poniedziałek, 16 września 2013 0:00
W fiolet wszystko swoje przyodzialiście już? Naprawdę wszystko? Zaraz sprawdzimy. Basy do tyłu, mezzosopran na lewe skrzydło, tenor na prawe. A i akompaniować sobie możecie też.
- I owszem! Ale wiolonczela na promie odpłynęła przecież.
- Ciekawa niezaradność, sabotaż czy co? Otoście byli i pełnomocni, i nadzwyczajni, a nie potraficie smyczka czy to awansować, czy zdegradować. Wstyd!
- I owszem, mam drążki już teraz w rękach. (śpiewa akompaniując sobie uderzaniem drążków w klawisze): Gorzkie żale przybywajcie, serca nasze...
- Raczej jednak sugerowałbym, iżby śpiewano... oto chociażby na przykład De profundis clamavi...
Jakże adekwatnie! Książka, którą autor uparcie nazywa wazą z obrazkami układającymi się koliście czy koncentrycznie, czyli mające punkt dojścia w punkcie wyjścia. Ale czy autor?! Nie, raczej jeden z bohaterów się przy tym upiera. Pozostali natarli na niego, by się wytłumaczył z tego nazewnictwa uparcie stosowanego. Bo autor w osobie kapitana statku kręcącego się koliście wokół kotwicy ma wrogów. Zarzut jaki? Wielce, wielce poważny zarzut, hmmm, że jakieś pięć procent tekstu stanowią cytaty z dzieł przez kogo innego napisanych, natomiast chyba aż ponad dwadzieścia procent to są parafrazy motywów też z cudzych dzieł. Że właśnie parafrazy? Ukradziony świecznik przetapiając w miskę do zupy, nie staje się pan przez to niewiniątkiem, także i dalej jest pan złodziejem.
I kto patronuje złodziejstwu temu? Słowacki niewątpliwie, i Mickiewicz przed napisaniem "Pana Tadeusza". Ba, hrabia Krasiński Zygmunt jako autor powieści historycznych (gdy tymczasem Słowacki w Meksyku siedzi i do czwartej Rzeczpospolitej wracać nie chce), i cała masa bohaterów Sienkiewicza, Hoffmannowe opowieści w wersji Offenbacha... Aaaa, prawda, prawda, pytanie istotne o wadze być albo nie być: czy Pasek mieści się w arcydziełach dziesięciolecia? To nie ta epoka, powiadacie? A cóż to szkodzi, gdy powieściopisarstwu patronuje muza podróży dalekich. Bardzo dalekich, tylko na Kamczatce nie była, ale poza tym, wszędzie.
Ale obrońcy gotowi do ostateczności wszelkiej: To go pomścimy przynajmniej! (bo na obronę za późno może się okazać). Na szczęście Krasiński smyczek do wiolonczeli znalazł.
- Istotnie, smyczek w ręce już trzymam, wiolonczeli nie widzę jednak.
Ale... wysłano po nią prom! I przybyła!
Ktoś tu wpadł w stan maniakalny tropienia ... tropienia zwodniczych śladów. Gdzie się rozejrzeć, cytaty, kryptocytaty, złudzenia, parafrazy, aluzje. Esej. Esej to ponoć tekst o tym, co inni już napisali. Rzeczywistość eseistyczna. Nie, to nie brzmi dobrze. Świat składa się ze znaków odsyłajacych... nie, nie do rzeczywistości - do innych znaków. O, mam! Matrix! I znowu się powtarzamy. Jak ten Mickiewicz i my z niego wszyscy, tak po Bachu nie powstała już żadna całkowicie oryginalna muzyka. A więc też cokolwiek byś miał powiedzieć, namyśl się dobrze pierwej: jest sens czy nie ma sensu, ażebyś właśnie to coś koniecznie musiał przełożyć z mowy myśli na mowę głosu.
Tak, tak, milczeć wypada o wiele częściej niż to się praktykuje w epoce informacji czy też dezinformacji raczej, nadinformacji, wielogłosowego bełkotu. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których pisać ani mówić nie warto. Które? Rozstrzygnąć musimy w cieniu nie byle jakiego znaku zapytania.
Aaaa, godzina! Godzina tego wpisu! Godzina, której nie ma - 0:00
Duch Parnickiego czuwa ;-) I jak tu nie wierzyć w rzeczy na niebie i ziemi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz