czwartek, 25 stycznia 2018

Kim jest Lizaniasz?

środa, 15 sierpnia 2012 15:45

       Lecą koncerty, gromadzą się nagrania, nazwiska, tematy… Czeka mnie śledztwo. Śledztwo w sprawie pewnego nazwiska, osoby, autora i jego dzieła. Coś się tu nie zgadza. Ale brakuje czasu. Odkładam na potem. Z radia wysłuchałam fenomenalnego koncertu Andsnesa.  Zapisuję nazwisko, utwory (koniecznie ściągnąć Shadow of silence!) i odkładam na potem. Zapoznać się z Johannem Ludwigiem, kuzynem Johanna Sebastiana Bacha. Jeszcze raz posłuchać jego Missa brevis ze świetnym chorałem i Gloria. Zapisałam i … odłożyłam na potem. Bo teraz, teraz kończyłam dyskusję Wergilego z Oktawianem Augustem na temat wartości sztuki, a zwłaszcza literatury.
     W trzeciej, najdłuższej części Śmierci Wergilego, centralne  miejsce zajmuje dyskusja. Umierającego Wergiliusza odwiedza Oktawian, chcąc mu wyperswadować pomysł spalenia Eneidy. Używa wszelkich argumentów: politycznych, psychologicznych, na artystycznych zna się za słabo, a kiedy wszystko zawodzi, postanawia się obrazić i zarzuca wielkiemu pisarzowi, że widocznie mu zazdrości i go nienawidzi i dlatego zamierza zniszczyć swoje dzieło, żeby nie musieć go dedykować jemu – Cezarowi.  Toż to szantaż! I to w stylu obrażonego młokosa. Niestety, na ten argument, Wergili nie ma odpowiedzi. Zgadza się oddać Oktawianowi oryginał Eneidy,  każe oczywiście wpisać stosowna dedykację, i podejmuje ostatnie czynności w celu pożegnania się ze światem, czyli dyktuje testament.
     Nad przebiegiem dyskusji mimo wszystko warto się pochylić dokładniej. Pewne konstatacje są tak oczywiste, że aż dziwne, że wcześniej nikt na to nie wpadł. Na przykład  powszechnemu patetycznemu przekonaniu, ze pisarz żyje tak długo, jak długo czytane są jego dzieła, w ustach Wergilego pojawia się kontrargument tyleż zaskakujący, co okrutny: pisarz tak długo umiera, jak długo czytane są jego dzieła i jest to najbardziej straszna śmierć jaką można sobie wyobrazić, rozciągnięta w czasie na setki lat. Czyż nie oznaczało to potępienia? Dlatego najlepiej wszystko spalić!  Gorzka jest samowiedza,  zdobywana na łożu śmierci, gdy dochodzi się do wniosku, że jedyną naszą wspólnotą jest krótkowieczność. Najważniejszym i tak naprawdę jedynym celem literatury jest poznanie śmierci: Tylko ten bowiem, kto mocą swej wiedzy o śmierci świadomy jest nieskończoności, ten tylko zdoła utrwalić stworzoność, poszczególność w stworzoności, jak i stworzono w poszczególności (…) i jedynie z dokładnego sensu śmierci wywodzi się niezmierzony sens życia.
       Utwierdzam się w postanowieniu przeczytania Brocha jeszcze kilka razy, żeby ogarnąć ogrom tematów, motywów, aluzji, podziwiać piękno języka. Jak na przykład, gdy z jednej strony Oktawian gestem wysoce niecesarskim sięgnąwszy pomiędzy rozkraczone nogi przyciągnął sobie ów mebel pod tyłek i z lekkim westchnieniem wygodnickiej ulgi opadł nań, niepomny swego wielkiego przodka Eneasza, którego siadanie  odbywało się z pewnością  znacznie godniej, a kilkanaście kartek dalej ujawnia się cały majestat, jego wielkość jako władcy niemal całego świata, największego imperium, na którego czele stoi w połączeniu z gorzką ironią obserwatora: Po wsze czasy! Cezar zakończył swą przemowę, wzrok jego skierowany był w dal, w bezprzestrzenność i bezczas, tam gdzie państwo rzymskie rozpościerało się niewidzialnymi liniami ponad ziemskie krajobrazy…
      Dyskusja trwa aż w końcu pogrąża się w mit. Także umieranie Wergiliusza jest zanurzeniem się micie. Nie ma innej śmierci, jak tylko poprzez mit. Hermann Broch dokonuje kompilacji wielu mitycznych wątków, schematów, obrazów: od zejścia w podziemny świat greckiego Hadesu, przez mit Charona i jego łodzi przewożącej umierającego przez Styks, przez Wyspy Szczęśliwe, mit Sądu Ostatecznego, ale i mit raju, stworzenia świata, Ducha Bożego  stwarzającego i ożywiającego, unoszącego się nad wodami… Widać tutaj ślady średniowiecznych legend, w których Wergiliusz przedstawiany był niemal jak prorok, który przewidywał i zapowiadał nadejście Mesjasza, Zbawiciela, stąd w rozmowie z Oktawianem z jego ust padają słowa wyraźnie nawiązujące do obrazów biblijnych, nowotestamentowych, apokaliptycznych.  My współcześni żyjemy już po Jungu i bez trudu opis umierania Wergilego, tę jego podróż lodzią, następnie utożsamienie się z pierwotnym światem zwierząt, roślin, wgląd w pierwotną kosmiczną przestrzeń pogrążoną w ciemności interpretujemy jako uzewnętrznienie najgłębszych stanów podświadomości wypełnionej uniwersalnymi archetypami: rajskiego ogrodu, czasu nawracającego w symbolu uroborosa, ożywczego ducha przenikającego świat, archetyp podróży, powrotu do początku, pustki i ciszy, pierwotnej łąki, studni, ofiary, ba, jest nawet archetyp macierzyństwa (wizerunek matki z dzieckiem), ojcostwa, nienarodzonego dziecka, dziewiczości … Na końcu zaś pojawia się słowo - poetyckie czy Słowo Boga: łagodnie-straszliwa wspaniałość ludzkiego losu, poczętego przez słowo, a już w poczęciu będącego sensem słowo, pociecha słowa, łaska słowa, wstawiennictwo słowa,  zbawcza moc słowa…
      O jakim zbawicielu mówi Wergiliusz w dyskusji z Oktawianem Augustem?  Czy naprawdę kochał Plocję Hierię, która raz po raz pojawia się w jego majaczeniach, przyzywając go do siebie? Kogo reprezentuje tajemniczy niewolnik oznajmujący, że został do niego przysłany? Kim jest Lizaniasz, chłopiec, którego nikt poza Wergiliuszem nie widzi? Nim samym we wspomnieniu z dzieciństwa? Jego nieznanym synem? A może nienarodzonym dzieckiem, które mógłby mieć, ale nie miał? Wysłannikiem zaświatów? Aniołem śmierci?
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...