sobota, 26 marca 2011 10:37
Nazbierał Kadłubek tysiące powiedzeń, sentencji, przysłów, że można jego dzieło uważać za słownik. Czy nikomu nie przyszło do głowy opracować do nich indeks? Powstałaby wręcz całkiem spora książeczka skrzydlatych słów. Po co szukać po setkach innych autorów, starożytnych, biblijnych, średniowiecznych, skoro Mistrz Wincenty zebrał je wszystkie razem? Trochę też jego własnych. Dodać jeszcze obrazowe porównania, które się tu i ówdzie pojawiają. Całkiem niezła byłaby zabawa. I zupełnie inne czytanie.
Nieurodziwy nie ma nic do stracenia z powodu oceniania swojej urody.
My bowiem dzisiejsi jesteśmy i nie masz w nas sędziwej wiedzy wczorajszości.
I wskazówki dla rządzących by się znalazły, jak później u Kochanowskiego:
Nie należy bowiem dbać o własne ocalenie, ilekroć zachodzi wspólne niebezpieczeństwo.
I ponadczasowy ogląd wad ludzkich:
Żądza władzy zwykła obchodzić wszystkie kąty u wszystkich, do wszystkich się umizgiwać, wszystkim do nóg padać, dopóki nie osiągnie, do czego wszelkim sposobem dążyła.
Najsprawniejszą stręczycielką przychylności jest moneta.
Podwójnie bezecny jest ten, kto życie komus odebrawszy, gdy nie może zabrać duszy, usiłuje zbrukać jego dobrą sławę.
W wielu miejscach Kadłubek wygrywa znaczenia słów, z paradoksu wydobywa oczywistą mądrość, bawi się wieloznacznością, popisuje językową żonglerką, jakby pisanie sprawiało mu niezmierną radość i było zabawą:
Niełatwo przychwycić kogoś na kłamstwie w tym, czego nikt nie wie, ani niełatwo może uniknąć fałszu ten, kto w rzeczach niewiadomych wiele wyrokuje.
Nie jest rzeczą błahą w ludzkich sprawach lekceważyć błahostki.
Zuchwałością jest o sprawach niepewnych skwapliwie i nierozważnie wyrokować.
Wszystko jest cudze oprócz dwóch rzeczy: duszy i czasu.
Dla serca spragnionego nawet pośpiech jest zwłoką.
Jest czymś niedorzecznym niezachowywanie miary w zdobywaniu czegoś, skoro w posiadaniu należy zachować pewną miarę.
Naturę przekroczyłeś, z naturą nie masz nic wspólnego.
Lżejsza jest strata mienia niż czasu.
Za chmurą często kryje się słońce, lecz nigdy za chmurą nie gaśnie.
Czego podejmujemy się z miłości ojczyzny, miłością jest, nie szaleństwem, męstwem, nie zuchwałością.
Nazbyt wybredny jest, kto pragnie zaszczytu bez ciężaru.
Wielce jest to niegodziwe, żeby kara poprzedzała wyrok.
Lekarz nie zawsze wyleczy i mówca nie zawsze przekona.
Twojemu zadziwieniu się nie dziwię (...), zdumiewa mnie waszk twoje zdumienie (...) – przytyka Jan Mateuszowi.
Stoi niskie sitowie, a wysokie sosny obala sama ich rosłość.
Konieczność bowiem wszelkich sztuk wszędzie jest mistrzynią i zawsze nauczycielką nieumiejętnych.
I makiaweliczne zgoła pouczenia dla opisu podłości Zbigniewa:
Zawsze więcej obiecuj, niż chciałbyś udzielić, gdyż wielkie obietnice mało kogo obowiązują, wielu zaś radują.
Tylko że Machiavelli żył później i Kadłubek jego Księcia nie czytał.
Echa Kadłubkowych metafor, figur retorycznych, porównań znaleźć można w późniejszej literaturze. Np u Mickiewicza w monologu Konrada pobrzmiewa ślad wywodu Mateusza:
Wśród opowiadania bowiem zawodzi rozum, zrozumieniu nie dopisuje mowa, a słowa nie wyjaśniają rzeczy zgodnie z tym, co zaszło.
Aż dziw, jak w wielu miejscach Kadłubkowe sentencje głęboko drążą prawdę o człowieku dzisiaj potwierdzaną przez poważne badania psychologów, jak choćby Paula Ekmana wnioski na temat przejawów kłamania. Kadłubkowi nie trzeba było lat badań i dociekań ani całej książki, by w jednym zdaniu streścić istotę fałszu:
Choćby języki wszystkich milczały, własne zamysły człowieka o nim nie zamilczą.
I Lec by się nie powstydził wielu aforyzmów, a nie wiem, czy on także z Kadłubka nie czerpał natchnienia.
Nikt oprócz mędrca nie może nie podobać się sam sobie.
W człowieku nie ma nic doskonalaszego nad samą niedoskonałość.
Gdy zestawić obok siebie przeciwieństwa, uwydatnia się i to, co ważniejsze, i to, co mniej ważne.
Wielki błąd popełniamy, jesli dobrze nie chwalimy czynów innych, ale też nie osiągamy żadnej nagrody, jeśli, ile tylko możemy, tych czynów nie naśladujemy.
Słabi są ci, którzy bezpiecznymi się czują w tłumie, mało bowiem sobie zawierza, kto potrzebuje licznego towarzystwa.
Jak wielka i zacięta musiała być bitwa, jeśli niektórzy z nich, nie zwyciężeni, lecz zwyciężaniem umęczeni, pośród mnogich poległych nieprzyjaciół zasypiają.
