sobota, 3 lutego 2018

"...czasem śnią się Włochy"

poniedziałek, 09 marca 2015 20:36

     Po wielu latach od pierwszego pobytu w Rzymie Adam Mickiewicz mógł z pewnością światowego bywalca dawać listowne rady  swojej córce MaryniSłyszałaś, jak ludzie pracują w Kalifornii na kawałek złota; teraz dla ciebie Rzym ta kopalnią. (...) Widziałaś Paryż i widzisz, jak mały przy Rzymie. (...) Napisz tedy jakie wasze mieszkanie? Czy macie słońce i wiele okien?
       O, bo kwestia mieszkania wielce istotna i dla zdrowia najważniejsza była. Kiedy Mickiewicz i Odyniec wylądowali 18 listopada 1829 r. w Wiecznym Mieście, nie mieli upatrzonego lokum i po prostu idąc wzdłuż ulic pytali o możliwość noclegu. Po dwóch godzinach wędrówki dostali dwa pokoje na via del Corso w cenie 5 paoli za noc, co znaczy, że była to kwota podejrzanie niska.  Jak się okazało, adekwatna do fatalnych warunków, na jakie natrafili podróżnicy: zimno, wilgotno, niezdrowo. Jak pisze Odyniec, w pomieszczeniu nie było pieca, tylko marny kominek, do którego nie mogąc doprosić się drewna, trzęśli się w temperaturze poniżej zera. Na szczęście nie przebywali tam długo, z pomocą przyszedł Stiepan Pietrowicz Szewyriow (w sumie postać marna i niezbyt sympatyczna), wychowawca syna Zinaidy Wołkońskiej, z której polecenia już w dwa dni później pomógł poetom znaleźć znacznie zdrowsze, choć droższe mieszkanie. 
       Przybywając do Rzymu Mickiewicz po raz pierwszy w życiu był jako tako finansowo zabezpieczony, a to za sprawą  publikacji Sonetów, Konrada Wallenroda i dwóch tomów Poezji. Nie obawiał się jakichś problemów finansowych co najmniej do maja 1831r. Pieniądze miały sukcesywnie spływać ze sprzedaży publikacji w Warszawie i Paryżu. Teoretyczne. Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Po pierwszeżegnając się z Odyńcem w Genewie (październik 1830), podzielił się z nim zasobami pieniężnymi, żeby przyjaciel mógł bezpiecznie dotrzeć do Drezna i Paryża. Po drugie, paryski wydawca, Barbezat zbankrutował i zwinął firmę, pieniądze wpłacone na publikację i mające  się zwrócić  z zyskiem przepadły bezpowrotnie. Po trzecie, warszawski wydawca Walerian Skorobohaty Krasiński pieniądze przysłane na wydanie dzieł Mickiewicza zainwestował w co innego, co oczywiście zysków nie przyniosło, popadł  - mówiąc dzisiejszym językiem - w spiralę długów, na fali wydarzeń w 1831r. wyjechał do Anglii, tam znowu dorobił się kolejnych długów, za które nawet siedział w więzieniu. O odzyskaniu wkładu, a tym bardziej o jakimkolwiek zysku, Mickiewicz mógł jedynie pomarzyć. I po czwarte wreszcie, kiedy na wieść o wybuchu powstania listopadowego Stefan Garczyńskipostanowił wyruszyć do kraju, po prostu pod nieobecność gospodarza pożyczył sobie na drogę z biurka Mickiewicza prawie wszystkie jego pieniądze. Mówiąc krótko, poeta został bez grosza przy duszy. 
        No cóż, z czego żył dalej, nie mam pojęcia. Tym bardziej, że jak się okazało, poeta marnie się orientował w sprawach bankowo-finansowych. Kiedy bowiem Garczyński przysłał na jego adres zlecenie do rzymskiego bankiera, poeta uznał, że to zwykły świstek papieru i dopiero po interwencji Sobolewskiego, któremu Mickiewicz zwierzył się z finansowych kłopotów, pieniądze z banku mu wypłacono. Okazało się, że Garczyński zwrócił cały dług i jeszcze dołożył. Co robi w tej sytuacji Mickiewicz? Dzieli kwotę na pół i jedną część wysyła przez znajomego Hipolita Rajeckiego do brata Franciszka w Nowogródku. Pieniądze oczywiście nigdy do adresata nie docierają. 
       No i tak to z finansami w Rzymie bywało, z czego widać, że nie bardzo można się dziwić nawiedzającemu nieraz poetę ponuremu nastrojowi. Kupienie złotego zegarka w Genewie z wygrawerowanym herbem Poraj było zaiste jednorazową ekstrawagancją, spowodowaną nadziejami - złudnymi jak się wkrótce okazało - na wzajemność Henrietty Ewy Ankwiczówny. Staremu Ankwiczowi nie w smak była poufałość poety z córką i zaczęły się schody, typu nagłe zmiany planów podróży, którą niby mieli odbyć wspólnie, zrywanie żony i córki o piątej rano, aby wyjechać z Mediolanu zanim odwiedzi ich Mickiewicz. W każdym razie poeta skomentował to po swojemu, na pożegnanie zostawiając list, w którym życzył szczęścia we wszystkich potrzebnych i niepotrzebnych podróżach. Kto wie, czy nie najtrafniej scharakteryzował Ankwiczów, którzy tytułem hrabiowskim szczycili się zaledwie od niespełna sześćdziesięciu lat, Zygmunt Krasiński w liście do ojca: ... wyglądają na parafianów, ale bardzo dobrzy ludzie.
        Dość zabawnie rozwijały się natomiast kontakty Mickiewicza z hrabiną Chlustin i jej dziećmi, synem Siemionem Siemionowiczem i córką Anastazją, o której Odyniec pisałta Muza, dziewięć razy jedna, ta jakaś nowa Safo czy Korynna - której właśni ziomkowie nadają właśnie to imię "Korynna znad Donu". Oczywiście nie byłoby romantycznej historii, gdyby legenda nie łączyła na różne sposoby imienia Adama z Anastazją, rzeczywiście dziewczyną wykształconą, światową i oczytaną. Było w tym wszystkim więcej romantycznej konwencji salonowego romansu niż rzeczywistego uczucia i poważnych zamiarów. Mickiewicz pasował po prostu do salonowego kosmopolitycznego wianuszka adoratorów panny Anastazji. On zaś już wcześniej zwierzał się przyjacielowi przy innej okazji: Co powiedzieliby o mnie Polacy, gdybym ożenił się z Rosjanką... Każdy Polak mniemałby, że kierowały mną pobudki niskie i podłe. Nie mam prawa poniżać siebie w ten sposób, gdyż wyrządziłbym szkodę swemu narodowi. 
       Egzaltowany Siemionow, młodszy brat Anastazji, współczuł Mickiewiczowi niemożności dotarcia do Polski podczas powstania i straconej okazji do bohaterskiej śmierci: Żałuję Pana. Umrzeć tam byłoby pięknym, godnym Pana, darem losu. Nasze życie może być jedynie wyborem śmierci. Miał ją Pan tak piękną na wyciągnięcie ręki, a nie udało się jej osiągnąć. To smutne.  Mimo wszystko przyjaźń z Chlustinami przetrwała wiele lat, do Wiery Chlustin, matki Anastazji, poeta napisał jeden z ostatnich swoich listów w 1855r. To właśnie ona była matką chrzestną Władysława, syna poety. 

