Akurat otworzyłam numer z marca 1991 roku poświęcony literaturze słowackiej, choć nie tylko. Na samym początku wiersze - sonety! - Hviezdoslava, czyli Pavola Orszagha (1849 - 1921). I przejmujący esej o nim Józefa Waczkówa zatytułowany "Prometeusz z Tatr". Czytam jakby po raz pierwszy, choć sam Hviezdoslav gdzieś się tam o ściany pamięci obijał. Ze względu na rolę w literaturze słowackiej porównywany przez autora z naszym Adamem Mickiewiczem życie miał dramatyczne i przejmująco smutne na tle degradacji słowackiej literatury w ogóle. Gigantyczny dorobek przypominać może dokonania Victora Hugo, lecz nie dane mu było zyskać podobnej sławy i odegrać podobną rolę. W egzaltowanych z punktu widzenia dzisiejszej estetyki wierszach przypomina mi nieco Kasprowicza. Ale też dramat duszy rozgrywający się w ukryciu, niewypowiedziany na głos, wyzwalał równie silne emocje. W wieku trzydziestu lat zaszył się w prowincjonalnym Namestovie prowadząc działalność adwokacką, jednocześnie pisząc i rozprawiając się ze zmorami współczesności. Waczków pięknie pisze, że w epoce, kiedy Słowacy nie mieli w zasadzie duchowej stolicy literatury, on sam stał się dla siebie centrum kultury i narodowego ducha. Jego Namestovo jak Weimar Goethego stał się literackim centrum ze względu na swojego mieszkańca.
W tym samym numerze "Literatury na świecie" znajduję przejmujące świadectwo życia pisarza skazanego przez władze na zapomnienie za życia - Dominika Tatarki (1913 - 1989). Był pierwszym słowackim pisarzem, który podpisał Kartę 77. Od tego czasu został urzędowo całkowicie usunięty ze słowackiej literatury: jego twórczość objęto całkowitym zakazem druku, nie wolno było nawet wspominać jego nazwiska w żadnej pracy, a książki wycofano ze wszystkich bibliotek w kraju! Z fragmentu wspomnień Bernarda Noëla wyłania się postać człowieka pogrążonego w dziesięcioletniej samotniczej depresji. Stopniowo tracił przyjaciół, znajomych, jego korespondencja była cenzurowana, a często w ogóle nie docierała, lądując w archiwach czechosłowackiej bezpieki, telefon na podsłuchu, zrywane połączenia lub głuche telefony, regularne wezwania na przesłuchania, utrata kontaktów z zagranicznymi ośrodkami (Tatarka studiował między innymi na Sorbonie): "Chodzą za mną wszędzie - powiedział. Nie ma miejsca, gdzie mógłbym się schronić. nagle dzwoni telefon, i nikt się nie odzywa. Wychodzę się przejść, a tu robią mi znienacka zdjęcia. Wolę już więc nie wychodzić. Z kolei w domu nie czuję się u siebie: jestem odcięty". Z reportażu wyłania się postać człowieka permanentnie inwigilowanego i całkowicie osamotnionego.
Czy dzisiaj, kiedy można napisać i wydrukować wszystko, nawet największą bzdurę i największy bełkot, współcześni pisarze zdają sobie sprawę, w jak luksusowych warunkach przyszło im żyć i tworzyć?
W Bratysławie na jednym z głównych placów jest pomnik Hvezdoslava. Słowacki przewodnik opowiadał nam, że to największy słowacki poeta. Jego wierszy uczą się dzieci w szkołach. I jest bardzo ceniony.
OdpowiedzUsuńTo tylko takie wspomnienie sprzed dwóch lat gdy byłam w Bratysławie.
Skoro jego rola w literaturze słowackiej jest podobna do naszego Mickiewicza, nic dziwnego, ze stawiają mu pomniki. A wiesz, myślałam, że Cię zainteresuje wpis poprzedni, o Kołakowskim ;-)
UsuńTo lecę do Kołakowskiego!!!
UsuńAni nie mają pojęcia, ani ich to nie interesuje...;o)
OdpowiedzUsuńI to smutna konstatacja :-(
Usuń