sobota, 20 stycznia 2018

Jak?!...

niedziela, 04 września 2011 23:22
     
      Śpiew chóralny polubiłam, gdy moja młodsza siostra śpiewała w chórze szkolnym i jeździła z występami na przeglądy i konkursy, a ja uczestniczyłam w nich jako słuchacz i widz.  Regulamin zobowiązywał, aby wszystkie chóry oprócz wybranego dowolnie repertuaru zaprezentowały jeden utwór obowiązkowy, więc  gdy dziesięć albo więcej zespołów śpiewało to samo, było nieraz trudno wytrzymać. Nie zraziłam się  jednak i zaczęłam chodzić na wszelkie koncerty, jakie odbywały się w Lublinie, gdzie studiowałam. I polubiłam wtedy śpiew a capella. Nie powiem, zaczęło mi się to nawet podobać.
       Od zawsze też szczególnie podobała mi się muzyka organowa. Jest w niej coś tak majestatycznego, że człowiek automatycznie się wycisza, zapada się w sobie, wręcz zanika, cały zamieniając się w słuch. Nawet więcej, cały słuchem się stając. Jestem przekonana, że dźwięku organów nie można odbierać tylko słuchem.  Ja odbieram je całym ciałem, stopami wyczuwam drgania podłoża, posadzki, ławki w kościele. Dlatego żadne nagranie nie odda tych wrażeń, jakie towarszyszą słuchaniu organów na żywo.
        Równolegle z bieganiem na koncerty chórów, regularnie chodziłam też na coczwartkowe koncerty organowe na KUL. Tam po raz pierwszy słyszłam jak gra Joachim Grubich i tam też po raz pierwszy usłyszałam, że obok Bacha są też inni świetni kompozytorzy tworzący na organy,  a jednym z nich był Charles-Marie Widor. Pamiętam, że w tamtych czasach na pytanie o moich ulubionych kompozytorów odpowiadałam: Bach, Beethoven, Mozart i Widor. Zwykle po tym ostatnim nazwisku dopytywano mnie, a kto to taki. Przyznam się, mówiłam tak specjalnie i z całą premedytacją, bo raczej nikt o nim nie słyszał, a mnie wówczas on szalenie zachwycił.
       Więc kiedy podczas sobotniej transmisji w Dwójce z Wratislavia Cantans rozbrzmiało Wszystkie krańce  Ziemi. Organum  paryskie około 1200 roku w wykonaniu Orlando Consort Chórów Śpiewającej Polski zasłuchałam się bez reszty , przypominając sobie dawne fascynacje. 
        To jednak nie wszystko. Po zakończonym koncercie radiową anteną, za sprawą prowadzącego audycję, zawładnął Kronos Quartet. Muzyka kameralna to akurat mój bodaj największy  ból: po prostu jej nie rozumiem. Nie pociąga mnie. Nie czuję jej. Od biedy, na zasadzie wyjątku, jestem w stanie wysłuchać utworów kameralnych Szostakowicza i nawet się nimi zachwycać. Jednak zdaję sobie sprawę, że Kronos Quartet to najwyższa światowa półka, choć repertuar, jaki grają jest tak zróżnicowany, że jeszcze długo nie będę  w stanie go ogarnąć, zrozumieć, zaakceptować i... polubić.  Nie wyłączyłam więc radia, żeby mimo mojej awersji do kameralistyki, uniknąć sytuacji, w której czegoś nie lubię, bo... nie znam.  Całość jakaś tam, nawet nie pamiętam. Owszem, ładne, ale bez szaleństwa. Za to na koniec zabrzmiał utwór niespodziewany i niesamowity. 
        A dziwne. W orginale utwór wcale nie kameralny. Spem in alium -  40-głosowy motet z XVI wieku Thomasa  Tallisa, angielskiego kompozytora. Dzieło przeznaczone do wykonania przez osiem chórów podzielonych na pięć głosów (sopran, alt, tenor, baryton, bas). Rozpoczyna pierwszy głos, po kolei włączają się następne aż czterdzieści głosów łączy się w jeden chór. Wielka renesansowa polifonia. Czterdzieści głosów! Jak to ogarnąć choćby słuchowo?! Efekt musi być niesamowity. 
      Na przykład taki:



Spem in alium nunquam habui praeter in te
Deus Israel
qui irasceris
et propitius eris
et omnia peccata hominum in tribulatione dimittis
Domine Deus
Creator coeli et terrae
respice humilitatem nostram
____________________________
Nadziei w innych nie pokładałem, jak tylko w Tobie,
Boże Izraela,
który okazujesz zarówno gniew,
jak i litość,
i odpuść wszystkie winy cierpiącemu człowiekowi,
Panie Boże, 
Stworzycielu nieba i ziemi,
wejrzyj na naszą słabość (pokorę).

Teraz pytanie znacznie trudniejsze:
JAK TO ZAGRAĆ W FORMIE KAMERALNEJ??? 

Kronos Quartet to zrobił.  Nie wiem, jak.  Chciałabym zobaczyć na własne oczy, bo z samego słuchania to ja nie mogę sobie wyobrazić.  A jednak grają. W tym jest jakaś niesamowita sztuczka... Magia... Nooooo, takie granie mogę nawet pokochać.

(uwaga: muzyka kończy się po dziewiątej minucie i filmik można wyłączyć, choć cisza leci dalej)
   
Uzupełnienie   
      A jak zaśpiewać 40-głosowy motet w sześciu??? Oni to robią.





3 września 2011 r.
46. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans (Katedra Polskokatolicka św. Marii Magdaleny)
Wszystkie krańce Ziemi. Organum paryskie około 1200 roku.
Anon. Gaudens gaudebo in Domino; Kyrie – Christe redemptor; Christus resurgens, Dicant nunc; Perotin Beata viscera Marie virginis; Anon. Lux refulget; Alleluia v. Assumpta est Maria; Gaude virgo gloriosa; Vetus abit littera; Perotin Alleluia v. Posui adiutorium; Anon. Procedenti puero; Perotin Viderunt omnes; Anon. Conditor alme siderum 
wyk.: The Orlando Consort, Chóry Śpiewającej Polski 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...