poniedziałek, 29 stycznia 2018

Dwustuletni Verdi współcześnie

sobota, 16 lutego 2013 12:59

       Widziałem wszystkie stare zbrodnie świata ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem – ale ich koniec ten sam, co przed tysiącami lat – rozpusta, złoto i krew - pisał Zygmunt Krasiński w 1833 roku (wyd. Nie-Boskiej komedii 1855). Victor Hugo napisał  Le Roi s`amause w 1832 roku, a po kilkakrotnych przeróbkach sztuka stała się podstawą libretta opery Verdiego w 1851. Rozpusta - dla Księcia Mantui nie ma świętości, a ulubioną rozrywką jest uwodzenie kobiet, nieważne mężatek, panien, dziewic... bez różnicy  - Questa o quella. Złoto - za złoto mżna kupić czyjąś śmierć, dokonując zemsty. Zemsta ma dwa końce, jak się okazuje, i jej skutki uderzają w mściciela. Krew - najczęściej jest to krew najmniej winnej postaci. Tym razem córki tytułowego Rigoletta, Gildy, zamordowanej - o ironio - za pieniądze jej własnego ojca. Nie wiem, czy w worku ta śmierć, jak jest w oryginale. Chyba nie, ze zdjęć premierowych wynika, że rozpaczliwe uświadomienie sobie przez Rigoletta, że za sprawą jego intrygi ginie jego córka, dokonuje się w kabriolecie (V`ho ingannato) [Ach, nie, nie w kabriolecie, tylko w bagażniku samochodu, no tak, trupy wywozi się w bagażniku] - bywalców kasyn i graczy przy stołach z zielonym suknem stać na modne samochody, nawet jeśli byłyby tylko pożyczone pod zastaw przyszłej wygranej.
       Jaka jest różnica między hedonistycznym rozpasaniem XVI-wiecznego dworu w Mantui a konsumpcyjnym immoralizmem rozrywkowego świata w Las Vegas? Według Michaela Mayera nie ma różnicy, dlatego akcję Rigoletta umieścił w latach 60-tych w centrum światowego hazardu, Księcia Mantui (w tej partii Piotr Beczała) kreując na estradowego playboya odnoszącego sukcesy w świecie muzycznym. Podobno pierwowzorem był Frank Sinatra i jego kompani z nieformalnej grupy artystów Rat Pack. 
       Kto nie zna La donna e`mobile? Wszyscy znają i podziwiają, a tenorzy popisują się, wyciągając wysokie tony. A czy ci wszyscy, którzy tak łatwo rozpoznają wpadającą w ucho melodię wiedzą, że arię tę śpiewa najbardziej rozpustny i niemoralny Książę w dziejach opery? Piotr Beczała od roli Księcia Mantui rozpoczął karierę w MET (2006) i w tym sezonie, w jubileuszowym roku Verdiowskim powraca do niego w nowej odsłonie. Obok niego, w kolorowej musicalowej scenerii, która nie wszystkim się podoba ze względu na zbytnie odejście od operowego pierwowzoru, występują: Żeljko Lucić  (baryton) jako tytułowy Rigoletto; Diana Damrau (sopran) jako jego córka, Gilda; Stefan Kocan (bas) - Sparafucile, płatny zabójca; Oksana Volkova (mezzosopran) -  Maddalena, siostra Sparafucila.
      Gdyby szukać w czasach współczesnych znaków zapowiadających wieczór świata tego, trzeba mimo wszystko przyznać, że wieczór ten trwa już od jakiegoś czasu, od stuleci. Pisarze zapowiadali go od dawna, od dawna widzieli, a porównywanie naszych czasów z dawnymi prowadzi do jednego wniosku: nihil novi sub sole. 
       Czy należy współczuć Rigolettowi? Spotkała go straszna kara: stracił ukochaną córkę, która była jego oczkiem w głowie, którą chronił przed złem tego świata, niejako własnoręcznie pchając ją w ramiona śmierci. Tak, to prawda, ale on sam był tego zła w świecie wydatnym i aktywnym współtwórcą. Kiedy Książę Mantui uwiódł córkę  Hrabiego Monterone, nie miał dla nieszczęsnego ojca litości, drwiąc z niego z niewyobrażalnym okrucieństwem. Rigoletto był wiernym, cóż z tego, że błazeńskim, sługusem Księcia. Czy nie zakrawa to na hipokryzję, że chciał chronić córkę przed zepsuciem, któremu sam służył i to z taką gorliwością? 
       Można się zżymać na zbyt krzykliwą, ekstrawagancką scenografię, ale nie sposób nie przyznać słuszności spostrzeżeniu, że dwuznaczne uwikłanie człowieka w zło jest ponadczasowe. Byłoby ciekawe oglądanie Beczały w roli czarnego charakteru, ale ograniczę się do słuchania transmisji w Dwójce.
      Dzisiaj - 19:00 - transmisja z Metropolitan Opera
I przedsmak tego, co będzie można usłyszeć, a którzy mają blisko do miejsc, gdzie odbywają się transmisje HD - będą mogli dzisiaj zobaczyć.



  Ona jeszcze nie wie, że zakochała się w skończonym draniu.


 Jeszcze nic nie zapowiada katastrofy - czuła rozmowa ojca z córką. Choć nie, już coś zaczyna się psuć. Ona nie rozumie, dlaczego ojciec trzyma ją w ukryciu. On zaś nie wie, że córka już poznała Księcia, który od tej pory nie spocznie, aż ją zdobędzie.



      Czego oczy nie widzą... to uszy usłyszą. Czego za mało w libretcie Piavego, to zawarł Verdi w muzyce. Bezsprzecznie muzyka w Rigoletcie przewyższa treść. I mimo wszystko główny bohater zasługuje na współczucie. Może i dobrze, że nie oglądałam. Bujne życie w kasynie rozpraszałoby odbiór warstwy muzycznej. A muzyka jest jednak potężna i tragiczna. Wbrew pomysłom wszelkiej maści reżyserów. Kiedy Gilda pada ofiarą mrocznych knowań ojca, a zarazem własnych uczuć, jest to moment straszny, bo nieodwracalnie spełniający nieubłagane fatum zapowiedziane pod koniec I aktu. Kiedy wkrótce potem Rigoletto najpierw napawa się dokonaną zemstą, a następnie wytrącony z równowagi słyszy złowieszczą melodię beztroskiego Księcia - La donna e mobile pojawia się tu kilkakrotnie jako ironiczna, drwiąca zapowiedź realizacji klątwy rzuconej przez Monterone - o, zdecydowanie to nie jest piękna i radosna piosenka; dopiero w kontekście całości słychać jaką rolę odgrywa - odkrywa straszną prawdę: La maledizione! wywołuje dreszcz przerażenia.  Rigoletto Żeljko Lucica zdecydowanie zasługuje na współczucie. Zarazem pozostawia nas całkowicie bezradnymi. Nic nie można zrobić. Absolutnie nic. 
     Znowu nie będę mogła zasnąć...

19 lutego

Tego szukałam i znalazłam. Koniec aktu II - Rigoletto przysięga dokonać zemsty. Wspaniała muzyka i świetne wykonanie.  Rigletto w wykonaniu Lucica jest naprawdę groźny. Mocne, przejmujące.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...