czwartek, 25 stycznia 2018

Mozart, MOZART... i MOOOZAAART

poniedziałek, 09 lipca 2012 10:35



      Plany układa się  po to, żeby je zmieniać. Jedni uznają to za niekonsekwencję, brak systematyczności i niesłowność, inni docenią spontaniczność, elastyczność i kreatywność. Dla jednych szklanka jest w połowie pusta, dla innych do połowy pełna, a przecież to ta sama szklanka i ta sama woda, która w upalne lipcowe dni uratowała mi życie.
       Łyk pierwszy: Wolfgang Amadeus Mozart Requiem d-moll w Kościele Seminaryjnym 
      Jak ja dawno nie słyszałam całego Requiem!  Niby się zna, każdy wie, a jeszcze jak się oglądało Amadeusza Formana, to ten siedzący na łóżku ciężko chory Mozart, ostatkiem sił piszący, a kiedy już nie mógł własnoręcznie, dyktujący nuty Lacrimosa wciąż się ma przed oczami.
       Koncert w ramach XXII Festiwalu Mozartowskiego zagrała Orkiestra Warszawskiej Opery Kameralnej z solistami: Anną Wierzbicką (sopran), Dorotą  Lachowicz (alt), Leszkiem Świdzińskim (tenor), Robertem Gierlachem (bas) oraz Chórem WOK pod dyrygentem Tadeuszem Karolakiem.
      Odświeżające było to przypomnienie, po którym znowu się dziwiłam, dlaczego zawsze bisuje się Lacrimosa. Jest przejmujące, delikatne i wzruszające, ale pozostałe części dorównują mu pięknem. Nie wnikając w szczegóły nieukończenia dzieła przez samego Mozarta i uzupełnienia braków przez Sűssmayera, każda część zasługuje na odbiór pełen skupienia. Tak sobie słuchałam, siedząc bardzo blisko, bo w pierwszej ławce, i nie mogłam zdecydować, który fragment podoba mi się najbardziej. Spopularyzowane i bisowane, także w piątkowym koncercie Lacrimosa, przyćmiło popularnością Kyrie, Dies irae, Rex tremendae czy  Recordare całkiem niesłusznieW każdym razie się zasłuchałam potężnie, nie chciało się na koniec wychodzić.
       Publiczności, w części także zagranicznej, bo z tyłu słyszałam głośny francuski, też się podobało aż się poderwała do oklasków na stojąco. Stąd ten bis, tylko dlaczego nie inny?



