wtorek, 16 stycznia 2018

Przereklamowany brak nastroju

piątek, 03 grudnia 2010 15:38

      Wreszcie ktoś publicznie ma odwagę głosić to, co mówię od dawna, przysparzając sobie wrogów lub co najmniej uważających mnie za nieżyczliwą dziwaczkę. Depresja jesienna jest w przeważającej liczbie przypadków zjawiskiem wymyślonym,  odczuwanym li tylko dla zasady, że tak wypada, bo inni… bo wszyscy… bo skoro wszędzie o niej trąbią, widocznie mnie też dotyczy. Tymczasem nieprawda: nie dotyczy. A przynajmniej nie dotyczy tylu osób, ilu się do niej przyznaje.
     Prof. Janusz Czapiński w 48. numerze „Tygodnika Powszechnego” twierdzi:…meteopatia jest przereklamowana. Nie jest to zjawisko społecznie istotne. Skąd więc niezwykła popularność tematu? Co roku powtarza się ten sam medialny histeryczny alarm: Grozi nam totalne obniżenie samopoczucia; Jak bronić się przed jesienną depresją; Zwalcz jesienne pogorszenie nastroju; Jak radzić sobie z brakiem światła…Itp. Itd. Tabloidy wprost prześcigają się w snuciu czarnych scenariuszy, jacy to nieszczęśliwi jesteśmy z tego powodu, że dni stają się coraz krótsze, a do największego życiowego problemu urasta konieczność zasłaniania wakacyjnej opalenizny złapanej na Teneryfie. Wtórują im portale internetowe, gdzie porady na jesienną chandrę stają się newsami dnia.
     Stwierdzenie Czapińskiego, który zauważa, że przybywa meteopatów. Często w młodym wieku, , którzy przed wyjściem z domu patrzą na barometr i dopiero wtedy określają, jak się będą dziś czuli jest tyleż zabawne, co straszne. Przypomina mi to pewną anegdotę o człowieku prawdziwie punktualnym: otóż z punktualnego można uznać tego, kto nie powie, ze jest głodny, zanim nie spojrzy na zegarek i uzna, że głodny być powinien. Jest jednak zatrważające, że współczesny człowiek tak się uzależnia od cywilizacji, że nie jest on w stanie określić swego samopoczucia na podstawie obserwacji własnego organizmu, tylko są mu do tego potrzebne pomiary otaczającej go sytuacji. Nie wie, czy czuje się dobrze, dopóki nie sprawdzi stopnia zachmurzenia nieba; nie wie, czy jest szczęśliwy, dopóki nie porówna swojego statusu materialnego z obywatelami kraj ów bardziej rozwiniętych; nie wie, czy jest zadowolony z pracy, dopóki nie będzie miał danych statystycznych, jak sprawa się ma w skali całej populacji.
      Z drugiej strony, jesteśmy tak bardzo zajęci sobą i swoim samopoczuciem, że ze sprawy marginalnej, jaką jest sezonowe obniżenie dobrego samopoczucia, robi się – nie bez wydatnego udziału mediów -  wielką aferę i temat numer jeden. Teraz zaś, kiedy jesteśmy trakcie zmagania się z opadami śniegu, niektórzy, a zaryzykowałabym stwierdzenie, że większość zachowuje się tak i pomstuje na pogodę, jakby do tej pory NIE ZAUWAŻYLI, że mieszkają w klimacie umiarkowanym z czterema porami roku. I jak zauważa rozmawiający z Czapińskim Marcin Żyła, powszechne jest automatyczne obarczanie pogody winą za każdy ból głowy.
      Rzecz się ma o wiele, wiele prościej. To nie jest do końca tak, że poważna depresja jest efektem słabej ekspozycji na światło słoneczne. Powiedziałabym, ze jest to raczej efekt całościowego stosunku danego człowieka dożycia. Jak ktoś nie szuka pozytywów i „uwielbia” czuć się nieszczęśliwym, to zawsze znajdzie dobry powód do narzekania.  W tym samym numerze TP Michał Kuźmiński w artykule Zachmurzenie duże powołuje się na opinię dr Magdaleny Kuchcik z Zakładu Geoekologii i Klimatologii Instytutu Geografii i Zagospodarowania Przestrzennego PAN: Według mnie to choroba [meteopatia]  zamożnych ludzi z dużych miast w rozwiniętych krajach. W miejscach, gdzie walczy się o przetrwanie, nie występuje.
     Innymi słowy, trzeba nam więcej uwagi zwrócić na to, co istotne, zamiast bezrefleksyjnie poddawać się presji medialnych wymysłów i nieuzasadnionej modzie na słowa.

2 komentarze:

  1. W jakimś sensie jestem meteopatą, bo jak pada deszcz, to bolą mnie stawy i trudno mi się podnieść z łóżka. Długie w nim leżenie pogarsza mój nastrój, bo zawsze starałam się być w ruchu i zajmować się tym co lubię. Jesieni i zimy nie lubię od bardzo dawna, bo z racji kalectwa zwiększała się liczba upadków, a chyba nikt nie lubi lądowania w kałuży czy zaspie.Raczej staram się mieć pozytywny stosunek do życia, a stany depresyjne mam tylko wtedy, gdy czuję się rozczarowana w stosunku do kogoś lub czegoś, z kim miałam silną więź emocjonalną. Pozdrawiam prawie wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bóle w kościach przy schorzeniach różnego typu to sprawa fizyczna, powiedziałabym nawet fizykalno-fizjologiczna. Mnie natomiast drażni robienie z powodu takiej czy innej pogody zapaści psychicznej na skalę globalnego kryzysu;-)

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...