poniedziałek, 5 lutego 2018

Wiem, znam, czytałam, mam ;-)

poniedziałek, 09 października 2017 9:50

      Chodzi o literacką Nagrodę Nobla.Tym razem znam laureata, czytałam go już 24 lata temu, gdy ukazało się pierwsze tłumaczenie jego trzeciej, najbardziej znanej powieści "U schyłku dnia", później tłumaczonej jako "Okruchy dnia", zekranizowanej z Hopkinsem w roli głównej. Po przeczytaniu werdyktu moja pamięć wyświetliła mi okładkę książki stojącej na półce z nazwiskiem "Ishiguro" u samej góry. Nigdy nie bawię się w typowanie, kto nagrodę otrzyma, od lat zresztą - z nielicznymi wyjątkami -  pojawiają się nazwiska całkowicie mi nieznane, ale tym razem znam, czytałam i mam ;-)
       Pierwsze tłumaczenie tytułu "U schyłku dnia" mocniej do mnie przemawia i wydaje się, że jest bardziej pojemne znaczeniowo w stosunku do całej treści. Powieść o sześciodniowej wycieczce angielskiego kamerdynera, dokonującego obrachunku z życiem i wspomnieniami zdarzeń ocierających się o wielką politykę lat międzywojennych widzianych z perspektywy oddanego służącego, przesiąknięta jest przejmującym smutkiem. I chociaż zgodnie z własną teorią o godności i wielkości zawodu kamerdynera Stevens nigdy nie dopuszcza, by emocje zawładnęły jego zachowaniem, prezentując typowo angielską powściągliwość, smutek i poczucie rozczarowania narasta stopniowo aż do końcowej sceny, w której bohater pozwolił sobie na łzy. Szybko opanowane zresztą i zracjonalizowane zmęczeniem.
       Formalnie rzecz biorąc powieść rozgrywa się podczas sześciodniowej podróży bohatera, z czego dwa dni zostały streszczone, jak wszystko inne w formie wspomnień. Wspomnienia z przeszłości wciąż opanowują Stevensa, który wykorzystując list od dawnej gospodyni Darlington Hall, panny Kenton, dokonuje podsumowującej refleksji. Interesująca jest zresztą rola owego listu, gdyż bohater wielokrotnie go cytuje za każdym razem znajdując inne treści i ukryte emocje, wyczytane między wierszami. Drobiazgowość analizy poszczególnych zdań uzupełniona opisami wrażeń i podróży, rozpisywanie się o nieistotnych dla przebiegu akcji zdarzeniach, jak wymiana uprzejmości z gospodynią, której kury bohater nie rozjechał na szosie, jako żywo przypominają atmosferę "Podróży sentymentalnej" Sterne`a. Ishiguro , Japończyk z pochodzenia, mieszkający w Wielkiej Brytanii od piątego roku życia, oddaje w ten sposób hołd wielkiej literackiej tradycji, bowiem powieść ta jest kwintesencją tego, co zwykle kojarzy się ze stereotypem angielskości czy też brytyjskości tak w postawie, jak światopoglądzie i nawet poczuciu humoru.
       Tytułowy schyłek dnia oznaczać może rozrachunek z życiem głównego bohatera, rozrachunek bardzo gorzki, prowadzący do poczucia zmarnowania życia, ale i schyłkowość epoki, której bohater był niejako ucieleśnieniem. Owej imperialnej brytyjskości z aspiracjami do wielkiej polityki, niestety, w przypadku chlebodawcy Stevensa, lorda Darlingtona, surowo ocenionej przez potomność jako zdradę ludzkich wartości, gdyż okazał się on faszyzującym sympatykiem niemieckiej dyplomacji. Zakulisowe działania Darlingtona, jego prywatne spotkania z dyplomatami, wielokrotne odwiedziny Ribbentropa w Darlington Hall, opisywane z perspektywy kamerdynera odpowiedzialnego za to, żeby podczas owych przyjęć i spotkań wszystko chodziło jak w zegarku, mają wymiar wielkich politycznych osiągnięć, gdy tymczasem historia bez sentymentów oceniła już i potępiła je głosem opinii publicznej. Kamerdyner odsuwa od siebie myśl, że w jakikolwiek sposób ponosi odpowiedzialność za postawę swego chlebodawcy, on po prostu wykonywał swoje obowiązki z sumiennością, jakiej wymaga jego zawód, niemniej w końcowej refleksji dochodzi do wniosku, że nigdy w życiu nie zdecydował się na własne decyzje i popełnianie własnych błędów. Angielski godny, honorowy i dyskretny kamerdyner nigdy nie miał osobistego życia do tego stopnia, że gdy umiera jego ojciec, on nie ma czasu zamknąć mu oczu na łożu śmierci, chociaż dzieje się to w tym samym ogromnym Darlington Hall. Stevens jednak czuje się odpowiedzialny za powodzenie dyplomatycznego zakulisowego spotkania organizowanego przez chlebodawcę. Największą zaletą zaś doskonałego, wielkiego kamerdynera, jest absolutne wyzbycie się własnych uczuć i myśli.
       Smutek powieści wynika ze zderzenia nieludzkiej tresury, jakiej poddawany był, a właściwie sam się jej poddawał, bohater mający aspiracje dorównać do największych autorytetów swojego zawodu, z naturalnym odczuciem, że nie jest to przecież człowiek zły. Przeciwnie, wzbudza sympatię i współczucie. Schyłek dnia można rozumieć więc jako schyłkowość pewnej epoki, której bohater jest ostatnim przedstawicielem, zwłaszcza że kilkakrotnie snuje on porównania miedzy wcześniejszym a swoim czy jeszcze młodszym pokoleniem. Oczywiście dotyczy  ono tylko kwestii stosunku do zawodu lokaja. Konsekwentna perspektywa narracji prowadzonej od kulis światowego życia arystokracji i "wielkich panów", ograniczenie własnych aspiracji do tego, by "służyć jego lordowskiej mości aż do pomyślnego osiągnięcia przez niego tych szczytnych celów, które sobie postawił" są zaletą i siłą tej powieści, trochę na zasadzie kontrastu wobec powszechnego dzisiaj indywidualizmu, dążenia do realizowania własnych i tylko własnych aspiracji i celów. Wydaje się z dzisiejszej perspektywy wręcz niemożliwe do tego stopnia wyzbyć się osobowości. A jednak podejrzewam, że niektóre działania prowokowane naciskiem portali społecznościowych, kreowaniem wzorców, do których większość stara się dostosować za wszelką cenę, sprawiają, że nadal daleko nam do pełnej samodzielności i niezależności sądów i działań. Przypuszczam, że większość czytelników będzie z niedowierzaniem czytać o "wydrążonym" kamerdynerze, nie znajdując z nim żadnych podobieństw. Jak bardzo będą w błędzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...