....poprzez bezprzestrzenność beznamiętnego pozoru życia, kiedy całe lata jak jedna przepływająca noc. Och, dławiący lęku wszechświata! O, któż może spać, gdy pali się Troja!
Ponieważ nawet kamień przekształcił się w przezroczystość, a płyty grobowe stały się tak przejrzyste, jakby były zarazem kryształem i powietrzem. I jako płatek kryształowy, promieniście rozsnuty, opada bóg w puste sklepienie snu. Miasta zaś, mroczniejące w jasnej oddali, starły z siebie imiona, tak że stały się jakby czule drgającym powietrzem. I nawet gdybyśmy urośli tak bardzo, że ramiona nasze rozpościerałyby się poprzez ziemie i oceany aż po granice świata, że sami, z księżycem we włosach stalibyśmy się przestrzenią, sami gwiezdną kopułą nocy, pozostaniemy wygnańcami, żadna noc nas nie ogarnie i nie obejmie żaden poranek. Miłość jest bowiem wyczekującą gotowością, wszystko w niej jest cierpliwym wyczekiwaniem.
Cisza nocnego dziania się jest jedynie zapowiedzią czegoś innego i dlatego zmierzać musi do swego kresu. Och, kiedyż był koniec? Kiedyż wyczerpało się nieszczęście aż do dna? Czy istniał najniższy stopień narastającego milczenia? Nic jeszcze się nie działo, ciemność nocy trwała niezłomnie, jedynie cisza bladła, utraciła swe nasycenie. Na ciche wezwanie nocne powstawała nazwa po nazwie, łącząc się w jedno z pamięcią, utwierdzając się we wspomnieniu, uczestnicząc w stworzoności pośród wspomnień.
Oddechem przebudzona cisza, oddechem wypełniona noc, z nocy zaś i ciszy wyrastał trwający wciąż oddech snu świata. Oddychała ciemność, stając się coraz bardziej kształtem... O, piękna powierzchnio ziemi! Tam wokół był poranek i wieczór zarazem, stada wędrowały tam powolnym, chybotliwym krokiem, bydło stało tam z nisko zwieszonymi łbami, z pyskami i językami ociekającymi wodą przy szemrzącym wodopoju, tam, wśród obfitych wierzbowych zarośli, tam, wśród wybujałych łąk, tam, wokół chłodzących źródeł...
...nagie jest człowieczeństwo, gdziekolwiek się okazuje, nagim początek i koniec; i w skórę nago zbolałą więzy wcierają powinność, lecz nagim jest nawet i tytan, nagim jest jego heroizm, a gdy przystępuje do ojca, bez tarczy i broni tak czyni, nagie są rąk oparzenia, w których zanosi na ziemię bogom wydarty płomień. I ten ci jest bohaterem, kto może znieść brak oręża.
Nie jeszcze, a już przecie, twój los na zakrętach czasu. Jedyną naszą wspólnotą jest krótkowieczność... Jedno życie ludzkie nie wystraczy. Nie wystraczy na nic. Każde życie ludzkie i każde ludzkie dzieło zawiera ukrytą w sobie niedokonaną resztę; taki los nałożono na nas wszystkich.
O, wspomnienia, o, chwilo powrotu! Tam rządzi ten, którego cieniem jest światło, zawsze przeczuwany, nigdy nie znany, nienazwalnie ukryty. Lekarzu, któryś tu jest, ulecz mnie, abym mógł umrzeć.
Eksperyment: otwierać strony powieści co kilka, kilkanaście kartek i zapisywać pierwsze zdanie, na które padnie wzrok, może kawałek zdania...z początku, z końca, ze środka... i tak po kolei łącząc je z poprzednim kawałkiem, z następnym...Można też wracać do stron, kartek wcześniejszych, łączyć fragmenty wcale nie w kolejności ich występowania w utworze. Wychodzi tekst taki, jak powyżej. Nie ma w nim ani jednego mojego słowa, nawet tytuł wpisu jest cytatem. Czy przypadkiem ktoś już tego nie nazwał? Defragmentaryzacja???...Defragmentacja?... Dezintegracja?... Czy z każdą powieścią da się coś takiego zrobić? Bynajmniej! Tylko arcydziełom taki eksperyment nie zaszkodzi. Ach, umieć tak pisać!
Hermann Broch, Śmierć Wergilego, przeł. M. Kurecka i W. Wirpsza, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz