Muszę czegoś posłuchać, bo mnie zaraz rozniesie, albo ja prędzej coś rozniosę... Na taki pokręcony dzień, jak dzisiejszy, co znaleźć? Mam: Rameau. Właściwie nieważne co, byle on. Ale mam. I to rozpoznawalne brzmienie Les Musiciens du Louvre Grenoble. Całe szczęście, że mam też odtwarzacz, bo głośniki komputerowe ucinają mi połowę dźwięków. No to leci... aż się uspokoję...
Premiera - Paryż 1748
Uwertura obrazuje Chaos i rozdzielające się z niego żywioły. W sam raz na mój aktualny stan ducha, kłębiący się dziś chaotycznie: strumienie, góry, morza, ptaki, słońce świeci pełnym blaskiem, ale... coś się czai. Tylko co? W pasterskiej historyjce napisanej przez Louisa de Cahusaka z muzyką Jeana-Philippe Rameau (1683-1764) czaił się podstęp - próba uwiedzenia Zelidii, której wierność chciał sprawdzić tytułowy Zais. Eh, ci mężczyźni, nawet jeśli są powietrznymi duchami, wciąż potrzebują potwierdzeń swojej niezwykłości i wyjątkowości. Biedna Zelidia, powinna się obrazić, że jej nie wierzył, a jednak była ponad tę przyziemną męską podejrzliwość. Żywioły tańczą na dobre zakończenie.
Już mi lepiej, to jeszcze jeden kawałek.
Ciż sami: Rameau i Les Musiciens du Louvre Grenoble pod Markiem Minkowskim. Tym razem z tragedii Les Boreades (Z rodu Boreasza), (tak, tak, tego Boreasza - boga Wiatru Północnego) nigdy niewystawionej za życia autora. Libretto podobno także Louis de Cahusac.
No, dobrze, idziemy na całość. To jeszcze Platee (Platea) - proszę się nie śmiać! Albo i śmiejcie się do woli, ostatecznie jak zachować powagę, gdy Zeus zjeżdża na chmurze prosto w bagno, a Platea - co prawda nimfa, choć żaba - oczekuje w nim adoratora, na co Zeus w pierwszym porywie przerażenia po prostu bierze nogi za pas! I stosownie szalona do tematu muzyka Jeana-Philippe Rameau.
Toteż proszę się nie śmiać, że im trochę nie wychodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz