A tak, wreszcie obejrzałam i wysłuchałam sobie komedię. I był to bardzo dobry pomysł po dwóch tygodniach walki z wszelkimi możliwymi objawami jesiennej zmiany pogody. W ostatniej chwili prawie postanowiłam: jadę. Słuszna decyzja, uśmiałam się serdecznie, jak i cała widownia. No a poza tym, poza tymi drugorzędnymi okolicznościami, chciałam posłuchać Mariusza Kwietnia. Nie bezpośrednio naocznie na scenie, ale przynajmniej w transmisji na żywo.
Akurat w tym roku minęła 180. rocznica mediolańskiej premiery Napoju miłosnego Gaetano Donizettiego. Dwuaktowa opera komiczna odniosła wielki sukces, a jej powstanie właściwe było przypadkowe, gdyż trzeba było zapchać nieoczekiwaną dziurę w repertuarze La Scali. No i mamy uroczą komedię, w której desperacko zakochany a przy tym niebotycznie naiwny Nemoriono, chcąc zyskać względy ubóstwianej Adiny, kupuje od wędrownego szarlatana znanego we wszechświecie i w innych miejscach Dulcamary napój miłosny królowej Izoldy. Wystarczy tylko go wypić, poczekać 24 godziny (w tym czasie „doktor” zdąży się ulotnić), a ukochana kobieta będzie należała do niego. Nemorino wypija całą butelkę i świat staje się od razu piękniejszy. Nic dziwnego, napojem miłosnym jest bowiem wino bordeaux.
Nemorino czule obściskuje cenną butelkę z cudownym eliksirem, gdy tymczasem Dulcamara zaciera ręce, że trafił mu się wyjątkowy głupiec gotów uwierzyć w oszustwo i jeszcze za nie zapłacić. Bohater nie może jednak bezpiecznie czekać aż eliksir zacznie działać. Adina, perfidnie grając na jego uczuciach, pochopnie zgadza się przyjąć oświadczyny natrętnego i butnego sierżanta Belcore, on zaś otrzymuje rozkaz, że następnego dnia rano musi wyjechać na wojnę, zaślubiny muszą więc się odbyć tego samego dnia. Nemoriono jest zrozpaczony! Eliksir zacznie działać dopiero jutro! Co robić?! Udaje się jeszcze raz do Dulcamary po ratunek, ten zaś wspaniałomyślnie zgadza się… sprzedać mu drugą butelkę, żeby efekt był szybszy. Nemorino co prawda nie ma pieniędzy, ale z opresji ratuje go…rywal, czyli Belcore, proponując mu wstąpienie do wojska i z góry wypłacając zaliczkę na poczet przyszłego żołdu.
Po drugiej butelce Nemoriono jest w stanie dość chwiejnym, ale uparcie wierzy, że eliksir zadziała i ukochana wreszcie zwróci na niego uwagę. Tymczasem zaś dzieją się rzeczy niemożliwe: Nemorino zyskuje natychmiastowe powodzenie u wszystkich panien w okolicy, otaczają go, prawią komplementy, zapraszają na tańce, kłócą się, która zatańczy z nim pierwsza. Eliksir działa! Nemorino staje się najbardziej cenionym kawalerem we wsi. Sam Dulcamara staje zdumiony i z niedowierzaniem patrzy na swoje butelki: Naprawdę mam eliksir miłości! Widownia pokłada się ze śmiechu, ponieważ my już wiemy, co było prawdziwym eliksirem, dzięki któremu wszystkie panny poleciały za Nemorinem: spadek. Nasz bohater został najbogatszym gospodarzem w okolicy, milionerem, ponieważ właśnie zmarł jego wuj, a Nemorino wszystko po nim odziedziczył. Tylko on biedak jeszcze o niczym nie wie, nie wie też Adina, która zdezorientowana wreszcie zrozumiała, że kocha poczciwego głupca, tylko jak mu teraz to powiedzieć? Wykupuje jego zobowiązanie poborowe, on jednak dumny nie chce przyjąć tego prezentu.
Ostatecznie Adina wprost wyjawia, że go kocha, wycofuje obietnicę daną Belcore, który aż tak bardzo z tego powodu nie rozpacza, bo jest przekonany, że i tak jest w stanie zdobyć każdą kobietę, gdziekolwiek rzuci go wojenny los. A Dulcamara? Dulcamara jest mistrzem handlowej reklamy: ogłasza, że jego eliksir nie tylko wzbudza powodzenie u płci przeciwnej, ale i sprawia, że ludzie stają się bogaci i sprzedaje cały zapas wina mieszkańcom wioski.
Oczywiście to nie byłoby aż takie śmieszne, gdyby obsada nie była godna libretta Felice Romaniego oraz muzyki Donizettiego. Anna Netrebko jako Adina zachwycała pewnością siebie, lekkością głosu, przekonująco oddając przemianę bohaterki z wyniosłej bogaczki w świadomą swoich uczuć kobietę. Matthew Polenzani nie ma aparycji amanta i jako Alfredo Germont w Traviacie mnie nie przekonał, ale tutaj jako Nemorino, w roli komediowej, jego naiwność zakochanego młokosa, rozpacz i duma doskonale pasowały do prostodusznego wyrazu twarzy śpiewaka. Z drugiej strony w lirycznej arii Una furtiva lagrima wzbudził euforyczny zachwyt publiczności, a kamera skrupulatnie pokazała w zbliżeniu, żePolenzani najpierw uśmiechnął się po niej zadowolony, że mu wyszła doskonale, a potem widać było, że i oklaski sprawiają mu niekłamaną radość i satysfakcję. A duet z Ambrogio Maestrim, kiedy naiwność bohatera zderza się z wyrachowaniem wędrownego szarlatana, to połączenie idealne dwóch scenicznych postaci i dwóch komediowych talentów. Otóż Ambrogio Maestri jako doktor Dulcamara zaprezentował się prawdziwie po mistrzowsku. Właściwie jego partię można określić jako podwójną. Gra przecież określoną postać sceniczną, ale i ta postać przybiera maskę doktora i cudotwórcy, który żyje z oszustwa. Wspaniała rola dla nieprzeciętnego talentu komicznego. Do tej trójki dodać trzeba czwartego bohatera, sierżanta Belcore, granego przez Mariusza Kwietnia. Belcore to typowy żołdacki bufon, napastliwy, pewny siebie, wierzący w swój osobisty urok, którym zniewala wszystkie kobiety. Jemu nawet nie przychodzi do głowy, że któraś mogłaby nie być nim zauroczona. Mariusz Kwiecień zaśpiewał i zagrał doskonale, sprawiając, że i tenże nieszczęsny dość prymitywny żołdak nas śmieszy.
Nie da się opisać wszystkich komicznych niuansów reżyserii Bartletta Shera i nawet ubranie oddziału sierżanta Belcore w mundury austriackie, ukazanie obecności wojska jako okupacji obcej władzy we Włoszech nie zmienia faktu, że Napój miłosny jest komedią i można wspaniale się przy niej odprężyć.
Scena z I aktu Napoju miłosnego - Anna Netrebko i Mariusz Kwiecień
A tu przepyszny duet Mariusza Kwietnia z Johnem Del Carlo wDon Pasquale, również z realizacji w MET. Duet bisowany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz