niedziela, 06 października 2013 19:38
Mariusz Kwiecień i Piotr Beczała w Eugeniuszu Onieginie na scenie MET
Polaków dwóch na jednej scenie MET... czy to nie za dużo? Pewnie tak, skoro jeden drugiego zastrzelił. Z całym szacunkiem, ale kiedy Piotr Beczała śpiewał jako Leński, że tak kocha Olgę, jak żaden poeta jeszcze nie kochał, sama miałam ochotę go zastrzelić. Człowieku, kochaj ty ją jak facet, po męsku, a nie jak jakiś poeta! Toteż irytacja Oniegina - w tej partii Mariusz Kwiecień - który miejsca sobie podczas słodkiego arioso znaleźć nie mógł, była całkowicie zrozumiała. Jak się zdaje, znudzony prowincją Oniegin za jedyną rozrywkę uznaje igranie uczuciami przyjaciela, na co Leński reaguje jak przystało na egzaltowanego romantyka, oburzeniem, gniewem, zerwaniem przyjaźni i wyzwaniem na pojedynek. Katastrofa gotowa - pojedynek się odbywa, Oniegin zabija Leńskiego.
A przecież byli przyjaciółmi, tak różnymi, ale przecież - jak powiedział w przerwie nasz tenor - są jak stare dobre małżeństwo, znali nawzajem swoje słabostki. Skoro jednak i ja miałam ochotę Leńskiego udusić, to znaczy, że Piotr Beczała jest dobry, naprawdę dobry nie tylko wokalnie, ale i aktorsko. Aria Kuda, kuda... w jego wykonaniu wywołała aplauz widowni, a w zbliżeniu kamery widziałam, jak naszemu tenorowi drgnęły usta w uśmiechu na dźwięk owacyjnych braw. Także po zakończeniu spektaklu na wyjście Beczały oklaski zerwały się burzliwe a część widowni poderwała się do stojaka.
Mariusz Kwiecień jako tytułowy Eugeniusz Oniegin robi swoje, jak zwykle. Właściwie w każdej partii jest wielką przyjemnością go słuchać i na niego patrzeć. Starał się, naprawdę się starał dodać Onieginowi parę ludzkich odruchów, żeby nie był taki strasznie wyzbyty uczuć, żeby nie był taki okrutnie zblazowany. Irytuje go Leński swoją prowincjonalną poetycznością, ale przecież raz czy dwa dopadają go wyrzuty sumienia, że zbyt okrutnie zdrwił z jego uczuć. Przed pojedynkiem być może, gdyby Leński tak uparcie nie szedł prosto w ramiona śmierci, zdołaliby się pogodzić. Podczas ostatniej rozmowy z Tatianą próbuje przyjąć postawę pokorną, skruszoną, ale namawia ją do niemożliwego. I zostaje sam ze swoją rozpaczą. Samotny romantyczny dandys pobity własną bronią - odrzuceniem. Chciałoby się powiedzieć: dobrze mu tak.
Anna Netrebko w partii Tatiany przejmująca, zwłaszcza w scenie pisania listu do Oniegina, potem także w zawstydzeniu słuchająca kazania tegoż, gdy przychodzi jej oddać list i umoralniać, żeby trzymała uczucia na wodzy, a potem pozornie zimna i wyniosła podczas ponownego spotkania, gdy jest już poślubiona księciu Grieminowi. No i końcowa scena rozstania: to ona okazuje się twarda i niezłomna odpychając Oniegina, który kiedyś pogardził jej uczuciem.
Wielkim atutem był dodatkowo język libretta - ojczysty język Anny Netrebko i prawie całej rosyjskiej obsady. Nie wiem, czy zamiarem reżyserek - Deborah Warner i Fiony Shaw było zaprezentować taką czysto rosyjską operę i z rosyjskim dyrygentem (Valery Gergiev). Choć może precyzyjniej byłoby rzec, że była to realizacja słowiańska: trzy Rosjanki, dwóch Polaków w głównych rolach męskich, dwoje Białorusinów, Rosjanin dyrygent. Co prawda jako Triquet angielski tenor John Graham-Hall, ale śpiewał kuplety po francusku.
To była normalna realizacja, z tradycyjną scenografią, kostiumami z epoki, bez żadnych nowatorskich udziwnień - jak zauważył bardzo zadowolony z tego powodu Piotr Beczała. Żadnych basenów na scenie, niepotrzebnych gadżetów z XXI wieku, piękne suknie, salonowe tańce, wiejskie obyczaje, ludowa zabawa (świetna baletowa scena, niezwykle dynamiczna, nagrodzona brawami), świeca paląca się przed ikoną. Słowem, normalność, na którą przyjemnie patrzeć, słuchając pięknej muzyki Piotra Czajkowskiego. Libretto wierne oryginałowi Puszkina.
Łzy Tatiany:
Перед тобою слезы лью,
Твоей защиты умоляю,
Умоляю!
Твоей защиты умоляю,
Умоляю!
Miłosne wyznania Leńskiego:
Я люблю вас, Ольга,
Как одна безумная душа поэта
Еще любить осуждена.
Еще любить осуждена.
Żal Leńskiego, najwspanialsza tenorowa aria rosyjskiej opery:
Куда, куда, куда вы удалились,
Весны моей златые дни?
Весны моей златые дни?
Rozpacz Oniegina:
Позор!.. Тоска!..
О жалкий, жребий мой!
О жалкий, жребий мой!
Z rozmów kuluarowych:
****
- Moi znajomi dzwonili z Gdańska, że u nich nie ma tych transmisji, a u nas są.
- A ja widziałam tę Netrebko w transmisji koncertu z Moskwy, ale to w Multikinie było.
****
- W Warszawie już biletów na transmisję nie ma od dawna. A tu są i w dodatku połowę tańsze.
- No ja też kupiłam już dawno. Ale ostatnio na Szalonych Dniach Muzyki bilety po 7 zł były. A w namiocie nawet za darmo.
- O, była pani?
- Nie, a pani?
-Byłam.
- I flamenco pani oglądała?
- Oglądałam.
- To ma pani wrażenia!
***
- Pani pewnie na tę sopranistkę przyjechała, pewnie pani zna?
- Annę Netrebko? Nie, na Polaków Mariusza Kwietnia i Piotra Beczałę.
Z nich dwóch Mariusz Kwiecień mógłby być tym śpiewakiem, za kórym jeżdżą wielbiciele na wszystkie występy. Trzeba tylko mieć czas i pieniądze. Reszta to fraszka ;-) Zawsze pamiętam, co napisał Niżyński: Oklaski są wyrazem miłości do artysty. Te nasze zwykłe oklaski, zwyczajnych ludzi kochających muzykę, niekoniecznie znających całe libretta na pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz