niedziela, 17 kwietnia 2022

Trofea

      Takie coś w naszych polskich wodach słodkich. Nie spodziewałam się, że szczeżuja może być taka duża. Ta jest olbrzymia i chyba należy do gatunku zwanego szczeżują wielką, bo dorasta do 20 cm, a ta tutaj, jak widać ma 18 cm.  Miała, bo została  muszla. Niestety, w środku nie było perły.  Leżała sobie porzucona w błocie koło stawu.  Ani perły, ani lokatora, więc na razie ozdabia stół.  Musiałam trochę podreperować, wzmocnić jedną stronę z powodu pęknięcia.  Ale trzyma się, paszczę otwiera i ozdabia. 


      Drugiego trofeum wziąć się nie dało, bo trzeba by ściąć drzewo.  Ogromna narośl na dosyć cienkim pniu. Ile czasu rosła? Narośl obrasta pień niemal naokoło. Z daleka przypominało jakieś wspinające się zwierzę. Mając nadzieję, że w moich okolicach nie ma przecież niedźwiedzi, zaczęłam podchodzić coraz bliżej. No i się okazało, że to olbrzymie zrakowacenie, tak czy inaczej objaw choroby drzewa, a nie ozdobny kwiatek. Wygląda imponująco,  a jest dziełem pewnego rodzaju grzybka lub bakterii. No cóż, i takie też mamy żyjątka na naszej planecie. 





niedziela, 10 kwietnia 2022

Ukraiński kiermasz świąteczny

        

       Pamiątki z ukraińskiego jarmarku w Janowie Lubelskim.  Przed świętami w wielu miastach i mniejszych miejscowościach organizowane są świąteczne kiermasze. To już ostatni dzwonek, bo dziś Palmowa Niedziela przed Wielkim Tygodniem. Palmę zrobiłam sobie sama, ale jarmarki i kiermasze uwielbiam. Nawet tylko po to, żeby pochodzić. Nigdy jednak nie kończy się na samym oglądaniu. Tym razem było podobnie, choć zarazem całkiem inaczej. 
        Wystawiali się uchodźcy z Ukrainy, którzy znaleźli dach nad głową w Janowie i okolicy. Asortyment przeróżny, aż dziw, jak zdołali to wszystko zorganizować, przywieźć lub samodzielnie wykonać  w obecnych warunkach. Wśród prezentacji żywieniowych był np. ukraiński wędzony boczek. Kilka, kilkanaście przeróżnego rodzaju kanapeczek, ciasteczek oraz nalewka malinowa. Spróbowałam, a jakże! 
        Dla ducha zaś dzieła sztuki i rękodzieło. Wartość materialna nieoszacowana, ponieważ nie było cen. I na tym polegała różnica między tradycyjnymi kiermaszami czy jarmarkami, a tym dzisiejszym. Wszystko było do własnej wyceny kupujących. Pieniądze wrzucało się do skrzynki, nikt nie przeliczał. A było w czym wybierać: obrazy olejne, pastelowe, wyszywane, cekinowe i ze wstążeczek (zapewne ma to jakąś nazwę, ale nie wiem); obok pojedyncze wyroby z ceramiki, glinki i fantazyjne wytwory z ziaren kawy; obok serwety z ludowym haftem ukraińskim, chusty z frędzlami, torebki; obok biżuteria - pięknie zapakowane zestawy; obok pierniki lukrowane i podwójne jak markizy; obok świece woskowe w różnych kształtach z węzy; obok różności nie do obejrzenia, bo trzeba by spędzić tam kilka godzin na przyglądaniu się. Ludzie, mieszkańcy miasta i okolic, częstowali się, rozmawiali, oglądali, podziwiali pomysły i finezyjne wykonanie, rozmach artystyczny i słuchali opowieści. Co rusz ktoś odchodził z obrazem, chustą, obrusem lub świąteczną kartką. Były bowiem ręcznie wyklejane świąteczne wielkanocne kartki. Akurat potrzebowałam, więc i ja wybrałam. A poza tym to, co powyżej na zdjęciach. 
          Był więc kiermasz, jak co roku świąteczny, wielkanocny. Ale zupełnie inny. Przyjemność podziwiania wielu talentów połączona z realną pomocą ludziom, którym świat się zawalił na głowę.  A mimo to uśmiechali się i życzliwie zapraszali do poczęstunku, wielkodusznie zdając się na hojność oglądających i kupujących. Naprawdę nikt nie sprawdzał, ile kto daje do puszki. Ceny były ustalane przez kupujących, ile kto miał, chciał, mógł, tyle dał.
           Wiem, że zdjęcia nie wyszły mi zbyt wyraźnie, ale ile kosztowałby taki obraz lub ta torebka z ręcznie robionego filcu na zwykłym regionalnym ludowym kiermaszu? 

PS Warszawiaków i dysponujących czasem zachęcam do wybrania się na Nadzwyczajny Koncert Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej, która od wizyty w Warszawie rozpoczyna swoje tournee po Europie. Niestety, mieszkam za daleko i obowiązki zawodowe nie pozwolą mi być na tym koncercie. 



poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Co zdarzyło się w Buczy

nad Buczą w mieście gdzie w majątku dziadków
młody Bułhakow rwał jabłka w sadzie 
śmierć zamieszkała przez trzydzieści dni i nocy
ulice puste przestrzelone na wylot
obok zatrzymanego roweru ciało z dłońmi na kierownicy
rowerzysta wciąż jechał wzdłuż ulicy
do domu? do sąsiada? do sklepu? gdy nadeszła śmierć
inni nie zdążyli dobiec do chodnika
zatrzymani w biegu na brzegu szosy
jeszcze krok do bramy na podwórko do piwnicy
nie zdążyli wśród desek i potrzaskanych cegieł
podcięci strzałem ogłuszeni świstem
chłopak z głową na krawężniku jak na poduszce
śni mu się wielka łąka pełna kwiatów
albo miasto tętnice śmiechem dzieci
jeszcze niedawno na brzegu jaru pod skarpą ukryci
przed wzrokiem ciekawskich spotykali się zakochani
teraz z piasku do połowy zagrzebani
w niebo zamordowani patrzą ślepymi twarzami
matka ojciec i dzieci na rodzinnym spotkaniu
na zawsze tutaj zostali
z gryzącymi ziarnami piasku pod powiekami



Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...