Na szóstym z kolei (od 2007 r.) Jarmarku Jagiellońskim podobno zprezentowało się w tym roku 250 wystawców, rękodzielników, artystów ludowych z Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Idea Jarmarku nawiązuje do dziejów Lublina jako miasta położonego na skrzyżowaniu szlaków handlowych i pograniczu kultur. Stąd też organizatorzy zapraszają nań nie tylko twórców z Polski, ale też wspomnianych wyżej krajów. Czego tutaj nie było?! Od wszlkiego rodzaju haftów, wyrobów dzierganych, wyszywanych, malowanych, przez wycinanki, wiklinowe plecionki, koszyki, słomiane anioły i chodaki, wyroby kowalskie na oczach widzów wykuwane, tak samo naocznie lepione garnki, rzeźby, ceramika, po miody, mięsiwa, sery i pierogi św. Jacka.
Zachwycił mnie stragan huculski
Zatrzymałam się przy świętych i nieświętych figurkach
których pilnowała sowa
A tu inny ptaszek - kura jest symbolem jarmarku, więc kurczaków był dostatek. Wiklinowy...
oraz blaszany.
Zmieściła się i taka wystawa przy deptaku
Jarmark to także szereg imprez kulturalnych, w tym muzycznych. Grał kataryniarz z żywą papugą
Był też "uczeń" Jankiela
oraz... dudziarz, chyba szkocki, bo w spódnicy
Słabo widać, zdjęcie pod słońce robione. Ale grę było słychać z daleka.
I jeszcze taki duet: skrzypce i coś, co przypomina pomniejszoną wiolonczelę
Ale ja pojechałam właściwie na coś zupełnie innego. Na koncert tych panów:
Śpiewali jednak co innego niż w linku powyżej, bo pieśni "o wieczności", religijne, żałobne, pogrzebowe. Jak wyjaśnił założyciel zespołu, Adam Strug, były to pieśni bardzo stare, barokowe, XVII-wieczne szlachty łomżyńskiej, jak np. długaśna ("sto trzydzieści" zwrotek jak zwykle mówię w takich przypadkach) Zegar bije. Bardzo refleksyjna, pouczająca. Zegar bije... wieczność nadchodzi... a ty wciąż zyjesz pogańsko... Inny utwór, bardzo ciekawy, Żegnam was - pieśń pogrzebowa, w której podmiotem jest zmarły żegnający się ze wszystkimi po kolei: z rodziną, przyjaciółmi, potem nawet z królami i książętami. Każda zwrotka zaczyna się kolejną godziną, a więc: bije pierwsza godzina... bije druga godzina... itd. aż do jedenastej, a po dwunastej nie ma już nic. Po drodze zaś zmarły zawodzi: żegnam was wszystkie elementa i powietrzne ptaszęta... Pieśni te zebrane zostały w śpiewniku z 1871 roku, z którego korzystają śpiewacy.
Monodia Polska w składzie sześcioosobowym wypełniła mocnym śpiewem przepiękne wnętrze zabytkowej Bazyliki OO. Dominikanów. Pan Strug usilnie zapraszał słuchaczy do wspólnego śpiewania, ale to naprawdę nie takie łatwe, gdyż panowie stosują technikę śpiewu ludowego, z charakterystycznym urywanym, zawieszonym wygłosem. Dlatego słuchając raczej podziwiałam współbrzmienie ich głosów rozprzestrzeniające się w kościelnych murach. Wedle różnych świadectw i przekazów, obecność Dominikanów w Lublinie datuje się co najmniej od połowy XIII wieku. Pierwotna budowla kościoła i klasztoru wzniesiona została w stylu gotyckim, następnie dobudowywana, rozbudowywana w stylu renesansowym, i potem neoklasycznym, stąd też i dzisiaj nazywa się kompleks klasztorny "lubelskim Wawelem". Z wielu stron obudowany kamienicami trudny jest do ogarnięcia, jego wielkość może pomóc objąć jednym spojrzeniem zamieszczona w bocznej nawie makieta.
Wewnątrz zaś można zaobaczyć prawdziwe niezwykłości:
figura Chrystusa w cierniowej koronie.
Ktoś w niebo wpatrzony
Fresk z Sądem Ostatecznym nad prezbiterium
Obraz upamiętniający odwrót Chmielnickiego spod Lublina w 1647 r., które to cudowne ocalenie zawdzięcza miasto relikwiom Krzyża Świętego, które przechowywane były w świątyni (skradzione w 1991r.)
I na koniec rzecz cudności wielkiej: konfesjonał, ale jaki!
A kiedy napasłam oczy i uszy, wycieczkę zakończyłam w ogródku ulubionej kawiarni:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz