wtorek, 22 października 2013 13:58
Tym razem poszłam na teatr. A poszłam, bo teatr przyjechał do mojego zadupia, pardon, miasteczka. Taak, teatr objazdowy to był. Rzecz nietrudna, gdy występują zaledwie cztery osoby, a akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, to znaczy w sumie w trzech pomieszczeniach, bo w trzech odsłonach, ale co za różnica, skoro i tak zawsze to sypialnia: 3 razy łóżko. No taki właśnie tytuł. Sztuka komediowa Jana Jakuba Należytego w reżyserii Piotra Dąbrowskiego z Teatru Palladium. Ale ponieważ my - znaczy prowincjusze - do Warszawy się nie wybieraliśmy - łóżko przyjechało do nas.
A w tym łóżku widzieliśmy Adriannę Biedrzyńską z Piotrem Skargą po latach małżeńskiego stażu; Emilię Komarnicką (? tu nie jestem pewna, bo z balkonu nie widać dokładnie, gdy się ma astygmatyzm) i Mateusza Damięckiego jako to samo małżeństwo, ale na początku stażu, a potem jako rodzeństwo - dzieci tegoż małżeństwa. Niejasne?
Najpierw młode aktorskie małżeństwo łapie fuchy reklamowe, żeby zarobić na kredyty, remonty itp. On będzie twarzą "schabu bez kości za 9,99 kg", ona będzie "piersiami kampanii społecznej profilaktyki raka piersi". Na tym tle dochodzi do pierwszego komicznego dialogu między bohaterami o to:
- kto więcej na swojej reklamie zarobi;
- kto bardziej przysłuży się sprawie;
- czyje sprzedawanie się w reklamie jest bardziej poniżające: bycie twarzą schabu, czy bycie piersiami bez twarzy;
- kto powinien ze swojej fuchy zrezygnować w imię ratowania małżeństwa;
- czy truskawki w zimie to ekstrawagancja (bo ona najpierw reklamuje truskawki);
- i dlaczego w końcu nie pojadą na wieś do jego rodziców?
Efekt końcowy: rozstanie.
Scena druga - tych samych dwoje spotyka się w łóżku w przerwie nagrywania kolejnych odcinków durnowatych seriali, w których znaleźli stałe zatrudnienie. W międzyczasie zaszły zmiany: kiedy ona odchodziła poprzednio, była w ciąży, teraz mają więc syna i trzeba się zająć wychowywaniem dziecka. Kolejna poważna rozmowa, zaraz po upojnych ekscesach w łóżku oczywiście. Od połowy tej sceny widzowie słabo śledzą tok rozmowy, bo uwagę wszystkich zaprząta zagadka, w co ubierają się bohaterowie, wkładając na siebie niecodzienne kawałki kostiumów. On zakłada rajstopy, ona okręca się pluszową kotarą; on ma żółte kapcie wielkości arbuzów na stopach, ona zwisające macki czy czułki itp. A dialog wzajemnych pretensji, rozliczania przeszłosci trwa. Aż do pięknego finału: on w kostiumie pękatego Gucia z pszczółki Mai, ona jako ośmiorniczka albo jakis żuczek godzą się definitywnie.
Scena trzecia: taż sama para po latach. W łóżku oczywiście. Syn dzwoni do ojca, córka do mamusi i zaczyna się kolejny groteskowy dialog: kto kogo kryje, kto komu za bardzo poluzował, no i czyj serial jest ważniejszy. Ostatnia odsłona wreszcie gromadzi całą rodzinę razem: rodziców i dwoje dzieci, przy czym sceneria jest przedświąteczna, a największym problemem jest, kto zabije karpia. Ojciec już nie chce być mordercą, syn się do tego nie nadaje, najlepiej nadawałaby się matka - przynajmniej, kiedy daje instrukcje, jak to zrobić, jest bardzo przekonująca - ostatecznie bez słowa rozprawia się z karpiem najmłodsza latorośl - córeczka. Po prostu dlatego, że karp pływał w wannie, a ona chciała się wykąpać.
Martwy karp nie załatwia jednak wszystkiego, bo zaraz nastąpi najgorsze: przyjazd mamusi. Na gwałtowny dzwonek u drzwi wszyscy w przestrachu gotują się do wizytacji, pardon, wizyty: głowa rodziny zakłada sweterek z reniferem, syn maskuje glany i kulturalnie wygładza spodnie, chowając kowbojski kapelusz, córka się ubiera, matka krytycznie spogląda na ustawioną w szeregu rodzinę... światła gasną!
Dowcipne dialogi Jana Jakuba Należytego nie pozwalają niemal złapać oddechu między kolejnymi wybuchami śmiechu. Żart, dowcip, gag i ironia to atuty tekstu, który błyskotliwie podany najpierw wzbudza serdeczny śmiech, ale po prawdzie, dużo w nim obserwacji nie zawsze wesołej rzeczywistości. Dodajmy, że jest to rzeczywistość ze świata przeciętnych aktorów, tych, którzy łatają budżet reklamami i łapią fuchy w tasiemcowych beznadziejnych serialach. Na szczęście Należyty nie robi z tego dramatu, ot, takie jest życie aktorów, z których większość nigdy nie zdobędzie Oscara. A przecież oglądamy ich codziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz