... z Orlandem. Jutro nieważne. Co tam pobudka o czwartej rano, bo to raz nie przespałam nocy? I żyję!
No i ta najwspanialsza aria Ruggiera :-)
A teraz na spokojnie.
W radiowej Dwójce leci nie Orlando furioso Vivaldiego, tylko OrlandoHändla. A co? Pomarzyć mi nie było wolno? Choć i tak jestem zadowolona bardzo, bo tych Orlandów tylu jest, że mi się mylą, więc chętnie posłucham i osłucham się nieco dokładniej.
A więc wiczór operowy się zaczął:
Georg Friedrich Haendel Orlando (Bruksela, Teatr La Monnaie, 24.04. 2012)
wyk.
Bejun Mehta – alt (kontratenor) - Orlando
Sophie Karthäuser – sopran - Angelica
Kristina Hammarström – kontralt - Medoro
Sunhae Im – sopran - Dorinda
Konstantin Wolff – bas - Zoroastro
B'Rock Baroque Orchestra, dyr. René Jacobs
Orlando będzie szalał z zazdrości niby na jawie, niby we śnie. Skromna obsada osobowa pozwala na pełne wykorzystanie możliwości śpiewaków w cyklu popisowych arii. Wraz z najważniejszą Ah, stige larve - Vaghe pupille - w wieńczącej akt II scenie szaleństwa Orlanda. Ostatnia handlowska partia dla wielkiego Senesina. Biedny Orlando, nie dość, że mu ukochana uciekła w... chmurce, to jeszcze w pomieszaniu zmysłów mylą mu się postacie i bierze Dorindę za potwora, strącając ją w przepaść. Tak oto z rycerza staje się zabójcą. No, prawie... Jak na czarodziejską operę przystało ci, co niby mieli zginąć, zostają w cudowny sposób uratowani za sprawą czarodzieja Zoroastra. Orlanda też ratuje przed jego szaleństwem i przywraca... rycerskiemu rzemiosłu, bo to miłosne wzdychanie, szaleństwo zazdrości było takie niemęskie, nierycerskie zgoła. A muzka, jak to u Händla, ani spokojna, ani nudna, ani normalna. Jest zróżnicowana, zmienna, szalona, nieziemska... Zwariowana? W tym Orlandzie na pewno. Piorun trzasnął, Angelica zniknęła, Orlando szaleje.
Znalazłam! To z tego spektaklu była transmisja! Co ja bym zrobiła bez internetu?!...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz