IV i V część "Oleandra" Marcina Kurka w jeszcze większym stopniu, a może po prostu w wyraźniejszy sposób, przynajmniej dla mnie, obraca się wokół wspomnień. W zasadzie większość dzieł literackich jest zapisem wspomnień, a praca pisarska polega na wyzwalaniu pamięci. Różnice między autorami sprowadzają się do tego, jakie to są wspomnienia i jak zapisane, jak ułożone, w jakiej zamknięte fabule. Może w przypadku liryki rola wspomnień jest mniejsza, a większy udział w tworzeniu ma wyobraźnia i kreacja, ale i w niej zdarzają się wcale nierzadko teksty wyrastające z pamięci, bazujące na zasobach pamięci poety.
W poemacie Marcina Kurka pmaięć odgrywa rolę istotną, najważniejszą. Z niej wypływa cała treść, poszarpany układ zdarzeń, przeżyć, emocji, poprzetykanych datami, twarzami, inicjałami imion czy nazwisk, jak R. który zginął pod kołami pociągu towarowego. Bohater narrator wspomina podróże, przenosi się z Warszawy przez Paryż samolotem do Madrytu i z powrotem, z jednej strony obserwuje prasłowiańskie kurhany na ziemi dawnych Lędzian, a zaraz później dwa węże w trawie i chudy różowy kwiat na balkonie sąsiadów. Wszystko, co istnieje, doprasza się o pamięć - pisze autor i "Oleander" jest próbą realizacji tego przekonania.
Ojciec bohatera idzie się wspinać na Lhotse, a ty rozpaczliwie pragniesz, żeby zabrał cię ze sobą ("nie trenowałeś, synku"). Pamiętam moją pierwszą daleką wędrówkę z ojcem. Miałam nie więcej niż pięć lat, może mniej, bo nie przypominam sobie, żeby już wtedy była na świecie młodsza siostra. Więc mogłam mieć cztery lata, gdy ojciec zaczął wybierać się na Świsiówkę. Wiedziałam, co to było: łąka gdzieś daleko za lasem, trzymalismy tam w lecie pszczoły, jeździło się tam do siana. Tym razem ojciec wybierał się piechotą, drogą przez las.
- Ja też idę - uparłam się całą kilkuletnią swoją osobą.
- To daleko, nie dojdziesz - ostrzegała mama.
- Ja chcę iść! - upierałam się, nie przyjmując do wiadomości, że może być inaczej.
- Dobrze - zgodził się ojciec, mimo rozsądnego ostrzeżenia mamy:
- Nie bierz jej, zobaczysz, że będziesz musiał ją nieść.
Poszliśmy. Nie pamiętam, jak byłam ubrana, nie pamiętam, ile czasu nam zajęła droga. Pamiętam kapliczkę z Matką Boską na sośnie, która przed lat ochraniała partyzantów. Tutaj robiono zbiórki, stąd odbierano rozkazy, tutaj się modlono o zwycięstwo. "Widzisz?" - pytał ojciec. "Widzę" - mówiłam i poszliśmy dalej. Nie wiem, jak długo szliśmy, patrzyłam na drzewa strasznie wysokie i zastanawiałam się, jak się nie gubią ludzie wśród nich, gdy one takie wszystkie podobne.
Na łące ojciec mnie zostawił, a sam poszedł na bagna na polowanie. Pokazał mi kierunek, w którym poszedł i miałam patrzeć w tamtą stronę, czekając aż wróci. Nie miałam zegarka, zresztą nie umiałam odmierzać czasu. Patrzyłam i patrzyłam, nic nie widziałam. Trawy były zbyt wysokie i zasłaniały mi widok. Patrzyłam i patrzyłam, zastanawiając się, ile mogło minąć czasu i czy ojciec wróci przed zmrokiem aż tu nagle zza pleców słysze jego głos: "Widziałaś?" "Widziałam" - skłamałam, żeby mu nie zrobić przykrości, choć nic nie widziałam, nawet zrywających się do lotu żurawi.
Pamiętam worek , który ojciec niósł na plecach i cały czas idąc z tyłu, patrzyłam na ten worek, żeby się nie zgubić w drodze powrotnej. Obeszliśmy tam i z powrotem, robiąc jakieś siedem kilometrów, a mnie nie trzeba było wcale nieść. Dałam radę. Od tamtego czasu jestem piechurem, a chodzenie po lesie to jedno z moich ulubionych zajęć. Później, w latach szkolnych, nie potrafię nawet zliczyć wszystkich leśnych wędrówek. Wyprawy rodzinne, z dzieciakami, wędrówki samotne piechotą, a na dalsze odległości rowerem. Lasy, lasy, lasy... leśne ścieżki, dukty, piaskowe pagórki, gdzie zbierało się gąski, zarośla pełne jeżyn, śródleśna kamienista droga wysadzana białym piaskowcem wiodła skądś dokądś, nie znałam początku ani końca. Kilometrami chodziło się po lesie, słuchając tajemnej mowy drzew. Raz się tylko zgubiłam, z koleżanką. I same się odnalazłyśmy, nikt się nawet o tym nie dowiedział.
W czwartej części "Oleandra" pojawia się opis snu: Szpital psychiatryczny we francuskim pałacu. Zespusty samochód, w pwnicy stołówka, mechanicy grają jazz, chronologia poszarpana, jak to we śnie; jakieś lotnisko, kosmiczny iluminator, w dole oświetlone wybrzeże Arabii., gdy tymczasem w Bombaju świta, a ktoś przynosi wiadomość, że Chiny napadły na Wenezuelę i dalszy ciąg snu odbywa się po hiszpańsku. Sny też dopominają się o własny głos, o pamięć, a może o próbę zrozumienia. Tak naprawdę cała literatura zbudowana jest ze wspomnień i snów. Bo nie da się wymyślić niczego, czego już człowiek nie zobaczył, z czym się nie spotkał w rzeczywistości lub choćby we śnie.
Interesująca definicja literatury "cała literatura zbudowana jest ze wspomnień i snów.Bo nie da się wymyślić niczego,czego już człowiek nie zobaczył, z czym się nie spotkał w rzeczywistości lub choćby we śnie". Chyba więcej ciekawych myśli przyjdzie mi wynotować.
OdpowiedzUsuńZacznę pisać aforyzmy! :-))
OdpowiedzUsuńMoże książka z aforyzmami byłaby łatwiejsza do wydania, niż ta o muzyce. Życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńna pewno tańsza
OdpowiedzUsuń