niedziela, 4 lutego 2018

Między słowami

czwartek, 03 marca 2016 22:56

      Polski pisarz, który w okresie swojej działalności konkurował z najpopularniejszymi światowymi autorami podróżniczych bestsellerów: Mayem, Kiplingiem i Londonem, w powojennej Polsce został skazany na czytelniczy niebyt. No bo skoro się pisało o powiązaniach Lenina z niemieckim wywiadem, to czego się potem spodziewać? ;-) 
        Ferdynand Antoni Ossendowski (1878 - 1945) pisał książki barwne, przygodowe, podróżnicze, a w zasadzie niewiele musiał zmyślać, gdyż jego życiorys mógłby posłużyć i za materiał literacki, i za scenariusz oskarowego filmu. O ile znalazłby się reżyser gotowy sfilmować opowieść o człowieku, który:
- studiował nauki matematyczno-przyrodnicze w Petersburgu, a fizykę i chemię na Sorbonie;
- zamiast zostać na uczelni i rozwijać pracę naukową, wypuścił się w dalekie podróże (Kaukaz, Bajkał, Mandżuria, Chiny, Indie, Japonia, Sumatra, , awantury polityczne, działalność wywiadowczą i nie wiadomo, co jeszcze, bowiem tajemnicę swojej roli w Mongolii u boku Ungerna zabrał do grobu;
- został osobistym wrogiem Lenina;
- znał biegle 7 języków, w tym takie egzotyczne jak chiński i mongolski;
- został skazany na śmierć za działalność antyrosyjską i tylko cudem uniknął wykonania wyroku, ale  półtora roku w twierdzy siedział;
- najpierw działał przeciw Rosji carskiej i represjom rosyjskim, a po wybuchu rewolucji październikowej został doradcą admirała Kołczaka i dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik bolszewizmu i komunizmu;
- napisał 77 książek;
- po jego śmierci w `45 roku Rosjanie rozkopali jego grób, żeby sprawdzić, czy osobisty wróg Lenina naprawdę nie żyje.
       Zasłynął przede wszystkim jako autor wspomnieniowo-awanturniczo-przygodowej opowieści o ucieczce z Rosji przez tajgę do Mongolii opublikowanej pod tytułem Zwierzęta, ludzie, bogowiew 1921 roku, w krótkim czasie osiągając 19 tłumaczeń na języki obce. W wielkości nakładów książek w okresie międzywojennym (ponad 80 mln) i liczbie tłumaczeń wyprzedzał go tylko Sienkiewicz.
        Czytanie Ossendowskiego to przyjemność połączona z niedowierzaniem. Pamiętam, że w trakcie lektury Zwierząt, ludzi i bogów co rusz nachodziła mnie myśl, że to nie może być prawda, że autor zmyśla. Ale jego życiorys sugerowałby coś zupełnie odwrotnego: na pewno wiele rzeczy pominął! Gdyby żył w dzisiejszych czasach, mógłby zostać autorem szpiegowskich bestsellerów ;-)
      Tymczasem jednak zagłębiłam się w rzecz nie tak awanturniczą, choć tajemniczą i nostalgiczną wielce: Huculszczyznę. Gorgany i Czarnohorę. Jedną z czterech książek Ossendowskiego napisanych w ramach przedwojennego cyklu Cuda Polski. Wiem, tamten świat już nie istnieje. Nie tylko nie istnieje w naszych granicach; nie istnieje w ogóle, ani na terenie Ukrainy, ani Rumunii. To po prostu czas przeszły, ale jak pięknie opisany. Ile tu obyczajowych, językowych smaczków! Zachwyciłam się słowem: kiermanycz, czyli flisak, ten, który steruje spławem drewna - darabą - stojąc przy sterze, czyli kiermie. Z opisu wynika, że kiermanycze to była huculska elita, zawód ten zapewniał lepsze, bardziej dostatnie życie. W jednym rozdziale Ossendowski w bardzo literacki i liryczny sposób snuje opowieść o śmierci sędziwego gazdy, który wspomina swoje życie jako kiermanycza, zanim osiadł na stałe i wybudował grażdę. Towarzyszą temu drobiazgowo przedstawione obyczaje pogrzebowe, cały zespół wierzeń będących mieszaniną pogaństwa i chrześcijaństwa. Ale zaraz dalej czytamy o letnim wypasie na połoninach. W równie malowniczy sposób opisanym.
      Przyrodnicze wykształcenie Ossendowskiego pozwala mu w naturalny tok opowieści wplatać opisy górskiej roślinności, nie pomija przy tym walorów turystycznych, sportowych, historycznych, i właśnie obyczajowych. Ale ile w tym wszystkim liryzmu! Pod piórem Ossendowskiego zimne skały i góry żyją, starzeją się, radują w słońcu lub płaczą w deszczu, tęsknią i umierają: Na złomach skalnych, na warstwicach pogiętych i w miale piargowym odnalazł hieroglify tajemne i, odczytawszy to pismo kosmiczne, zrozumiał sędziwość tych gór, ich milczące przerażenie i tragiczne etapy bezkresnego konania.
       Zadziwiające bywają zbieżności słów, językowe podobieństwo, albo też całkowita ich odmienność. Czy Hajnówka ma coś wspólnego z huculskim hajnem, czyli niedźwiedzim barłogiem? A kujawa, w znaczeniu łąka czy dała początek Kujawom? Bardzo malownicze określenie torbej - żebrak: chyba od torby żebraczej, wędrowiec z torbą? No i to kresowe pysanie, czyli zdobienie rzeźbą, inkrustacją, wypalaniem. Stąd pisane meble, skrzynie, beczki, łyżki... Hodowanec - przybrany syn; ciekawe, bo w moich stronach mówi się dochowaniec w podobnym znaczeniu na kogoś, kto dochowa starego człowieka (nie należącego do rodziny) i potem dziedziczy po nim.
       Z małych, choć wartkich źródlisk zrodzonych z Howerli mknie pienny Prut w swych brzegach urwistych na północ, setki rzeczek i potoków przyjmując sprawa i zlewa, aż, przeciąwszy niby nożem stłoczone zbiegowisko domów Delatyna, skręca na wschód, by uradować swym widokiem Kołomyję i Śniatyń, bez wiz i przepustek wedrzeć się do Rumunji, popędzić przez nią, bo taka już mu wypadła droga ku morzu. Od jego groźnego przełomu w skałach twardych piaskowców pod Jaremczem pobiegły ścieżki ku południowi - tam, gdzie niby siny mur zębaty, wznosi się duma i krasa Karpat polskich - Czarnohora potężna i malownicza, źródło natchnienia  dla Hucułów i ich miłości  dla tej wierchowiny...

Ferdynand Antoni Ossendowski: Huculszczyzna. Gorgany i Czarnohora. Reprint przedwojennego wydania z 1936 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...