Cała Kronika naszpikowana jest chwytami retorycznymi ubarwiającymi to cnoty władców, książąt i królów, to wady ich przeciwników. O Bolesławie Krzywoustym pean wzniosły brzmi tak: na kształt bystrego strumienia jakby bardziej wzburzonym rwie sie nurtem, z każdą przeszkodą staje się gwałtowniejszy, za każdym zrywem odważniejszy. (...) Jednakże im sroższy był dla tych, których miał pokonać, tym łaskawszy był dla pokonanych. (...) łaskawa zyczliwość księcia wszystkich oszczędza, wszystkim przebacza; uznał bowiem, że słuszniejsza jest miłościwa łaskawość i ludzkość niż zemsta surowej sprawiedliwości. Im zaś wynioślejszy i łaskawszy był Bolesław, tym bardziej podstępny i podły starszy brat jego przyrodni Zbigniew, na którym łaska, życzliwość i ludzkość Bolesława ostatecznie się wyczerpała. Wszelako on zawsze był najzaciętszym wrogiem tych wszystkich wartości. Przeto jeśli oko rozumu zwrócimy na jego wrodzoną nikczemność, jeśli wasze wrażliwe powonienie czuje straszliwą zgniliznę jego obyczajów, której wstrętna woń zakaża całe powietrze, jeżeli rozważyć kładąc na szali zaciętą zapamiętałość w złośliwym postępowaniu, jakiej nigdy mu nie brakowało, jeżeli pogrąża go cały ciężar okoliczności i nie dałby się wymyślić na jego korzyść żaden zgoła, choćby wyżebrany głos obrony – nikt nie zaprzeczy, że tu zły czyn popełniono.
Brygida Kürbis (tłumaczka) przesadza jedank ze wstawkami, które rzekomo mają tekst Kadłubkowy rozjaśniać, dopowiadając opuszczone wyrazy a konieczne ze względu na logikę słowa. Skutek jest odwrotny od zamierzonego. Jasne, klarowne, ekonomiczne zdania Kadłubka stają się rozwlekłe, naszpikowane niepotrzebnymi zaimkami, partykułami, rzeczownikami. To, co miało swoją gęstość treści, staje się rozmyte, wyprane z emocji, pozbawione mocy. Np. Za tak wielkie zaś dobrodziejstwo [tamten] odwdzięczył się w tak podły sposób, że nie dowierzając [skutkom] własnej niegodziwości rozdmuchał [jeszcze] przeciw Bolesławowi nienawiśc cesarza. Trzy zupełnie zbyteczne dopowiedzenia. Wiadomo, że tamten, bo zdanie poprzednie kończy się jak ów tamten został księciem Prażan. Typowa konstrukcja temat-remat, więc doprawdy, po co mnożyć zaimki? Nie dowierzając własnej niegodziwości brzmi o wiele, wiele lepiej, mocniej, dosadniej; był tak zaślepiony nienawiścią, że nawet swojej podłości nie dowierzał, czy wystarczy. Rzeczownik skutki zbędny, niweluje niezwykłe napięcie emocjonalne Kadłubkowego oryginału. Tak samo trzecia wstawka jeszcze. A po co? To oczywiste: nie dowierzając własnej niegodziwości rozdmuchał przeciw Bolesławowi nienawiść cesarza. Przecież nie po to, by samemu dać sobie spokój, by się cesarzem wyręczyć, ale żeby swoją zapiekłość wzmocnić.
Podobnie przedobrzyła w zdaniu: znośniej niewolnikiem się urodzić aniżeli się nim stać, gdyż tamto jest niełaską natury, [a] to rozbiciem niedołęstwa, po którym pływa się [wprawdzie] nader łatwo, ale nie bez trudności [stamtąd] wypływa. Zdanie jest całkowicie jasne, a dodatkowo silniejsze w wymowie bez tych dodatków. Jeżeli najpierw jest tamto , wiadomo, że to po przecinku rozpoczyna zdanie przeciwstawne, więc po co a ? ... po którym pływa się nader łatwo... – wszystko jasne, klarowne, nader, czyli bardzo, co tu robi wprawdzie ? No i jeśli już wcześniej było wspomniane morze, w którym się nader łatwo pływa, doprawdy trzeba być ślepcem, albo dopiero uczącym się czytania pierwszoklasistą, żeby trudność wypływania do tegoż morza nie odnieść. To już bardziej pasowałoby z niego, choć i to zbędne.
Kadłubek potrafi zbudować całkiem długie, zagmatwane zdania, trzeba to przyznać, ale jest też mistrzem w nazywaniu rzeczy po imieniu bez zbędnych słów. Umie być zwięzły i lakoniczny, gdzie trzeba. Umie być złośliwy i ironiczny. Umie celnie podsumować czyjeś zachowanie. Jest bardzo różnorodny i cały urok Kroniki w tym, że jest tak bogata stylistycznie i składniowo. Czemu ta baba pozbawia ją piękna różnorodności? Jeśli coś jest jasno wyrażone, nie stanie się jaśniejsze przez mnożenie wielosłowia.
Albo takie zbędne spójniki i przyimki: Nie brakło jednak czyichś wiele mówiących westchnień [i] jęków [wśród] tłumionego pogadywania... Robi się z tego jakaś pusta i wydumana retoryka, a przecież całkiem prosta, oczywista jest sytuacja: nie brakło jednak czyichś wiele mówiących westchnień, jęków, tłumionego pogadywania... Wspaniała, klarowna fraza wyliczeniowa, prowadząca do kulminacji. Chyba Kadłubek nie był głuchy i słyszał rytm swojej prozy. I nie psuł tam, gdzie prostsza konstrukcja daje mocniejszy efekt. Pani Brygida Kürbis może i zna perfekcyjnie łacinę, ale na polszczyznę jest trochę głucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz