Ta jedna jedyna cząstka boskości, której moglibyśmy się doszukiwać we własnym istnieniu, ukrywa się i zarazem odsłania swą obecność w naszej psychice, ponieważ czymkolwiek bogowie są, ujawniają się przede wszystkim jako zjawiska mentalne. Jednak, wbrew współczesnym trendom psychologicznej poprawności, rzekomo dążącej do obiektywizmu, które umieszczają istnienie bogów co najwyżej w klinice psychiatrycznej, są oni zaledwie cząstką sił psychicznych. To znaczy, że ich istnienie jest znaczne głębsze, szersze i powszechniejsze niż się wydaje, choć coraz mniej jest obszarów, które mogłyby być w dalszym ciągu miejscem ich epifanii.
Dawną przestrzeń liturgiczną umożliwiającą wkroczenie sacrum w profanum dzisiaj zastąpiła społeczność i to, co za społeczne się uznaje. Siły społeczne spełniają funkcję niegdyś zarezerwowaną dla religijności: obrzędy masowych widowisk sportowych, kult sportowców, piosenkarzy, aktorów, pielgrzymki na koncerty ulubionych wykonawców, celebrowanie telewizyjnych programów rozrywkowych według powielanych schematów, rytualne oglądanie tasiemcowych seriali, wieloodcinkowych programów z udziałem tzw. celebrytów, to nabożne skupienie przed telewizorami, wreszcie publiczna spowiedź z najbardziej intymnych spraw w takich czy innych „rozmowach w toku”… Czy w szczelnie zapełnionej przez społeczeństwo rzeczywistości jest jeszcze miejsce na odrobinę metafizyki?
Może właśnie literatura? Może poezja? Oczywiście nie ta krzycząca jaskrawymi okładkami bezguścia, nie ta nastawiona na komercyjny sukces, lecz taka, która pozwala widzieć coś, czego inaczej by się nie zobaczyło, za pośrednictwem tego, czego nigdy wcześniej się nie słyszało. Rozpoznać ją można po wywoływanym wstrząsie, kiedy jeżą się włosy a wzdłuż kręgosłupa przebiega dreszcz. Jak łatwo zauważyć, nie jest to literatura, której zaletą miałaby być uspokajająca przyjemność służąca jako środek nasenny. Podążając za słowem, wkraczamy w inną rzeczywistość, w królestwo znajdujące się poza klatką kategorii wywodzących się od Platona i Arystotelesa, do tej nieznanej ziemi, gdzie nadal trwa mit, zamieszkiwany przez bogów i błąkające się zjawy, przez widma i wozy cygańskie znajdujące się w ciągłym ruchu. (…) Kultura, zgodnie z późniejszym znaczeniem tego słowa, powinna być zdolnością odprawiania niewidzialnych obrządków, otwierających dostęp do tego królestwa, które jest również królestwem umarłych.
Tak więc literatura absolutna jest innym sposobem poznania, jest formą docierania do prawdy często ukrytej nawet przed najsilniejszym teleskopem i elektronowym mikroskopem. Dlatego uprawnione jest pytanie: kiedy poeta patrzy na drzewo, co właściwie widzi? Stoi pod tym drzewem, ale to, czego szuka, na pewno znajduje się gdzieś poza drzewem. Jak Proust wyjaśnia, specyficzne spojrzenie poety polega na tym, że patrzy na diamenty jak na szklankę wody i na szklankę wody jak na diamenty. Nie wrażenia, ale prawa znajdujemy w centrum tego odbioru świata, który odróżnia pisarza od innych ludzi - i który go skłania do obserwowania rzeczy na świecie z tak uporczywą uwagą, że sprawia wrażenie detektywa lub zakochanego.
Rzeczywistość literatury rozgrywa się zawsze Gdzie Indziej. Przez wąską szczelinę pozwala zajrzeć w rzeczywistość metafizyczną tak bezlitośnie dzisiaj deprecjonowaną, ponieważ bywa zbyt wymagająca dla współczesnych przyzwyczajonych do wygody i dobrobytu, za ciemna dla mieszkańców nigdy niezasypiających rozświetlonych miast, nad którymi nie widać gwiazd. A to właśnie stamtąd przez niewidzialną szczelinę wyłania się władcze ramię boga, wskazujące na nie zawsze świadomego swej roli pisarza, posłusznie chwytającego rylec i tabliczkę do pisana. Pomiędzy nimi odcięta głowa Orfeusza bezustannie śpiewa pieśń przeciw śmierci.
Cytaty i zdjęcie greckiego malowidła z książki:
Roberto Calasso, Literatura i bogowie, przeł. Stanisław Kasprzysiak, Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz