wtorek, 16 stycznia 2018

Zaskakujące zakończenie

poniedziałek, 11 października 2010 19:35

       Właśnie skończyłam czytać "Oleandra" Marcina Kurka. Ostatnie dwie części - VI i VII pochłonęłam w mgnieniu oka. Niepotrzebny kurs szybkiego czytania, jak cos wciąga! Zaczynając lekturę, wzięłam za dobrą monetę wyznanie narratora: leżę teraz martwy na podłodze.  Nie pierwszy raz spotykam się z zabiegiem użyczenia głosu truposzowi. Jest tak chocby w powieści Pamuka "Nazywam się Czerwień". Przyjęłam, że Kurek posłużył się tym samym chwytem. I to był błąd!
     Część VI konstrukcją i atmosferą narastającego napięcia przypomina najlepszy kryminał. Bohater umiera po wypiciu wody z butelki, w której wcześniej moczyła się gałązka przywiezionego z wycieczki tytułowego krzewu o nazwie oleander. Ten zaś jest rośliną silnie trującą, właciwie śmiertelnie trującą. Kiedy bohater sobie to uświadamia, zaczyna się wyścig ze śmiercią. Dzwonienie po lekarzach, znajomych, botanikach w desperackim poszukiwaniu ratunku. Ostateczną pomocą ma służyć niejaka pani profesor T., toksykolog polskiego pochodzenia, aktualnie przebywająca i pracująca w Kalifornii. Niestety, pani profesor jest na spotkaniu, odbiera jakaś sekretarka, która obiecuje, ze przekaże wiadomość, a pani profesor na pewno oddzwoni. Trwa czekanie, a stan bohatera sie pogarsza, pojawiają się kolejne objawy wyczytane z opisu działania trującej rośliny. Oczywiście było płukanie żołądka i łykanie całej garści leczniczego węgla. Nic więcej nie można zrobić, ponieważ lekarze też nie słyszeli, jak ratować osobę, która wypiła wodę z gałązką oleandra, bo nikt się z takim przypadkiem dotąd nie spotkał. Czas płynie, bohater czuje, że umiera, zaczyna kręcić mu się w głowie, ma omamy. Kłądzie się na dywanie, na którym spotykamy go na początku poematu.
     Staje się jasne, że wcześniejsze części utworu, zawierające wspomnienia, przypomnienia, reminiscencje, refleksje, rozważania to film z całego życia, jaki rzekomo każdy ogląda tuż przed śmiercią. Mamy świadomość, że oto czytamy zapis agonii.  Potwierdza to część VII, odmienna w swojej wersowej konstrukcji, w rozczłonkowaniu linijek, rozkawałkowanych jakby świadomość bohatera rozsypywała się na niezalezne części. Pojawiają się natrętne powtórzenia, cytaty z utworó czytanych przez całę życie przez bohatera: Słowacki, Gombrowicz, Norwid, Mickiewicz, poezja wspłóczesna obok Fredry,  wyimki z książek, cudze dialogi... jakby w tej ostatecznej chwli w cżłowieku nie zostało nic własnego, tylko to, co kiedyś gdzieś przeczytał. Układać zdania, które brzmią jak cytaty: oto istota literatury.  Kiedy bohater za poetą powtarza "dajcie mi tylko jedną ziemi milę!czujemy, że to jego ostatni krzyk rozpaczyI kiedy przedostatnia strona poematu kończy się wyśrodkowanym
                                                           i                                                           i
                                                           i
                                                           i
                                                           i
niemal słyszymy piszczący głos z monitora oznajmujący zatrzymanie akcji serca. Wiemy. To koniec.
      Ale otwieramy następną stronę. Profesor T. z Kalifornii rzeczywiście oddzwoniła. Pyta, ile czasu minęło od wypicia zatrutej wody. Pięć godzin. W takim razie przeżyje. Oleander zabija natychmiast, wywołuje zawał i nie daje objawów jelitowych. A zawroty głowy? Omdlenie? To nerwy. Proszę zrobić badanie serca, śladem trucizny będzie lekka arytmia.
     
Ale mnie nabrał!
     Ostatni fragment utworu ma czas teraźniejszy. Tego dnia autor skończył pisać swój poemat, zastanawiając się: jak to jest, że dajemy się zabić za jej przeszłość, a nie znosimy teraz? Oleander jest metaforą Ojczyzny.

2 komentarze:

  1. Ciekawa jestem ilu Polaków, którzy przeczytali książkę M.Kurka zdobyłoby się na tak obszerną recenzję(powiedziałabym nawet opowieść o książce), na jaką zdobyłaś się Ty. Bez satysfakcji, ale zauważyłam, że i Tobie zdarzają się literówki- w poprzednim poście w słowie piwnica brakuje "i",a w tym nie ma "w" w słowie utworów. Wyraz "kładzie" ma ą zamiast a. W moim laptopie nie wpisują się ogonki i kreseczki przy samogłoskach. Zauważyłam, że u Ciebie także. czasami nawet kilkakrotna korekta nie wychwyci wszelkich błędów. Wiem to z własnego doświadczenia. Czasami można je zauważyć czytając dany tekst po pewnym czasie. Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że nie obrazisz się za te uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  2. O literówkach wiem. Potrafię stworzyć post, gdzie jest ich mnóstwo. Znacznie szybciej mi się myśli niż stuka na klawiaturze. Czytam nawet przed opublikowaniem dwa,trzy razy i nadal nie wszystkie potrafię wyłapać. Czasem je dostrzegam dopiero po długim czasie.

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...