wtorek, 23 stycznia 2018

Książka?... Nie, dziękuję!.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012 20:35

      Na wszelkie Dni Czegośtam, mnożące się od jakiegoś czasu, reaguję alergicznie. W całym rocznym kalendarzu nie zostało już chyba żadnego zwykłego, normalnego dnia; wszystkie zostały zajęte i to nieraz kilkakrotnie przez  różne ważne tematy, akcje, sprawy, rocznice, które należy upowszechnić, upamiętnić, nagłośnić. W gruncie rzeczy to bardzo źle o nas świadczy, skoro trzeba aż specjalnej akcji, żeby pamiętać o szanowaniu ptaków (1 kwietnia - Światwy Dzień Ptaków), o niebezpieczeństwie minowym i konsekwencjach ich stosowania (4 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Wiedzy o Minach i Działań Zapobiegających Minom oraz Święto Wojskowej Służby Zdrowia), o poszanowaniu zdrowia i Holokauście (7 kwietnia - Światowy Dzień Zdrowia  i Dzień Pamięci o Holocauście), o mniejszościach (8 kwietnia – Międzynarodowy Dzień Romów), o chorobach, radiu i bezrobociu (11 kwietnia - Światowy Dzień Osób z Chorobą ParkinsonaDzień Radia i Ogólnopolski Dzień Walki z Bezrobociem), o kosmosie i czekoladzie (12 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Lotnictwa i Kosmonautyki oraz Dzień Czekolady), o bezdomnych i kombatantach ( 14 kwietnia - Dzień Ludzi Bezdomnych; 15 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Kombatanta), o zabytkach, prasie, młodzieży, hałasie (18 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków; 20 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Wolnej Prasy; 24 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Solidarności Młodzieży; 25 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Świadomości Zagrożenia Hałasem) itp. itd...
      Wszystko to piękne, tylko kiedy normalnie zwyczajnie pracować, skoro cdziennie jest jakies święto? Jednak dzisiaj jest dzień szczególny i to akurat warto świętować, bo już niedługo niektórzy, zwłaszcza przedstawiciele młodego i coraz młodszego pokolenia nie będą wiedzieli, co się świetuje – 23 kwietnia  Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Przynajmniej wiem, jak mogę dzisiejsze święto ochodzić, oczywiście z książką w ręce.
      Lubię czytać Umberto Eco, bo czy zaczyna, czy kończy esej, zawsze sięga do źródeł, czyli literatury starożytnej i średniowiecznej. Wielcy minionych epok napisali już wiele z tego, co my dzisiejsi skłonni jesteśmy uważać za własne odkrycia. Pozanjąc zaś dzieje stosunku do książek, a właściwie do tej jednej, jedynej Księgi, jaką jest świat, można się nieźle zadumać nad kondycją czytelniczą człowieka współczesnego.  W eseju Czytanie świata Eco zanim dojdzie do właściwego meritum swoich rozważań, czyli głębokiego wniknięcia w istotę semiotyki, rozumienia znaków, desygnatów i falsyfikatów, teorii fałszerstwa, symbolizmu, zwierciadła, wpierw – jak zawsze – sięga do źródeł, np. legendy o kalifie który nakazuje zniszczenie Biblioteki Aleksandryjskiej, argumentując: albo księgi te zawieraja tę samą treść, co Koran, a zatem są bezużyteczne, albo mówią o innych rzeczach i wobec tego są fałszywe i niebezpieczne. Kalif znał swoją Prawdę, według której oceniał książki. Natomiast hermetyzm II stulecia poszukuje prawdy, której nie zna, i posiada jedynie księgi. Dlatego też wyobraża sobie i ma nadzieję, że każda książka zawiera szczyptę prawdy i że wszystkie one potwierdzają się nawzajem. W tym synkretycznym wymiarze następuje kryzys jednej z przesłanek racjonalnego modelu greckiego, zasady tertium non datur. Wiele rzeczy może być prawdziwych jednocześnie, nawet jeśli wzajemnie sobie przeczą.
      Lecz skoro księgi mówią prawdę nawet wtedy, kiedy sobie przeczą, znaczy to, że każde ich słowo to pewna aluzja, alegoria. Mówią co innego niż to, co zdają się mówić.
       Przesłanie bibliofilów II stulecia naszej ery, którym patronuje Hermes – symbol stałej przemiany, spirali współzależności i przekraczania granic przestrzennych i czasowych – przemówiło do mnie szczególnie w odniesieniu do książek, które proponują jednoznaczne, bez cienia alegorii, bez finezji aluzyjności, bez tajemnicy symbolu, gotowe do powielania przepisy… 
      Wiem, narażę się tutaj całej masie ich wielbicieli, ale książki kucharskie to najnudniejsze książki, jakie wymyślił człowiek. Tego nie da się czytać! A są tak nachalnie wszechobecne, że nawet ja mam kilka, a to dlatego, że paru znajomym się ubzdurało, że bez nich po prostu nie przeżyję. Więc stoją, owszem, zamknięte w którejś z kuchennych szafek. Każde do nich zajrzenie kończy się frustracją, bo nigdy nie mam potrzebnych składników do czegoś, co wymyślił ktoś w jakimś przepisie. Koszmarne niewolnictwo powielanych receptur! Na takie rzeczy to ja nie mam czasu!

      Coś na ząb – wymyślone ad hoc, bez  zaglądania do książki kucharskiej
Składniki:
resztki ryżu
pół szklanki mąki kukurydzianej
trzy jajka
kawałek białego sera
odrobina zsiadłego mleka, może być naturalny jogurt lub maślanka
świeży szczypiorek
sól, pieprz do smaku

      Ryż gotować 15 minut, odstawić do przestudzenia. Twaróg, jajka, mąkę kukurydzianą, posiekany szczypiorek wymieszać dodając mleko lub jogurt. Dodać ciepły ryż i wymieszać, doprawiając do smaku solą i pieprzem, kto lubi, można dodać wszelakie zioła. Wszystko ładnie wymieszać, ulepić kuleczki, ułożyć na blachę wyłożoną papierem, piec w 180 stopniach 25 minut. Po wyjęciu jeść – nawet na ciepło.
      Nie wiem, czy w jakiejkolwiek książce kucharskiej to jest. Takie składniki po prostu znalazłam u siebie po powrocie z pracy, więc postanowiłam z nich coś wykombinować, ot, co.
       Książka kucharska? Nie, dziękuję. Nie skorzystam.
 :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...