wtorek, 14 maja 2013 18:17
Balint Bakfark, znany jako Valentin Bakfark (Bacfarc, Bakfarkh, Bakffark, Backuart, Backvart, Bekwark, Bekfark) urodził się w 1507 r. w Braszowie (Brasso), w Siedmiogrodzie dzisiaj należącym do Rumunii. Pochodzenie miał po ojcu w zasadzie saksońskie, ale został pierwszym powszechnie w Europie znanym kompozytorem węgierskim. Jako sierota wychowany przez rodzinę Greff muzyki uczył się w Budzie na dworze Jana Zapolyi (Szapolyai Janos) , późniejszego króla węgierskiego Jana I. Przebywał tam do końca jego rządów w 1540 r., a potem wyjechał do Włoch i Francji. W latach 1549 - 1566 znalazł zatrudnienie jako lutnista na królewskim dworze Zygmunta II Augusta, zyskując sławę niezrównanego wirtuoza tego instrumentu. Był także znakomitym kompozytorem, pozostawiwszy po sobie dziesięć fantazji, siedem madrygałów, osiem chansons i czternaście motetów.
Obdarzony przez króla tytułem szlacheckim kupił dom w Wilnie, w krakowskiej drukarni Łazarza Andrysowicza wydał w 1565 r. dedykowane Zygmuntowi Augustowi dzieło Harmoniarum musicarum in usum testudinis factarum, tomus primus, będącepierwszą w Polsce drukowaną tabulaturą lutniową. Nie wiadomo, co się tak naprawdę stało w roku 1566, że nagle stracił zaufanie króla. Po latach wiernej służby, a podobno wielu możnowładców bezskutecznie próbowało zatrudnić Bakfarka, odkryto jednak, że był on szpiegiem pruskiego księcia Albrechta Hohenzollerna na polskim dworze. Zmuszony do ucieczki, zatrzymuje się najpierw w Poznaniu, następnie w Wiedniu. W 1568 roku wraca do miejsca pochodzenia, do Transylwanii, skąd wraca do Włoch w 1571 r. Osiedla się w Padwie, być może przez pewien czas mieszka w Wenecji. Ostatecznie jednak podczas epidemii dżumy w Padwie (1576) umiera kompozytor i cała jego rodzina: żona i czworo dzieci.
Nazwisko Bakfarka stało się symbolem muzycznej sztuki polskiego renesansu, weszło do języka potocznego i poetyckiego za sprawą fraszki Jana Kochanowskiego O Bekwarku a później zbioru wierszy Jana Lechonia Lutnia po Bekwarku.
By lutnia mówić umiała,
Tak by nam w głos powiedziała:
„Wszyscy inszy w dudy grajcie,
Mnie Bekwarkowi niechajcie!”
(Jan Kochanowski, O Bekwarku)
Jakże mocno w południe pachną lipy w parku
I jaki chłód od rzeki, jak jej rzeźwość wabi!
Teraz siano skoszone na łące się grabi.
Na starej ławce leży lutnia po Bekwarku.
(…………)
Ktoś bzu gałąź pod oknem poruszył liliową.
To powiał wiatr wiosenny i okno odmyka.
Stoję w oknie i słucham, jak płynie muzyka.
Myślałem, że zapomnę. Pamiętam na nowo.
(Jan Lechoń, Lutnia po Bekwarku)
Tom wierszy Lechonia wydany w 1942 r, zaczyna się wierszem tytułowym z sielankowym obrazem wspomnień, którym patronujeJan [Kochanowski] trącający struny porzuconej lutni. W kolejnych utworach przywołani zostają pisarze (Conrad, Sofokles)), poeci (Norwid, Słowacki, Byron, Mickiewicz), postacie literackie (Don Juan, Konrad) i historyczne (Starzyński, Cezar), mity i symbole (Syzyf, Marsylianka). Sielankowy początek prowadzi do mrocznego obrzędu dziadów, kontynuowanego w czasach wojennych: Naród ginie, a poeta śpiewa./ Trzebaż więc znowu włóczyć się na cmentarz…
Przygniatające i mroczne są to wiersze, naznaczone atmosferą wojny, przeczuciem końca, poczuciem winy. Czy skuteczne jest szukanie pocieszenia w odwiecznych wyrokach Losu?
Cóż z tego, że, coś kochał – przemija jak dymy,
Że po tych, co odchodzą, żal serce ci tłoczy.
My z starym Sofoklesem spokojnie patrzymy
Na ten widok, na który chciałbyś zamknąć oczy.
(Od żalu nie uciekniesz, nie ujdziesz goryczy…)
Z dymem poszły zapewne inne kompozycje Bakwarka. Po śmierci spalono cały jego dobytek wraz z domem, niszcząc w ten sposób zarazę, ale też rękopisy. Tworzył na pewno znacznie więcej niż to, co przetrwało do naszych czasów. Lutnia renesansowa to delikatny i cichy instrument. Bardzo daleki od dynamicznej węgierskiej muzyki ludowej, grywanej w knajpach, na czele z czardaszem, którego pewna para z ludowego zespołu tanecznego próbowała nas nauczyć podczas biesiady. W Egerze przygrywał do kolacji autentyczny zespół z centralną postacią cymbalisty, wzbudzającym niekłamany podziw. Nie przypominał z wyglądu Jankiela, ale biegłość rąk miał wielką. Niestety, lutnisty nie było nigdzie. Ale był wieczorny plusk rzeki „pod burz chmurami”, oświetlony nocą Most Łańcuchowy i pod Turulem na Moście Wolności cień samobójcy.
Odkrycie i popularyzację twórczości Bakfarka w XX wieku zawdzięczać należy węgierskiemu muzykowi i znawcy renesansowej muzyki lutniowej Dánielowi Benkő. Dokonał on nagrań kompozycji Bakfarka w wytwórni Hungaroton: The complete Lute Music. Już po zakończeniu nagrań odnaleziono inny jeszcze rękopis z dziełami renesansowego lutnisty, a w dodatku okazało się, że znajduje się onw Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. Wśród odnalezionych utworów znajdują się między innymi dwie polskie pieśni: Czarna krowa i Albo juss dalei trawacz nye mogę.
Lutni nie było. Dlatego kupiłam płytę i to z tej samej wytwórni, Hungaroton, z tym gościem, a właściwie z tymi dwoma: Vilmos Szabadi gra Koncert skrzypcowy Nr 2 Beli Bartóka. Nagranie kilka lat późniejsze, z Andrasem Ligetim dyrygujacym Węgierską Orkiestrą Narodową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz