poniedziałek, 28 października 2013 18:03
Z powodu posuchy internetowej miałam czas na przeczytanie książki. Żartuję. I tak bym miała, bo od czasu pewnej audycji radiowej na tę pozycję ostrzyłam sobie zęby. Więc jak już książkę mi przysłano, poświęciłam jej prawie całą noc - z trudem oderwałam się od lektury tłumacząc sobie jak małemu dziecku, że następnego dnia wstaję bardzo rano i wyjeżdżam, to lepiej zostawić resztę niedoczytanych stron na podróż. Udało się powstrzymać moją czytelniczą zachłanność i kończyłam w autobusie.
Jak ktoś umie tylko narzekać i twierdzi, że żadna książka mu się nie podoba, niech napisze lepszą. Michał Książek tak właśnie zrobił. Jak sam w audycji poświęconej jego publikacji Jakuck. Słownik miejsca powiedział, napisał ksążkę taką, jaką sam chciałby przeczytać. Jest to reportaż, jaki i ja zawsze chciałam przeczytać, tylko nawet o tym nie wiedziałam. A teraz wiem, dlaczego w pewnym momencie przestałam reportaże czytać: bo wszystkie mniej lub bardziej przypominały Kapuścińskiego. A ja chciałam czegoś innego. Jakiegoś innego spojrzenia.
Tym spojrzeniem w Jakucku jest język. Dlatego podtytuł Słownik miejsca. Tok narracji przetykany jest hasłami słownikowymi, ale napisanymi tak, że przybliżają one sposób myślenia ludów Jakucji (samych Jakutów, ale też Ewenów, Ewenków, Tunguzów, Kurykanów i innych). Zaczyna się od nazw miesięcy. Miesiące zimowe mają tylko liczby: miesiąc siódmy - listopad, ósmy - grudzień, dziewiąty - styczeń, dziesiąty - luty. Dopiero marzec poza liczbą ma swoją nazwę własną - miesiąc narodzin źrebaków, a następnie kwiecień to miesiąc spływania lodu.
Reportaż Książka zaczyna się od września - miesiąca domu (balaghan yja), kiedy ludzie i wszystko, co żyje, zaczynają przygotowania do długiej i mroźnej syberyjskiej zimy. Kilka lat pobytu autora w Jakucji i samym Jakucku zostało skondensowanych do jednej w miarę linearnej opowieści od jesieni 2007 do wiosny 2009 roku. Pojawiają się jednak i retrospekcje ze zdarzeń wcześniejszch, jak choćby wielka odyseja autora w roli pomocnika kierowcy ciężarówki (dalniebojszczika) w 2005, kiedy zawędrował na daleką północ do ujścia rzeki Indygirka nad Morze Wschodniosyberyjskie.
Ogólny zarys wędrówek autora poparty jest załączoną we wnętrzu jednej strony okładki mapką całej Jakucji, a z drugiej mapą centrum stolicy - Jakucka - gdzie Książek spędzał jesień, zimę oraz wiosnę 2008/2009, udając się na wypady w teren w poszukiwaniu śladów pobytu największego badacza ludów Jakucji, polskiego zesłańca, Wacława Sieroszewskiego, autora monumentalnego dzieła Dwanaście lat w kraju Jakutów, dzięki któremu uzyskał amnestię i zgodę na powrót do ojczyzny.
Obserwacje czasu teraźniejszego konfrontowane są z opisami Sirki (jak w skrócie nazywano Sieroszewskiego). Książek podczas kilkakrotnych wypraw do Namu i Appany odnalazł prawdopodobne miejsce, gdzie Sieroszewski spędził ostatnie 6 lat zesłania. Mało tego, uzyskał zgodę na przeprowadzenie głębszych poszukiwań, to znaczy rozkopania wzgórza, gdzie wraz z miejscowymi pomocnikami znalazł kilka przedmiotów domowego użytku, w tym haczyk na ryby wykonany z gwoździa. Sieroszewski wspomina, że zrobił takich haczyków ok. 12. Książek przywiózł ten gwóźdź ze sobą do Polski, obecnie bowiem mieszka wraz z żoną - Jakutką - i dwojgiem dzieci w kraju.
