sobota, 20 stycznia 2018

Bez słów

 piątek, 16 grudnia 2011 19:29

     Jest taka  kołysanka Seweryna Krajewskiego w wykonaniu Ewy Małas-Godlewskiej z płyty Era of love,  której nigdzie nie mogę znaleźć. W sieci nie mogę znaleźć, bo na płycie mam. I chodzi o to, że nie mogę jej tu zamieścić. Bo tak naprawdę chodzi o to, żeby się zastanowić, co tak naprawdę na słuchacza, na mnie, działa bardziej: muzyka czy słowa. Lullaby Ewy Małas-Godlewskiej jest dla mnie dowodem, że muzyka. Jeśli ktoś ma piękny głos, może śpiewać cokolwiek, a nawet nic, a i tak będzie zachwycające. Liczy się głos, jego barwa, oczywiście warunkiem jest mistrzowskie opanowanie techniki śpiewania. 
      Dlatego dzisiaj jest bez słów, tylko czysty dźwięk ludzkiego głosu w muzycznej kompozycji.

      Ewa Małas-Godlewska i Wojciech Kilar



      Ewa Małas-Godlewska, polska śpiewaczka operowa zamieszkała we Francji, najbardziej jest kojarzona z filmem Farinelli, ostatni kastrat, w którym jej głos stanowił wraz z głosem Dereka Lee Ragina odpowiednik śpiewu głównego bohatera filmu. 

      I jeszcze może coś dla lubiących muzykę bardziej elektroniczną, chociaż ja osobście wolę kompozycję Kilara.



A jeśli ktoś natrafi na Lullaby w wykonanku Godlewskiej, niech da znać.

2 komentarze:

  1. Na mnie tekst bardziej oddziałuje niż tylko muzyka, dlatego zawsze wolałam operetkę od opery, chociaż mniej dramatyczna w słowie i kompozycji jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lullaby nie pochodzi z opery, a operetki mają proste piosenki, łatwo wpadające w ucho. Arie operowe technicznie są trudniejsze do śpiewania

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...