      Łyk drugi: Wolfgang Amadeus Mozart Idomeneo, re di Creta w WOK. Kiedyś przecież trzeba obejrzeć te wszystkie dzieła sceniczne Mozarta (czyli 24, w tym porzucone i niedokończone, jak L`oca del Cairo czy Lo poso deluso), a  całość ma w repertuarze właśnie Warszawska Opera Kameralna i przedstawia je podczas corocznego Festiwalu Mozartowskiego.
       Idomeneo, re di Creta to pierwsza w pełni dojrzała opera Mozartawystawiona w Monachium 29 stycznia 1781 roku. Nie należy do kanonicznego zestawu pięciu największych oper kompozytora z Salzburga (Uprowadzenie z Seraju, Wesele Figara, Don Giovanni, Cosi fan tutte, Czarodziejski flet) dlatego jest rzadziej grana i mało rozpoznawana. Ponad rok temu słuchałam Idomeneusza w jakiejś transmisji radiowej, niestety, nie zapisałam szczegółów. Wówczas zwróciłam uwagę na tytułowego bohatera uciekającego przed synem Idamantem, którego obiecał złożyć w ofierze Neptunowi za ocalenie życia w morskiej nawałnicy. I wydawała mi się ta sytuacja taka dramatyczna. W realizacji Warszawskiej Opery Kameralnej nastąpiło pewne przesunięcie akcentów, które oddać można w słowach:
       Miłość i nienawiść kobiety oraz głupota mężczyzny…
    Miłość – to uczucie między Idamantem a Ilią, księżniczką trojańską będącą na wygnaniu na Krecie. Idamante (Sylwester Smulczyński) kocha Ilię, ona odwzajemnia uczucie, ale się do tego nie przyznaje. Dopiero w trzecim akcie decyduje się wyznać uczucia. Ostatecznie zaś potwierdzi je poświęcając siebie w zamian za życie ukochanego. Marta Boberska delikatnie i lirycznie rysowała rodzące się uczucie bohaterki, ale generalnie ta postać jest dość typowa. Tęskni na wygnaniu, co całkiem normalne, płacze w ukryciu, jak na dumną księżniczkę przystało, kocha potajemnie, bo tak nakazuje przyzwoitość, ujawnia prawdziwe uczucia i jest gotowa poświęcić się dla ukochanego dopiero w sytuacji ostatecznej.
    Nienawiść – druga kobieta – Elektra, wiadomo kto, córka Agamemnona. O, ma charakter i temperament. Też kocha Idamanta, niestety, bez wzajemności. Ale walczy i ma nadzieję. Magdalena Schabowska w partii Elektry przykuwała uwagę. Głos duży, w małej przestrzeni WOK sprawiał wrażenie potężnego,  o ciemnej fascynującej barwie. Z arii na arię coraz więcej w nim było dramatyzmu,  rosnących emocji. Kiedy okazuje się, że Idamante zostanie królem z Ilią u boku jako królową, Elektra szleje z wściekłości. Końcowe D`Oreste e d`Aiace ho in seno i tormentizagłuszyło wszystkie skrupuły, a widownia nagrodziła arię największą owacją. Magdalena Schabowska po prostu zawładnęła sceną, teatrem, uczuciami.
     Głupota mężczyzny  - tym razem mądrość nie jest przymiotem władcy. W chwili strachu Idomeneo obiecuje Neptunowi złożyć ofiarę z pierwszej osoby, którą spotka po ocaleniu z nawałnicy. Pech (a może złośliwy chichot boga) sprawia, że tą osobą jest jego syn Idamantes. Idomeneo (Leszek Świdziński) najpierw nikomu nic nie mówi, tylko gryzie się w sobie całą sytuacją. Zwierza się najwierniejszemu słudze (Arbace), z którym w nardzie postanawia wysłać syna w daleką morską podróż w celu odwiezienia Elektry do Grecji. Bogowie antyczni może nie byli wszechmocni, ale prób oszustwa nie tolerowali, więc Neptun nasyła na Kretę potwora. Szlachetny książę Idamante go zabija, ale przecież Arcykapłan nie jest w ciemię bity i żąda wyjaśnienia gniewu morskiego boga.  Idomeneo nie ma wyjścia, wyjawia prawdę, ma złożyć w ofierze własnego syna. Przez swoją własną głupotę i lekkomyślną, bezsensowną obietnicę złożoną w chwili strachu. Nie mógł obiecać wołu na przykład?
        Szczęśliwe zakończenie… Neptun się chwieje i głos zaświatów oznajmia, że Idomeneo ma zrzec się tronu na rzecz syna. Uff! Nikt nie zginie. Miłość triumfuje – Idamante i Ilia szczęśliwie zostają małżonkami i władcami Krety. Tylko Elektrą… wstrząsają furie. Nie znalazałm satysfakcjonującego mnie nagrania arii, więc nie chcę sobie psuć wrażenia i wspomnień zamieszczajac cokolwiek.
        Obok solistów wspaniałą partię Mozart napisał dla chóru, który bierze udział w akcji. Z jednej strony jest to chór uwolnionych trojańskich jeńców (Godiam la pace), z drugiej zaś marynarze walczący z żywiołem (Pieta! Numi, pieta!)  oraz Kreteńczycy zrozpaczeni wiadomością, że ich książę ma zostać stracony w ofierze Neptunowi (O voto tremendo!). Słowem, wielkie wrażenie, na dodatek bardzo ciekawa instrumentacja, której nigdy nie przysłuchiwałam się tak dokładnie. A tu proszę, rogi, klarnety, kwartety z instrumentami dętymi (flet, obój, fagot i róg),  płynne przejścia z uwertury do pierwszej arii, następnie z recytatywów do arii,  między kolejnymi numerami, fantastyczne trio Pria di partir i jeszcze bardziej wstrząsający, niezwykły kwartet w akcie trzecim.
        W realizacji Warszawskiej Opery Kameralnej scenograficznie akcja zostaje umiejscowiona w czasy współczesne Mozartowi. Stroje bardzo charakterystyczne, piękne suknie, fraki, peruki, buty z klamerkami – akcesoria rozpoznawalne historycznej epoki. Natomiast deseń sukni, np. Elektry, z motywami w stylu greckiego malarstwa ceramicznego (jeźdźcy, konie, wojownicy), posąg Neptuna z olbrzymim trójzębem, aluzyjnie ewokowały skojarzenia antyczne. Opera, teatr w ogóle to sztuka umowności, nie jest dokumentem historycznym. Najważniejsze było dla mnie odkrycie strony muzycznej rzadko grywanego dzieła Mozarta,  ciekawej instrumentacji,  chwile zasłuchania się w muzykę.


       Łyk trzeci - po powrocie pierwszy odruch to włączenie radia i co słyszę? Wolfgang Amadeus Mozart: Msza C-dur KV 262 „Missa longa”, Litaniae de venerabili altaris sacramento KV 243  (Litania do Najświętszego Sakramentuz 1776 r.  Na Mszę się spóźniłam, aleLitanię wysłuchałam w całości. Nie znałam tego. I znowu byłam pod wrażeniem. W ogóle, jak się okazuje, tak wielu jeszcze jego utworów nie znam. Jeśli upały potrwają dłużej,  będzie czas poszerzyć wiedzę i posłuchać.

        Mozart orzeźwiającym łykiem na upalne lato? Czemu nie?

 (świetne!)

W. A. Mozart, Requiem - Kościół Seminaryjny, 6 lipca 2012, g. 20:00
Warszawska Opera Kameralna
Ana Wierzbicka - sopran
Dorota Lachowicz - alt
Leszek Świdziński - tenor
Robert Gierlach - bas
dyr. Tadeusz Karolak

W. A. Mozart, Idomeneo, re di Creta
Warszawska Opera Kameralna, 7 lipca 2012, godz. 19:00
Idomeneo - Leszek Świdziński
Idamante - Sylwester Smulczyński
Ilia - Marta Boberska
Elektra - Magdalena Schabowska
Arbace - Krzysztof machowski
Arcykapłan - Zdzisław Kordyjalik
Głos - Andrzej Klimczak
Zespół Solistów Warszawskiej Opery kameralnej
Warszawska Sinfonietta
dyr. Kai Bumann

W. A. Mozart: Msza C-dur KV 262 „Missa longa”, Litaniae de venerabili altaris sacramento KV 243
Transmisja ze Stainz Dwójka PR 8 lipca 2012, godz. 20.30    
Festiwal Styriarte 2012
Koncert Chóru Arnolda Schönberga i Concentus Musicus Wien pod dyrekcją Nikolausa Harnoncourta,
soliści:
Sylvia Schwartz – sopran,
Elisabeth von Magnus – mezzosopran,
Jeremy Ovenden – tenor,
Florian Boesch – bas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...