Wędrówka śladami Sieroszewskiego to tylko jeden z wątków reportażu. Chyba nawet nie najważniejszy, chociaż dla nas ze zrozumiałych względów interesujący. Najważniejszym tematem jest jednak zima: 50-stopniowe mrozy, zamieranie miasta, zanikanie szos, zamarzanie rzeki Leny, po której zimą przejeżdżają ciężarówki, oklejanie okien i ścian, wielowarstwowe ubieranie się, i dosłowne, dosłowne zamarzanie pod zwałami śniegu bezpańskich psów i czasem także bezdomnych, których ciała odkrywają dopiero wiosenne roztopy. Najgorszym nieszczęściem w zimie jest utrata czapki, a ponieważ ze względu na palenie w piecach nad całym Jakuckiem unosi się wielki smog, a poza tym słońce świeci ledwie przez dwie godziny, złodzieje mają szerokie pole do popisu.
Na wiosnę pojawia się słowo podsnieżnik - nazwa kwiatu, jak nasz przebiśnieg, ale też trup człowieka znaleziony w topniejących zimowych zaspach. Też zwiastun wiosny, jak pisze Książek. Tak samo określano nieboszczyków odnajdowanych na wiosnę w łagrach, szczególnie w miejscach wyrębu lasu. Idąc śladami słówek Książek zahacza i o rzeczywistość łagrową, i o komunistyczny reżim na terenach Jakucji i dzisiejszą rzeczywistość sfederowanych narodów Rosji. Przez cały czas bowiem uczy się jakuckiego języka, wciąż zapisuje nowe słówka, odkrywa nowe znaczenia, wyszukuje analogie. Nierzadko zaskakuje tym rdzennych mieszkańców, którzy biorą go za szpiega NATO, gdy potrafi odezwać się w ich rodzimym języku, jak w pewnym sklepie w zagubionej w śniegach wiosce, gdzie na coraz ostrzejsze podejrzenia tubylców wyjaśnił, że przyszedł tylko zrobić zakupy.
Ciekawe są krótkie scenki rodzajowe o wiele więcej mówiące o ludziach niż całe tomy socjologicznych analiz. Jak na przykład gościnność Władymira Nasiedkina, byłego kryminalisty, ściganego nawet za zabójstwo, który:
pytał, czy nie chciałbym czegoś takiego na pamiatkę. Nie rozumiał argumentów: za czubuku (chodzi o skórę białej owcy śnieżnej) można pójść siedzieć, za mamuta (powszechnie potajemnie handluje się kłami mamutów wykopanymi spod śniegu) grozi co najmniej mandat, a skóra (chodziło o skórę niedźwiedzia) jest większa niż mój pokój.
- A ren? - zapytał mój gospodarz.
- No przeciez on jest żywy - wyjąkałem.
- To go zabijesz, jak dojedziesz. I zjecie sobie z żoną. Co?
- Nie, dzięki - odparłem bardzo uprzejmie.
Nauczona doświadczeniem z relacji ze spektaklu nie będę więcej zdradzać szczegółów treści, bo znowu ktoś skomentuje, że nie ma potrzeby czytać, bo już wszystko opisałam ;-) Dodam tylko, że z reportażu Książka można się dowiedzieć, z jakich skór wyrabia się najcieplejsze czapki, rękawice i buty na 50-stopniowe mrozy; jaka grubość lodu jest bezpieczna, żeby przejść po zamarzniętej rzece, a jaka żeby przejechać samochodem i to kamazem; co to jest pustolód i jak tonie ciężarówka; dlaczego szatniarz zszył autorowi rozdarty rękaw kurtki ściegiem chirurgicznym, kto nadal śpi na narach w dawnym łagrze. Poznamy relację z pewnego polowania na basiora (samiec przewodnik wilczego stada) oraz niezwykłą historię o kocie Kuzia, który przewędrował 2030 km przez tajgę wracając do domu do swojej pani.
Na koniec jedno hasło z jakuckiego słownika:
Tajgha - oznacza różne rodzaje syberyjskich borealnych i górskich lasów. Ale w jakuckim i syberyjskim rosyjskim jest też synonimem dali. Odległości. Pustki. I zawiera nawet pewne ostrzeżenie przed podróżą: tam już tylko tajga.
Michał Książek, Jakuck. Słownik miejsca. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz