość.  Postanawia pomóc Fernandowi w ucieczce, a na ten sam pomysł wpada także Elvira, która w proroczym śnie dowiedziała się, że brat wpadł w tarapaty. Przybywa w przebraniu do zamku Nawarry, podrzuca Fernandowi miecz z listem, kreślącym plan ucieczki. W tym momencie w męskim przebraniu w celi Fernanda zjawia się Anagilda również z zamiarem uwolnienia ukochanego.  Jednak Fernando jej nie rozpoznaje i ją zranił. Na szczęście niegroźnie, więc oboje szczęśliwie mogą uciekać.  Do pustej celi przybywa Elvira i widząc krew uznaje, że Fernando został zamordowany i przysięga zemstę Garzii.
      Zauważyć należy, że skoro mamy już jedną parę,  nieuchronnie zbliża się moment, kiedy wątek miłosny połączy też drugą. Garzia znajduje Elvirę i - momentalnie się w niej zakochując, stawia ultimatum: jeśli za niego wyjdzie, Fernando będzie żył.  Tymczasem podczas błąkania sie w lesie Anagilda znajduje list przywiązany do miecza Fernanda i sądzi, że ten kocha inną kobietę. Wściekła na niego, porzuca go, wraca do zamku i tam ogłasza Elvirze, że Fernando nie żyje. W tej sytuacji Elvira odmawia ręki Garzii, nie wierząc, że małżeństwo uratowałoby jej brata. Garzia więc stawia nowe ultimatum (zdecydowanie to ten zły bohater): albo za niego wyjdzie, albo sama zginie - doprawdy, piękny dowód miłości (!). Elvira gotuje się na śmierć, jednak w międzyczasie wychodzi na jaw, że Elvira jest siostrą Fernanda i Anagilda niepotrzebnie była zazdrosna. Tak więc mamy węzeł iście gordyjski: Garzia kocha Elvirę, ale chce ją zabić; Anagilda kocha Fernanda, ale go zostawiła gdzieś w lesie i już za życia pogrzebała;  Elvira  jest gotowa umrzeć, chociaż nie musi, bo jej brat wciąż żyje.
      Zgodnie z prawem Nawarry, skazaną na śmierć Elvirę może uratować ktoś, kto stanie w jej obronie do pojedynku. Oczywiście Fernando zamierza ratować siostrę i przybywa nierozpoznany w zbroi. Tymczasem jednak Elvira zgadza się poślubić Garzię (o, niestałości kobieca!), ale zdaje się, tylko po to, żeby stanąwszy przed nim twarzą w twarz, móc go zabić (o, kobieca perfidio!). W tym momencie zjawia się Fernando i ... ratuje Garzię przed śmiercią z ręki kobiety. Zaraz, zaraz, a może to było odwrotnie? Elvira ratuje Garzię z ręki Fernanda?... Sama już nie wiem. W każdym razie Anagilda wyjawia tożsamość rycerza, Garzia wszystkim przebacza i... abdykuje, oddając tron siostrze, która pślubiwszy Fernanda będzie z nim rządzić Nawarrą. 
      A teraz majstersztyk niespodziankowy: Garzia wyrusza gdzieś na wojnę z Maurami czy innymi niewiernymi, żeby zasłużyć na miłość Elviry, na co ona przystaje, obiecując wierne oczekwianie na powrót swego rycerza. Ufff! Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...