      PS Czy można wierzyć listom?
Większość relacji o pobycie Mickiewicza w Rzymie i Włoszech w latach 1929-1831 pochodzi z Listów z podróży Antoniego Edwarda Odyńca, opracowanych i publikowanych przez autora w Kronice Rodzinnej w latach 1867 -1878, a więc 30 -40 lat po opisanych wydarzeniach. Odyniec nie tylko cenzurował swoje listy, być może nawet niektóre od nowa napisał. Mało tego, zwrócił się do Henrietty Ewy o udostępnienie mu listów Mickiewicza i jej wspomnień w celu uzupełnienia swojej publikacji. Na ile uległ pokusie wyczyszczenia relacji z intencją złożenia hołdu dawnemu towarzyszowi podróży, romantycznemu Wieszczowi w wiele lat po jego śmierci? Hrabina Kuczkowska, primo voto Ankwicz, obszerne wspomnienia przekazała Sewerynie Duchińskiej na osiem lat przed  śmiercią. Czy pamiętała wiernie wydarzenia sprzed lat? Zygmunt Krasiński pisząc z Włoch do kochanego Papy, doskonale zdawał sobie sprawę,  jaką drogą jego listy będą wędrowały i w czyje ręce mogą wpaść. Czy mógł pisać wszystko i szczerze? 

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...