sobota, 02 marca 2013 15:20
Inteligentna zabawa dla każdego, wysmakowany obraz zachwycający nawet niewyrobionego widza - napisano w komentarzu do wystawy prac Elliotta Erwitta Personal best for Leica. W odniesieniu do fotografii jestem właśnie takim niewyrobionym widzem. Dlatego na przykład coroczne emocje wokół Word Press Photo mało mnie wzruszają. Nie podoba mi się stronniczość tych prac, nastawienie na skrajnie negatywne emocje, ludzkie dramaty, tragedie, jakby nic więcej na świecie się nie działo, jakby nic innego nie było ważne. Obraz rzeczywistości na nich pokazywany jest skrzywiony. Nie o tym jednak ma być ten wpis. Dość powiedzieć, że pasjonatką fotografii to ja nie jestem, może z wyjątkiem fotografii przyrodniczej, którą podziwiać zaczęłam swego czasu od czarno-białego albumu nieodżałowanego Włodzimierza Puchalskiego.
Skąd więc pomysł, aby pójść na wystawę fotografii właśnie? Chyba chodziło mi o tę "niedzisiejszość", programową kontestację współczesnego zachwytu kolorystyką dowolnie przerabianą, podkręcaną, intensyfikowaną we wszelakich programach obróbki zdjęć. A tu nic z tych rzeczy, proste, czarno-białe fotografie wykonane legendarnym już chyba dzisiaj aparatem marki Leica. Proste? Nic bardziej mylnego. Te fotografie są genialne. Nie epatują widza kolorem, niebem lazaurowym, że aż oczy bolą, świeżą czerwienią sączącej się krwi, impresjonistycznym migotaniem palety. A mimo to przyciągają wzrok, mało tego, poruszają nieoczekiwanymi skojarzeniami, wzruszają dziecięcą naiwnością, wywołują uśmiech pogodnym humorem, zachwycają inteligencją i dowcipem.
Elliot Erwitt, ur w 1928 r., jest fotografem życia, codziennych sytuacji, na które patrzy uważnie, ale niezwykle życzliwie i dowcipnie. W krótkiej chwili potrafi uchwycić podobieństwo świata natury do świata cywilizacji (albo odwrotnie), jak np. na fotografii czapli kroczącej z wyciągniętą szyją obok hydrantu o bardzo podobnym kształcie. Czyżby ptak zauważył powinowactwo istnienia? To raczej fotograf je zauważa.
A ile dziecięcej powagi i uroku w fotografii ze szkoły tańca, gdzie dziecięce pary z namaszczeniem ćwiczą taneczny krok tańca towarzyskiego.
Niezwykły jest dowcip Elliotta Erwitta, który pokazuje scenę portretowania modelki podczas zajęć zapewne w jakiejś akademii sztuk pięknych. Banalne? Nic podobnego, ponieważ modelka jest kompletnie ubrana, a malarze stoją przed sztalugami nadzy. Skoro już biedna ma tam tkwić nieruchomo przez kilka godzin, to przynajmniej niech ma jakieś zajęcie wizualne :-))) I podobny żart: scena uchwycona w muzeum. Dwa obrazy obok siebie, Przed jednym tłumek mężczyzn, przed drugim tylko jedna zwiedzająca osoba - kobieta. Dlaczego? Zobaczcie sami ;-))))
Duży zbiór zdjęć w dorobku Erwitta to fotografie psów. Poświęcił im trzy osobne albumy. Psy w różnych sytuacjach, psy w towrzystwie ludzi, w domach, na ulicy... Słowem, wielostronny psi portret. Tak samo zabawne, wzruszające, urocze. A obok tego portrety słynnych ludzi, osób znanych z pierwszych stron gazet i ważnych historycznych wydarzeń: Marilyn Monroe w plisowanej sukience, Nikita Chruszczow podczas oficjalnej wizyty, Jackie Kennedy na pogrzebie męża... Nie takich jednak zdjęć szukałam, nie one mnie najbardziej zachwyciły. Było jedno, przed którym stanęłam dłużej. Genialne proste a zarazem przejmujące. Nie jestem pasjonatką fotografii, nie, ale gdy ktoś robi takie zdjęcia jak Elliot Erwitt, mogę nią zostać. Po raz pierwszy stanąwszy przed fotografią doświadczyłam wzruszenia.
Najpierw nic szczególnego: ot, dwoje starszych ludzi na leżakach w Cannes. Ona i on. Wypoczywają.
A obok zdjęcie drugie, ciąg dalszy historii: te same leżaki, ale puste. Wiatr wydyma ich płócienne oparcia.
Ktoś napisał, że oto leżaki mogą wreszcie oddychać pełną piersią. A ja odebrałam ten fotograficzny miniesej zupełnie inaczej: oto było sobie dwoje ludzi. Przeżyli swoj czas i odeszli porwani przez wiatr, oderwani od swoich ziemskich przywiązań. Zostały puste lekkie leżaki... Wzruszyłam się.
Elliott Erwitt, Personal best for Leica, wystawa Mysia 3, Warszawa, 15 lutego - 10 marca 2013. Album prac Erwitta z serii Snaps, a więc tych robionych, jak on sam ujawnia, z czystej przyjemności fotografowania, kosztuje prawie 200 zł. Drogo jak na kieszeń amatora i przypadkowego oglądacza ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz