poniedziałek, 29 stycznia 2018

Po węgiersku to ja niczego nie rozumiem :-(

czwartek, 25 kwietnia 2013 18:27

      Mam nawet trudności z wymówieniem nazwiska: Peter Eötvös skomponował dotąd dziewięć oper, z których mnie obiły się o uszy dwie - Trzy siostry i Lady Sarashina. Ta druga niedawno, 7 kwietnia miała polską premierę w TWON. Libretto oparte na pamiętniku Japonki żyjącej tysiąc lat temu (sic! urodziła się w 1008 roku) napisała żona kompozytora Mari Manzei co prawda po angielsku, ale nadal niczego nie rozumiem, bo mnie chodzi także o muzykę. A muzyka jest węgierska i bardzo nowoczesna. Toteż ja się już kompletnie nie znam. Mogę tylko próbować słuchać. 
       Na warszawskiej Sarashinie nie byłam, może kiedyś jeszcze będę. Tymczasem zostają mi wyimki nagrań, na których podziwiać można niesamowitą w klimacie japońską scenografię i kostiumy. Nad reżyserią czuwał twórca japoński - Ushio Amagatsu - nic więc dziwnego, że taki efekt. Zresztą, przecież rzecz cała dzieje się w Japonii. Może dużo tam przestrzeni snu, marzeń, onirycznego klimatu, ale jednak w duchu japońskim.


        Trzy siostry (premiera 13 marca - albo 18, bo i taką datę znalazłam, więc nie wiem na pewno, 1998, Opera de Lyon) były pierwszym wielkim sukcesem operowym Eötvösa. Libretto oczywiście oparte na dziele Czechowa, ale w reżyserii wspomnianego już Ushio Amagatsu, zawiera wiele japońskiej estetyki teatru kabuki. Co ciekawe: partie sióstr śpiewają kontratenorzy, inne żeńskie postacie także są wykonywane przez mężczyzn, np. służąca Anfisa śpiewa basem. To znaczy nie w każdej realizacji tak jest, ale w premierowej oraz zarejestrowanym nagraniu Deutshe Grammophon tak właśnie kompozytor sobie zaplanował. 
          
          Tutaj też męska obsada:
     

A mnie najbardziej zadziwił właśnie ten niski głos. Nie wiem, nie wyobrażam sobie, aby można było jeszcze niżej cokolwiek zaśpiewać (Denis Siedov jako kapitan Soliony).


Może się ktoś przyczepić, że przecież tym razem libretto jest po rosyjsku. No, fakt. Ale to nie znaczy, że jestem w stanie ogarnąć taką konwencję opery i muzykę. Węgiersko-niemiecką  muzykę, ponieważ  Eötvös co prawda studiował w Budapeszcie, ale od lat jest obywatelem świata, mieszka w Niemczech, a swego czasu pomieszkiwał w Japonii, gdzie nawet nauczył się japońskiego, także w Paryżu; dyrygował i kierował orkiestrami w Londynie, Wiedniu, Monachium, Tokio, Brukseli, Amsterdamie... i wielu innych.  Dlatego koncepcja zralizowania opery na podstawie japońskiego pamiętnika z XI wieku (Sarashina Nikki) nie była aż takim znowu wielkim zaskoczeniem. Eötvös czerpie z różnych źródeł. 

         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...