wtorek, 10 kwietnia 2012 18:27
Absolutnie nie ma sensu słuchanie pojedynczej arii czy chorału z Pasji według św. Mateusza. Musi być wszystko po kolei, jak Bach przykazał. Wstęp, zawiązanie akcji, czyli zapowiedź zdrady, perypetie, osądzenie, śmierć i płacz. A że to długie, trzy i pół godziny (z przerwą), no cóż, żeby napięcie rosło, musi być czas, na skróty się nie da. Tak samo, żeby przeżyć katharsis, trzeba najpierw sponiewierać duszę. Antyczni tragicy dobrze o tym wiedzieli. To nie ściąga, że można przeczytać streszczenie i wiadomo, o co chodzi.
Jeśli Pasję Janową, jako krótszą, uważa się za bardziej dramatyczną, to Marc Minkowski pokazał 6 kwietnia na Misteriach Paschaliach, że Pasja Mateuszowa może być również pełna skrajnych emocji. Z jednej strony podkręcał chóry, przyspieszał, ale z drugiej pozwalał śpiewakom swobodnie się wyśpiewać i to mi się bardzo podobało. I chociaż dzieło to jednak monumentalne, a długość może przerażać, Minkowski dodatkowo wprowadzał przerwy, chwile ciszy, a im bliżej końca, tym było ich więcej. Napięcie rosło. Jedna z takich cisz zapadła, kiedy Nathalie Stutzmann pociągnęła Erbarme dich(z przepięknym towarzyszeniem skrzypiec). A potem były kolejne.
W realizacji Les Musicens du Louvre Grenoble i solistów podzielonych na dwa chóry (Chór I: Marita Sølberg (sopran), Nathalie Stutzmann (alt), Markus Brutscher (tenor, Ewangelista), Christian Immler (bas, Jezus); Chór II: Eugenie Warnier (sopran), Owen Willetts (alt), Magnus Staveland (tenor), Benoît Arnould(bas, Piłat) pod Markiem Minkowskim J.S. Bach poprzez muzykę prowadził dialog z ciszą. Dialog bardzo dramatyczny, momentami gwałtowny, chwilami łagodny i rzewny. I były te chwile zatrzymania. Do namysłu? Zebrania sił? Uspokojenie emocji? Przygotowania na następne?
Był jeszcze trzeci chór ustawiony z tyłu orkiestry, również w czterogłosowej obsadzie, z polskim akcentem: Jolanta Kowalska (sopran), Melodie Ruvio (alt), Svetli Chaumien (tenor), Charles Dekeyser (bas). Solowych arii nie śpiewali, ale polska sopranistka miała dwukrotnie jednozdaniowe wejście. Główni soliści tworzyli dwa chóry wymienione wyżej, ustawione skrzydłowo, po lewej i prawej stronie od dyrygenta, przed orkiestrą. Takie ustawienie chyba również miało podkreślać dialogiczność, pewną teatralną dramaturgię Bachowskiej Pasji.
Minkowski zrobił misterium, w którym to on był kapłanem prowadzącym ceremonię.
Całkiem bez sensu, Erbarme dich wyrwane z kontekstu
(Kogut zapiał, a Piotr gorzko zapłakał:
Erbarme dich, mein Gott...
Zlituj się, mój Boże, przez wzgląd na moje łzy...)
Zakończenie: Siedzieliśmy we łzach...
Ale ta aria podobała mi się bardziej niż inne, a właściwie muzyka, czyli właściwie podoba mi się po prostu Bach. Jest mnóstwo wykonań, ale wybrałam to ze względu na najbardziej (według mojego nienawykłego ucha) zbliżone brzmienie orkiestry i tempa (dużo nagrań jest zdecydowanie wolniejszych i całość się rozwleka). Niezwykłe połączenie solisty z chórem na zasadzie pytań i odpowiedzi, co wzmaga dramaturgię sytuacji.
A dzisiaj o 19:00 Dwójka odtwarza ten koncert. Nie odmówię sobie tej przyjemności, muszę posłuchać jeszcze raz, bo przecież było za długie, za wielkie, za ogromne, żebym mogła ogarnąć całość za jednym razem. I ten gość, który obok mnie siedział w Filharmonii nie będzie wprowadzał mnie w kompleksy tym, że zna całe libretto na pamięć (!) i pod nosem śpiewał sobie wszystkie po kolei chorały i partie solistów!!! To ja mu proponuję, żeby w kościele recytował co niedzielę Ewangelię. A już na pewno mógłby to robić podczas Triduum Paschalnego w Wielki Piątek.
Hi, hi, a tutaj w zamieszczonej galerii zdjęć na jednym mnie widać, tam, gdzie jest cała widownia
Na prawie całej tej części byłam; między innymi Marc Minkowski mówi o graniu Bacha.
Czyli potrafisz uchylić rąbka tajemnicy o sobie.
OdpowiedzUsuńAleż tajemnice zdradziłam! Raczej nie ukrywam, gdzie bywam na koncertach
OdpowiedzUsuń