wtorek, 30 sierpnia 2011 23:26
Na bolącą głowę, na całodzienne wiercenie dziur w ścianie u sąsiada, na powszechną dookoła głupotę, na absurdalną rzeczywistość mam jedyne lekarstwo.
Właśnie kupiłam. Może i przepłaciłam, ale warto było.
Georg Friedrich Händel, Ariodante (prapremiera 8 stycznia 1735 r.)
Król Szkocji - Denis Sedov
Ariodante - Anne Sofie von Otter
Ginevra - Lynne Dawson
Lurcanio - Richard Croft
Polinesso - Ewa Podleś
Dalinda - Veronica Cangemi
Odoardo - Luc Coadou
oraz:
Chœur des Musiciens du Louvre
Les Musiciens du Louvre
Dyryguje - Marc Minkowski
Ewa Podleś w partii Polinesso - rewelacyjna. Podpobnie jak Anne Sofie von Otter jako Ariodante. I gdyby ktoś miał wątpliwości: obaj bohaterowie to mężczyźni. A przy tym Polinesso to postać wyjątkowo wredna, sprawca podłej intrygi, z powodu której jednak marnie kończy ginąc w pojedynku.
Słucha się fantastycznie. A najbardziej podoba mi się to niezwykłe, poetyckie imię - Ariodante. Samym brzmieniem aż się prosiło o muzyczną oprawę. Mogłoby być hasłem wywoławczym sztuki operowej w ogóle. Dla mnie takim właśnie jest. Albo mogłyby tym imieniem być zatytułowane wszelkie publikacje partytur - jakby nie było - zbiory arii: ario+dante.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz