niedziela, 02 października 2011 18:50
Dlaczego nie lubię pożyczać swoich książek? Bo są moją osobistą własnością. Czytając, rozmawiam z nimi, a raczej z ich autorami. Zaginam rogi - o zgrozo! – ulubionych stron, do których później po wielokroć wracam. Robię notatki – toż to kryminał! – na marginesach, przy zdaniach, które mnie zatrzymują do dłuższej refleksji lub bawią celnym dowcipem. Podkreślam (sic!) wybrane zdania, zwroty, fragmenty… Słowem, robię wszystko, czego ponoć zakazują sz(p)anujący się bibliofile. Tam, wśród tych zagiętych rogów, na zapisanych marginesach, między podkreśleniami ukrywa się moja dusza, moje łamańce myślowe, moje skojarzenia, polemiki, zachwyty. Cała intymność. Dać komuś taką książkę do przeczytania to tak jakby zrobić striptiz.
Ale kiedy sama po jakimś czasie wracam do dawno przeczytanej książki, czasem po latach, sama mam niezłą rozrywkę, gdy spoglądam na swoje marginesowe zapiski. Albo zdumiewa mnie ich aktualność. Niczego nie poprawiam, nie zmieniam, choć bywa, że się zastanawiam, o co mi wówczas chodziło. Pierre de Fermat umieścił swoje słynne wielkie twierdzenie na marginesie czytanej książki i dodał tylko adnotację, że margines jest zbyt mały, aby zmieścić na nim dowód, dlatego później przez ponad trzysta lat matematycy mieli wielkie pole do popisu, szukając owego dowodu (walcząc przy tym o nagrodę, jaką można było za niego zdobyć). Tak czy inaczej, marginesy mogą być wielce zagadkowe. I pouczające.
Człowiekowi, szczególnie współczesnemu, marzy się całkowita niezależność i wolność myślenia. Ba, niektórzy nawet z całą stanowczością twierdzą, że są w swoim myśleniu wolni, niezależni i nic ich nie ogranicza. Stanisław Lem, któremu niezależności myślenia chyba nikt nie odmówi, pisał: Na myśl przychodzi porównanie do kołowrotu, którego nie możemy nigdy raczej opuścić. Jest to, może nie wyrok, lecz domniemanie, kładące kres nadziei wyjścia z obrębu człowieczej mentalności, ażeby w ten sposób naprawdę rozpoznać istotę wszechrzeczy. (S. Lem, Bomba megabitowa) Innymi słowy, jak zanotowałam na marginesie, nie da się myśleć inaczej niż na sposób człowieczy. Tak zwana wolność i niezależność myślenia jest tylko złudzeniem lub co najwyżej odwagą myślenia inaczej niż nasza sąsiadka. Ot, wolność absolutna, hi, hi, hi! I dalej Lem jeszcze mocniej: Jednak podobnie jak ślepiec, postukując o kamienną posadzkę swoją białą laską, słuchem stara się rozpoznać, czy znajduje się w pokoju, czy na ulicy, czy w nawie świątyni, tak i my owymi (matematycznymi) protezami „wystukujemy” sobie to, co znajduje się poza obszarem naszego sensorium. (Lem, tamże). Czyli inwalidztwo poznawcze jest naturalnym aspektem naszej megalomańskiej egzystencji.
Uwielbiam Lemowskie kwiatki w postaci syntetyzujących sentencji, owszem, upraszczających rzeczywistość, ale czy przez to tracących na trafności? Może ta nasza rzeczywistość wcale nie jest niesamowicie skomplikowana, tylko my sami staramy się ją przedstawiać w taki bardzo skomplikowany sposób, bo to nas rozgrzesza z codziennej głupoty: Przesada jest matką głupstw (Lem, tamże). A jeśli jeszcze tę głupotę ktoś puści w obieg, najlepiej do internetowej sieci, wkrótce nabierze rozmiaru niemal prawdy objawionej: Albowiem jeśli nie wystarczy nam bzdura z sąsiedztwa, powinna to nadrobić brednia z maksymalnej oddali (Lem, tamże).
W epoce poszerzającej się Unii Europejskiej, mimo kryzysu i bankructwa niektórych państw członkowskich, równie obrazoburcze mogą być rozważania Gerarda Delanty`ego, który - polemizując z definicją Kundery, „iż kulturowe fundamenty Europy są głęboko osadzone w chrześcijaństwie łacińskim, wartościach humanistycznych i liberalnej demokracji” – twierdzi: Idea europejska jest po prostu futbolem politycznym. (Delanty, Zmieniająca się Europa). Krótko, dosadnie i… mało optymistycznie. Im dalej, tym gorzej: Wyniesiona do poziomu aktu porozumienia idea europejska, dzięki sile swego oddziaływania, funkcjonuje jako hegemon, który tworzy porozumienia i nakłania do ich przestrzegania - co jest nie tyle uleganiem władzy, ile ugodą bądź bezsilnością – dzięki czemu system władzy umacnia się (Delanty, tamże). Nie będę się tu znęcać nad absurdami europejskiego prawa typu: kura w klatce ma stać pazurami do przodu, ślimak to ryba słodkowodna , a marchewka należy do owoców. Niemniej czy produkowanie i akceptacja (!) prawna takich paragrafów nie jest właśnie przejawem bezsilności zdrowego rozsądku?
Biurokracja jest wyczerpana i zmęczona (Benedykt XVI, Światłość świata) - żeby tak naszym politykom taka myśl przyszła do głowy, ale myślę, że to optymizm na wyrost. Jednak dziś jest święto Aniołów Stróżów i może warto słowami irlandzkiej modlitwy zwrócić się do nich:
Wstaję dziś
Za sprawą miłującej mocy cherubinów,
W posłuszeństwie aniołów,
W posłudze archaniołów,
W nadziei nagrody zmartwychwstania,
W modlitwach patriarchów,
W przepowiedniach proroków,
W kazaniach apostołów,
W wierze spowiedników,
W niewinności dziewic,
W czynach ludzi prawych.
Wstaję dziś
Za sprawą mocy niebios
Blasku słońca,
Poświaty księżyca,
Przepychu ognia,
Szybkości błyskawicy,
Chyżości wiatru,
Głębokości morza,
Stałości lądu,
Niewzruszoności skały.
(…)
Wzywam dziś wszystkie potęgi: niech staną pomiędzy mną a złem we wszelkiej postaci…
(Słowa modlitwy zaczerpnięte z książek: Thomas Cahill, Jak Irlandczycy ocalili cywilizację oraz Modlitwa Celtów, tłum. Alina Krajewska)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz