Występy Cateriny Bonafini to całkiem osobna historia zresztą. Stanisław August namówił ją, aby pozostała na dłużej, gdy zawitała do Warszawy w 1776 roku zmierzając do Petersburga. Ostatecznie spędziła tutaj sześć miesięcy, występując ze swoim scenicznym partnerem kastratem Giuseppe Campagnuccim. Śpiewaną przez nią koronną partią, dzięki której zyskała sławę w Wenecji była Dydona w operze Pasquale Anfossiego. Bonafini wzbudziła zachwyt i podziw, a pozytywnej opinii nie szczędził jej nawet Bogusławski, który kierując Teatrem Narodowym nieustannie rywalizował z włoskimi i francuskimi zespołami teatralno-operowymi. Bonafini zawitała po raz drugi do stolicy, gdy po sześcioletnim kontrakcie wracała z Petersburga do Włoch w 1782 roku, pozostając jako artystka królewska prawie 10 miesięcy - do kwietnia 1783 roku. Król opłacał jej dom, konie do karety, stangreta, no i zakupił harfę, na której pobierała lekcje gry, również na koszt króla. Stylem i wystawnością życia wzbudzała zainteresowanie i bulwersowała opinię publiczną skandalami, na pokaz arogancji pozwalała sobie nawet w obecności króla. Ostatecznie po wyjeździe z Polski Bonafini zakończyła karierę, na co pozwalał jej ponoć olbrzymi majątek zgromadzony podczas pobytu na dworze carskim w Petersburgu, a dopełniony hojnym wynagrodzeniem Stanisława Augusta.
Jednym z mocniej związanych repertuarowo z warszawską sceną muzyczną był kompozytor Giovanni Paisiello, który nawet ofiarował królowi - co prawda przez pośrednika - własną kompozycję do Te Deum laudamus. Utwór został wykonany w pierwszą rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Później jeszcze kilkakrotnie kompozytor ofiarowywał warszawskiemu dworowi swoje dzieła, a początek tych kontaktów został nawiązany w 1784 roku, kiedy Paisiello wracał po ośmioletnim kontrakcie z Petersburga do Włoch. W tym samym czasie przebywała w Warszawie wybitna portugalska śpiewaczka Luiza Todi, a ponieważ był to okres wielkopostny, w teatrze zamkowym zaprezentowano po raz pierwszy oratorium Paisiella La passione di Gesu Cristo.
No to posłuchajmy muzyki przeznaczonej dla królewskich uszu :-)))
Przy tej okazji postawić wypada pytanie, skąd brano nuty, o ile nie zostały podarowane przez kompozytora. Najczęściej kupowano je gdzieś w krajach europejskich i przepisywano ręcznie, przywożąc kopie, gdyż nie było w Polsce żadnej drukarni, który by się publikowaniem takich specjalistycznych dzieł zajmowała. Toteż i taka adnotacja o "sponiewieraniu" nut mogła się znaleźć w spisie muzycznej biblioteki teatru publicznego: "Simphonie się z nayduią nie complet a to przez częste użiwanie są z poniewierane".
A z kolei z innej relacji wynika, że na wiele lat przed Ravelem niejaki pan Fial (Fiala?) skomponował utwór, w którym zaczyna jeden instrument dęty, a potem dołączają kolejne. Mało tego, równie symetrycznie kompozycja się kończyła, gdy jeden po drugim instrumenty wyciszają się. I wielce żałować należy, że nie zachowały się nuty tego eksperymentu ;-)
Zamawiałam książkę, ale nie dokończyłam transakcji, już nie wiem, z jakiego powodu. Zadzwoniła do mnie pani z pytaniem o powód. Wysłałam pieniądze elektronicznym przekazem i czekam. Mam nadzieję dostać:))
OdpowiedzUsuńTo pięknie, że jednak zadzwonili. Kiedyś też zamówiłam książkę i zapomniałam zrobić przelew, ale nie zadzwonili, tylko anulowali zamówienie. No i nie mam. A o muzyce stanisławowskiej skończyłam czytać :-)
UsuńA ja wprawdzie nie o muzyce stanisławowskiej, ale blisko bo "Literacką legendę Łazienek Królewskich" - wybór i oprac. prof. Drozdowskiego - czytam.
OdpowiedzUsuńBardzo blisko i zapewne fascynujące :-) Ja się tak zauroczyłam książką p. Żórawskiej-Witkowskiej o muzyce na dworze Stanisława Augusta, że musiałam przeczytać ;-) A kupiłam ją podczas ostatniej wizyty w Zamku Królewskim w zamkowym sklepie :-)) Repertuar muzyczny królewskich Łazienek i teatru Na Wyspie też tam jest :-)))
UsuńTa Bonafini to taka ówczesna celebrytka trochę, widzę... ;)
OdpowiedzUsuńA i owszem :-)
Usuńnotaria
mam:)) mam coś co łączy "Nadberezyńców" i "Muzykę na dworze..." U Czarnyszewicza:"dobrze że poszczęściło się dla nas swojego oto bohomoła mieć" (str.74), a w drugiej Bohomolec:))
OdpowiedzUsuńBohomoł ( z ros.) pobożny, zupełnie o tym nie wiedziałam:))
Wiedziałam! Wiedziałam, że mój dobór lektur nie jest przypadkowy, tylko nie wiedziałam, gdzie szukać wyjaśnienia :-) Teraz wszystko jasne!
Usuń