niedziela, 24 października 2021

Trzy tygodnie z Chopinem

       Od 2. do 23. października z jedno- i dwudniowymi przerwami po pierwszym, drugim i trzecim etapie. Ostanie trzy dni - 21 - 23 października to już sama radość słuchania: koncerty laureatów. Bo podczas przesłuchań finałowych się denerwowałam. Co innego, gdy się ma już duże doświadczenie występowania z orkiestrą, a co innego, gdy się takiego doświadczenia nie ma. Ale udało się wszystkim. Chyba... 

       Pierwszy, czwartkowy koncert po ogłoszeniu wyników jeszcze nie był taki, jak powinien. Laureaci byli zmęczeni. Bruce Liu, zdobywca I miejsca mówił, że spał tylko dwie godziny. Dopiero w drugim, a już najbardziej w trzecim, sobotnim koncercie niektórzy odstresowali się całkowicie i grali już zupełnie na luzie. Nawet lepiej niż podczas konkursu. Dopiero w sobotę doceniłam mistrzostwo mazurków w wykonaniu Kuszlika, a Aimi Kobayashi w interpretacji preludiów znowu zabrała wszystkich w jakąś niezwykłą, mistyczną kontemplacyjną przestrzeń. "Ona jest nie z tego świata" - napisał jakiś internauta. Bruce Liu w sobotę z Koncertu e-moll zrobił prawdziwe arcydzieło. I wreszcie z całym przekonaniem uznałam, że chciałabym mieć to nagranie na płycie.  

      Internauci jak zwykle nie zawiedli. Oczywiście, czasami lepiej jest słuchać, co mówią, co podpowiadają specjaliści.  Na co zwrócić uwagę, co jest wyjątkowego w tej czy innej interpretacji. Przywiązywać się do ich opinii za bardzo nie należy, warto, wykazując się samodzielnością, spojrzeć czasami niezmąconym okiem i uchem. Ale to, co działo się na czacie podczas transmisji, też było ciekawe. Pominę zjawiska negatywne, bo i takie się pojawiły, niestety. Niemniej tylu braw, tylu zachwytów, tylu wyrazów uwielbienia to ja nigdzie nie widziałam. I tylu "frogs"! 

      Gorąca dyskusja wywiązała się zwłaszcza po ogłoszeniu dwunastki finalistów, gdy nie przeszli czyiś ulubieńcy.  I się zaczęło: dlaczego nie ma tego, dlaczego tamtego, a dlaczego dwanaścioro, skoro regulamin mówi o dziesięciorgu finalistach?  Gdyby jury czytało czat, nie wybrałoby nigdy nikogo a lista byłaby tak długa, jak niemal na samym początku przesłuchań. A tak mimo wszystko zamknęli definitywnie drzwi za dwunastką i wszyscy niezadowoleni mogli sobie z czystym sumieniem - że nie od nich to zależało - ponarzekać. 

      Jeszcze gorętsza dyskusja - czy raczej wylewanie łez i danie upust żalom - trwała do dziś. Obok zaś pełne euforycznego uwielbienia peany ze strony tych, których typowania się potwierdziły.  Ponownie dużo "clapów",  bukiecików,  serduszek, całusów, nutek i "frogs". Najbardziej adekwatny komentarz do minionych trzech tygodni brzmiał: "Czy to już ostatni koncert. I co teraz będę robić wieczorami?" Też się nad tym zastanawiam.  Cztery lata oczekiwania na następną edycję wydają dzisiaj wiecznością. Przedsmak wieczności zdarzył się juz teraz, w tej edycji konkursu, gdy Aimi Kobayashi grała preludia.

       

        Tymczasem można zastanowić się nad kwestią mechanizmów uczenia się. Jak to się dzieje, że określone stany wyjściowe prowadzą do konkretnych efektów? Inteligencja, aspiracje, emocje, pamięć, osobowość i temperament każdego uczestnika w zetknięciu z materiałem muzycznym Chopina uczyniły z nich wirtuozów. Znowu odwołam się do wywiadu z Brucem Liu, który jest artystą bardzo świadomym i wciąż analizującym swoje umiejętności w perspektywie możliwości poprawienia, usprawnienia tego, co jest jego zdaniem niepełne, co nie odpowiada jego wyobrażeniu o muzyce.  On właściwie nigdy nie jest w pełni z siebie zadowolony.  Chyba nawet gdy gra, już myśli, co następnym razem zmienić, poprawić, udoskonalić. 

      W starym zeszycie z notatkami z psychologii znalazłam dwa wykresy krzywej uczenia się: jedna to wznosząca się łagodnie i sukcesywnie, a druga wznosząca się etapowo. Której odpowiada uczenie się utworów muzycznych?  I co będzie kolejnym wyzwaniem dla Choziainowa, który ma w repertuarze wszystkie utwory Chopina?  Mam nadzieję, że to nie będzie li tylko przechodzenie od nazwiska do nazwiska, jak w przypadku jarmarków w mieście, w którym na początku XVII w. były cztery jarmarki na cztery pory roku, a w niecałe sto lat później osiem w dni świętych patronów: na Trzech Króli, na św. Macieja, na św. Jerzego, na Boże Ciało, na św. Magdalenę, na Przemienienie Pańskie, na św. Wincentego i na św. Mikołaja. A dzisiaj odbywają się dwa razy w tygodniu. 

      Wśród 26 zawodów wymienianych przed pierwszą wojną światową był też zawód muzykanta: był nim dudarz. W okresie zaś międzywojennym wśród znaczących kupców pojawia się nazwisko "Rapaport". Mnie się ono kojarzy ze skeczem.

  

 Znalazłam też dawne nazwy ulic i ich dzisiejsze odpowiedniki. Na przykład dawna Morowa to dzisiejsza 3-go Maja, a Radzięcka dziś  nosi godną nazwę Stanisława Moniuszki, a główna biegnąca przez całe miasto i dzieląca je niemal na pół nosi miano Tadeusza Kościuszki. Tylko Szewska pozostała Szewską, chociaż szewców na niej od dawna nie ma. 

      Ho, ho, jakie cuda z niepamięci wydobywam ze starego zeszytu. Wiersz Zygmunta Rumla ku czci pracowników tajnych drukarni,  program konferencji naukowej z 1992 r. w siedzibie MON w Warszawie (o matko jedyna, co ja miałam wspólnego z MON-em?!), a wśród prelegentów Jan Gozdawa-Gołębiowski (zm. w 2013 r.), Zbigniew Gnat-Wieteska. Z jeszcze dawniejszych dziejów (i zapisków) wyłania się postać Dymitra herbu Korczak, znany jako Gorajski. Ale Dymitr pochodził z Rusi Czerwonej. Korczakowie otrzymali olbrzymie nadania królewskie, dzięki którym zgromadzili w swoich rękach klucze: klecki, gorajski, kraśnicki, szczebrzeski i stojanicki.  Posiadłościami  podzielili się bracia Dymitr i Iwan. 

       Na koniec zagadka ze starego zeszytu. Pod notatkami znalazłam takie szyfrowane znaczki:

W 7399

EO 298990

EO 315095

B 104173

B 131478

A na koniec H IV

Czy ktoś starej daty (równie starej jak ja) będzie kojarzył, co to takiego. Że też ja to zapisałam! Toż to prawie dokument. 

      

2 komentarze:

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...