Wtedy, gdy w ciągu jednej nocy ma się odbyć 270 kulturalnych imprez i bardzo trudno zdecydować, gdzie się udać, co zobaczyć, posłuchać, w czym wziąć udział. Będąc w jednym miejscu, żałuje się innego, gdzie nie jesteśmy. Marzy się umiejętność bilokacji co najmniej, a tu niestety, fizyka bywa nieubłagana – możemy być tylko tu i teraz.
Zupełnie inna muzyka rozbrzmiewała wzdłuż Alei Kulturyusytuowanej przez całe Krakowskie Przedmieście na ulicznych scenach, w kawiarnianych ogródkach, kościołach, na deptaku. Załapałam się na koncert gospel w Kościele pw. Św. Ducha. Wśród słuchaczy bardzo dużo młodzieży, żywiołowe reakcje, głośny aplauz sprawiły, że koncert się przeciągnął. A tuż przed wejściem inny zespół, inna muzyka: ukraińskie, lwowskie piosenki, w tym wszystkim bardzo dobrze znane z Wesołej Lwowskiej Fali Tylko we Lwowie. Eh, aż się łezka w oku zakręciła.
Trochę wyciszenia emocji potrzebowałam, więc z cynamonową, a jakże, kawą zasiadłam w ogródku Pożegnania z Afryką na koncercie Chóru Parafii Ewangelicko-Augsburskiej pw. Św. Trójcy,który zaproponował całkiem ambitny program z renesansową muzyką Wacława z Szamotuł i Mikołaja Gomółki.
Tak więc muzycznie się nasyciłam po brzegi, a swego dopełniły grekokatolickie pieśni i muzyka organowa rozbrzmiewająca w kaplicy Lubelskiego Seminarium, gdzie w tę wyjątkową noc można było obejrzeć na co dzień niedostępny dla zwiedzających unikatowy ikonostas Jerzego Nowosielskiego. Dlaczego tam? Ponieważ w Metropolitalnym Seminarium Diecezjalnym kształceni są kapłani obrządku greckokatolickiego, podejmujący posługę nie tylko w Polsce, ale także na Ukrainie, a nawet w Rumunii, Słowacji czy Białorusi. Jerzy Nowosielski wykonał ikonostas na prośbę lubelskich seminarzystów w 1989 r. Zgodnie z kanonem po prawej stronie znajduje się ikona patrona kaplicy, bł. Josafata, którego inna ikona wisi również na ścianie kaplicy.
Ikona Dobrego Łotra z ikonostasu Nowosielskiego
Ikonostas prawie w całości, ktoś mi wlazł w kadr mojej komóreczki
Cały ikonostas zdradza charakterystyczną dla Nowosielskiego oszczędną technikę. Urzekły mnie postaci archaniołów, ale trudno było zrobić zdjęcia. Kaplica i jednocześnie ikonostas jest niedostępny dla osób z zewnątrz, wyjątkowo można było go zobaczyć właśnie podczas Nocy Kultury. I choćby z tego względu warto takie noce organizować i warto brać w nich udział, podejmując wysiłek dalekiego dojazdu, niewyspania, zmęczenia. Warto.
Patron neogotyckiej kaplicy seminaryjnej - bł. Josafat
Kopuła i latarnia Kościoła pw. Przemienia Pańskiego, najcenniejszego przykładu architektury XVIII wieku w Lublinie. Kościół znajduje się na terenie Seminarium Duchownego.
Nocna atmosfera sprzyja odkrywaniu tajemnic i dziwności egzystencji. A któż nie potrafił jej wyrazić lepiej niż Bruno Schulz? Przeniesienia atmosfery wschodniego miasteczka w realia Starego Miasta Lublina podjął się Leszek Mądzik, specjalista od plastycznego eksponowania człowieka w przestrzeni (Scena Plastyczna KUL). Pęknięty Horyzont Schulza według Leszka Mądzika całkowicie odmienił ulicę Archidiakońską. W czarnych pustych oknach zamieszkały Schulzowskie manekiny.
Schulzowskie manekiny w oknach według Leszka Mądzika
A poza tym tyle jeszcze było do zobaczenia, wysłuchania, dotknięcia… Np. uliczne zebry wyłożone pasami trawników, festiwal ognia, pokazy sztukmistrzów (przecież jesteśmy w mieście Sztukmistrza Jaszy). Zabawne było śledzenie akcji Lubelskiego Teatru Tańca, którego artyści pod kierownictwem Willego Dornera, ubrani w jaskrawe cieliste stroje, wypełniali sobą różne miejsca przemieszczając się od Teatru Muzycznego aż do Starego Miasta. Czego oni nie wyprawiali! Zwisali z dachu sklepiku zaglądając przez szybę do środka, wypełniali załamki murów, kamienic tak ciasno, że nie można było rozpoznać czyja która noga, ręka, głowa, owijali się wokół drzew i latarni, zwisali z głowami w śmietniku, … Akcja przebiegała pod hasłem Ciałem malowane miasto. Ze względu na ostre kolory ubrań: czerwień, fiolet, pomarańcz, granat, szafir, rzeczywiście gdziekolwiek zastygli w swej tanecznej pogoni, zbierał się tłumek, podziwiając tak sprawność fizyczną, jak i absurdalne nieraz pomysły. A wszystko w atmosferze radości, życzliwego zdumienia, zachwytu.
Ach, jeszcze Pokój Polityki – pomysł uważam fajny i zmuszający do refleksji, choć osobiście polityką się mało zajmuję. Na deptaku ustawione meble jak w salonie: duży okrągły stół, fotele, komoda, półeczki, stojak na gazety, lampa, chyba jakaś kołyska (?) – wszystko oklejone bardzo dokładnie (nawet nóżki stołu) gazetami, nie wiem, czy tylko Polityką, ale jej czcionka rzucała się w oczy. Ba, nawet pod nogami leżał dywan ze sklejonych stron gazetowych. Można było przyjść, usiąść, odpocząć, albo próbować prześledzić tytuły gazet, fragmenty artykułów. Oszałamiający natłok polityki, która z dnia na dzień okazuje się już nieaktualna, bo sensacja goni sensację, news goni news, natłok informacji zalewa i ogłusza. Można się zadumać, co z tego wszystkiego przetrwa dłużej, przejdzie do tzw. historii.
Zabrakło mi czasu obejrzeć wszystko, co bym chciała Trolejbus Poezji obejrzałam tylko z zewnątrz.
Taka noc zdarza się raz w roku i byłoby grzechem wtedy spać. Dlatego wczoraj odsypiałam 
Śniło mi się
Szczepko i Tońko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz