czwartek, 29 stycznia 2015 19:16
O tym, co łączy mimo oddalenia. Z listów od H.
I znowu Bocheński czytający Herberta, opowiadający - momentami sięgając do bardzo osobistych wspomnień - o perypetiach wydawniczych i niezwykłej konstrukcji kompozycyjnej jego Labiryntu nad morzem, tomu reportaży, esejów, refleksji z podróży poety do Grecji. Prawdziwa komunikacja między pisarzem a czytelnikiem, między nadawcą i adresatem zachodzi wtedy, gdy przedmiot rozmowy jest powiązany ze wspólnotą odczuwania i rozumienia. Wówczas przenikanie myśli, nawet jeśli odłożone w czasie, nierówne, czasem przerywane i falowe, przebiega równolegle i dwukierunkowo. Ta szczególna więź, trwała nawet mimo odległości, mimo życiowych zakrętów i przeciwności, możliwa jest dzięki komunikacji znacznie głębszej niż słowa i zdania, będące dla niej tylko sposobem materialnego (w dźwięku mowy lub w postaci pisma) zaistnienia. Impulsem zadzierzgnięcia węzła duchowego pokrewieństwa między Bocheńskim a Herbertem była Grecja i łacina. Nieprzypadkowo dla Bocheńskiego Grecja jest szczepionką. Substancją, którą trzeba przyjąć, wchłonąć i nosić we krwi. A dalej niemal wprost odpowiada na Herbertowe Dlaczego klasycy : ona wyrabia w człowieku zdolność odczuwania szacunku." Dlatego esej ma tytuł właśnie Z Herbertem w labiryntach, a nie nad Herbertem w labiryntach czy nad labiryntem u Herberta.
Otóż z pewnymi listami jest tak samo. Nie pochylamy się nad nimi, lecz wchodzimy do wewnątrz, jesteśmy we wspólnym świecie: ktoś, kto pisał i ktoś kto czyta. Przesunięcie w czasie nie ma znaczenia, nie dewaluuje ani jednego napisanego słowa. Świat wspólnych i ponadczasowych wzruszeń niewiele ma wspólnego z rzeczywistością tymczasowej koniunktury. Tak było zawsze, tak jest teraz, tak będzie...
List z listopada 2005 roku:
Komu zależy dzisiaj na kulturze? 26 listopada - 150-lecie śmierci Mickiewicza. I co? I nic! Minister kultury nie ma na ten cel ani złotówki. Paryż domagał się obchodów rocznicy naszego wreszcie wieszcza. Powiedziano, że pomysł wart uwagi, ale... (to z Rzeczpospolitej przed kilku dniami). To my (Związek Emerytów) - ludzie na wymarciu i przeciętni jeździmy z jego Słowem na poranki i wieczory poetyckie, bo ludzie tego chcą.
Poniedziałkowy Teatr Telewizji już w archiwum pamięci. Konkurs Szopenowski - poza finałowym koncertem i 3-minutowymi migawkami nie było nic, mimo że dużo osób pragnęło słuchać...
Kiedyś miałam ulgę idąc do teatru czy kina, bo odznaka Zasłużony Działacz Kultury coś znaczyła. Dzisiaj mogę skorzystać ze zniżki idąc do kina, ale na godz. 2. w nocy. A ja boję się chodzić ulicami w biały dzień, bo złodziejstwo i bandytyzm (3 lata temu przeżyłam napad z nożem).
(...) Narzekanie nie leży w mojej naturze, ale patrząc na to, co się dzieje, wydaje mi się, że to ROZWLECZONE W CZASIE CELOWE WDEPTYWANIE W ZIEMIĘ NASZEGO NARODU - bo naród bez kultury nie istnieje.
Latam więc, gdzie można coś wartościowego zobaczyć i wysłuchać. Jestem niemal na każdej wystawie w BWA - za ostatnie emeryckie grosze. To się ARTYSTOM NALEŻY! W czwartek byłam na wystawie Hasiora. Nie wstrząsnęła mną jak przypuszczałam. Fakt, że nie było tych prac, które się pamięta (dziecko pod igłą maszyny czy w wózku z płonącymi śmieciami). Cieszę się, że zobaczyłam Ofelię w cierniowej koronie. Nawet Sztandar Ekstazy otwierający wystawę, rozpięty prawie na całej ścianie holu BWA, nie zawładnął mną całą. Ale to MISTRZ w swoim sposobie przekazu.
Wysłuchałam "Halkę" w wykonaniu naszej Filharmonii, naszego znakomitego chóru prof. Wawrzyczka i solistów oper z Poznania, Krakowa i Bytomia. M. Komandera - utalentowany młody tenor - nie w pełni usatysfakcjonował mnie śpiewając dumkę Jontka "Szumią jodły..." Ucho moje zarejestrowało ją w wykonaniu Kiepury. I tak już pewnie zostanie. Do tej pory nikt mu nie dorównał. Niezależnie od historycznych i pomnikowych zasług "Halka" warta jest przypominania - zawsze - po prostu jako piękna muzyka Moniuszki.
Widzisz teraz, dlaczego biję czołem przed każdym, kto tworzy piękno - (...) TO WARTOŚĆ SAMA W SOBIE!"
Powstaje z tych postów wspaniały dziennik :))
OdpowiedzUsuńBo tak to chyba miało być, blogi powstały w miejsce tradycyjnych ręcznie prowadzonych dzienników. Geneza ta sama, tylko możliwości techniczne większe:-) Dziękuję, że zaglądasz:-))
UsuńFajnie, że z tych "kleksów" nie zrezygnowałaś...;o)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, kleksy potrafią być ciekawe:-)
Usuń